[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie chciałam tak trwać i trwać bez żadnej zmiany. Co też
było powodem, że z tych silnych ramion gwałtownie się
wysunęłam.
Znalazłam chusteczki, zrobiłam z nich użytek. Gabriel
w tym czasie obszedł wóz i dokonał oceny szkód.
- Niedobrze - oświadczył, wracając do drzwi. -Tylko
kilka wgnieceń na zderzaku. Nic poważnego. Zwiatła
w porządku. Czyli teoretycznie możesz jechać. Ale... -
Pomyślał chwilę. - Przesuń się.
- Co?!
- Przesuń się. W takim stanie nie wolno ci prowadzić.
- CzujÄ™ siÄ™ fan... fantastycznie.
- Wcale tak siÄ™ nie czujesz. Martwisz siÄ™ jak diabli
o swoich rodziców, do tego dochodzi przemęczenie. Cały
dzień latasz z jednej głupiej pracy do drugiej, znajdując
RS
jeszcze czas, by co parę godzin zajrzeć do domu i spraw
dzić, co dzieje się ze mną. Bardzo to miłe z twojej strony,
ale mogłabyś sobie odpuścić.
Wcale nie miałam zamiaru sobie odpuszczać. Nigdy,
nawet jeśli robiłam z siebie idiotkę i wcale nie wprawia
łam Gabriela w zachwyt. Dlatego teraz wypaliłam:
- Mówisz, że miło z mojej strony? Przykro mi, ale
rozczarujÄ™ ciebie. Dla mnie jesteÅ› jeszcze jednÄ…, jak
mówisz, głupią pracą. Twoja bratowa zapłaciła mi, żebym
cię doglądała. - Wcale nie było to totalne kłamstwo, prze
cież dawała mi pieniądze, tylko ich nie wzięłam. A przy
pomniawszy sobie mój atak na walijski kredens, do
kończyłam: - I od czasu do czasu mam coś niecoś od
kurzyć.
Głos Gabriela był doskonale beznamiętny, jakby fakt,
że moja troska przeliczana jest na pieniądze, w ogóle go
nie poruszył.
- Widzę, że znasz wartość pieniądza, Sophie. Nic
dziwnego, że łapiesz wszystkie sroki za ogon. A teraz
posuń się.
- Ale przecież ty jeszcze nie możesz prowadzić. Nie
jesteÅ› w formie.
- Przeciwnie. Parę dni temu był u mnie lekarz i zosta
wił całkiem pomyślne wieści. Obawiam się, że będziesz
musiała znalezć sobie jeszcze jakieś zajęcie, żeby wypeł
nić luki w rozkładzie dnia.
- Nic mi o tym nie mówiłeś.
- Przyszedł w porze lunchu, kiedy byłaś zajęta poda
waniem jedzenia głodnej hordzie. Orzekł, że już wyzdro
wiałem. Poza tym jestem pewien, że nawet gdybym ze-
RS
mdlał, i tak prowadziłbym wóz lepiej niż ty. Przesuń się,
Sophie. I zapnij pasy.
Przesiadłam się na miejsce pasażera, Gabriel wsunął się
za kierownicę. Kiedy jego palce zacisnęły się na kierow
nicy, minimalne drżenie ustało.
- Jedziemy do M4?
- Tak. Na zachód, do krzyżówki w Windsorze.
Całe Knightsbridge udekorowane było świątecznie. Ko
lorowe lampki i lameta na tle błękitnego nieba wyglądały
jednak trochę nijako, bo do prawdziwej świątecznej atmo
sfery niezbędny jest śnieg i zimowy zmierzch.
- To jak ty w końcu spędzisz święta, Sophie? Może
u przyjaciół albo z siostrą?
- Kate i Simon chcą być sami, to ich pierwsze wspólne
święta Bożego Narodzenia. A Tony, na którego zawsze
mogłam liczyć, spotkał w końcu dziewczynę ze swoich
marzeń i wybiera się z nią na Malediwy.
Doniósł mi o tym przez telefon. Szczerze mówiąc, spra
wiał wrażenie, jakby do niego jeszcze nie docierało, że go
w końcu trafiło.
- Tony to ten bogaty facet, co się zmył?
- Tony? Skąd! - To przynajmniej skłoniło mnie do
uśmiechu. - A ty co będziesz robił w święta? Chyba nie
w pracy?
- Nie, nie w pracy. Pójdę z psami na długi spacer, roz
mrożę jakieś gotowe danie. Nigdy nie obchodziłem trady
cyjnych, rodzinnych świąt, a nie tęsknimy za czymś, czego
nie mieliśmy.
- Ratująca ludziom zdrowie i życie chirurgia, prawa
kobiet i pokój na świecie to jedyne priorytety rodziny Yor-
RS
ków? Najwyższy czas, żebyś zaczął celebrować święta jak
należy.
- Nawet nie wiem, od czego zacząć.
- Od sporządzenia trzech list: co kupić, co przyrządzić
i do kogo wysłać karty. Najlepiej zrobić to we wrześniu.
A potem masz już tylko pełne ręce roboty. - Zamilkłam.
Chyba już za pózno, żeby zatroszczyć się o to wszystko.
- Co potem?
- To znaczy kiedy już oblecisz wszystkie sklepy i wy
czyścisz kartę kredytową, kupując prezenty absolutnie dla
wszystkich, których znasz? Wtedy musisz już tylko wy
szukać najwyższą, najbardziej gęstą choinkę, która zmie
ści się w twoim salonie, i lekceważąc wszelkie zasady
dobrego smaku, obwieszasz ją wszystkim, co błyszczy,
świeci i migocze.
Gabriel zaśmiał się.
- Czyli brak dobrego smaku jest niezbędny?
- Oczywiście. Dobieranie kolorów jest zakazane...
Wielki Boże! On się zaśmiał. Odwróciłam się i wlepi
łam w niego oczy, powalona nieoczekiwanym dzwiękiem.
I tą różnicą, jaką sprawia w twarzy człowieka kilka dodat
kowych zmarszczek.
Moje milczenie musiało ostrzec Gabriela, że zrobił coś
dziwnego. Spojrzał na mnie i śmiech ucichł.
- W porządku - powiedział. - Jak dotychczas nie wy
daje siÄ™ to zbyt bolesne.
- Nie bÄ…dz taki zadowolony. To dopiero poczÄ…tek.
Duży, czterokołowy pojazd połykał kilometry, a ja na
dal zabawiałam Gabriela opowieściami, od których włos
mu się jeżył na głowie. Odpowiednio ubarwionymi przez
RS
ciągłe powtarzanie historyjkami, dzięki którym święta na
zawsze pozostawały w pamięci. Skoro raz już udało mi
się zmusić Gabriela Yorka do śmiechu, nie daruję sobie
powtórki.
Opowiedziałam mu, jak kiedyś wysiadł prąd. Gotowa
liśmy i jedliśmy przy świecach, jak u Dickensa. Bardzo
nastrojowo, choć wymagało to nieco wysiłku.
Zaserwowałam mu historyjkę o mojej idealnej siostrze,
która wykazała zbyt wielką gorliwość w drinkowaniu
przed lunchem. W rezultacie zasnęła, kryjąc twarz w pud-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]