[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przedtem był zatrudniony w dużym hotelu w Afryce Południowej, ale zrezygnował, bo
szefostwo nie chciało pójść mu na rękę i musiał pracować w niedzielę.
- Ty mu na to pozwalasz.
- Już ci mówiłem, że jestem dobrym szefem.
- Wiem, wiem. Jego dzieciom też przywozisz książki?
R
L
T
Na jego ustach pojawił się ciepły uśmiech.
- Dzieci Paula są już dorosłe. Najstarszy syn studiuje medycynę w Londynie. -
Sprawnie przewrócił bekon na drugą stronę. Josie nie musiała pytać, kto sponsoruje te
studia. - Jak to było, kiedy pracowałaś jako pomoc kuchenna? - zapytał, gdy zaczęła
smarować chleb masłem.
- O czym tu opowiadać? - Wzruszyła ramionami. - Szorowałam, zmywałam, obie-
rałam warzywa. I już.
- A co ze studiami? Nawet jeśli chciałaś popracować w kuchni, żeby potem wyko-
rzystać te doświadczenia, rok terminowania to trochę długo.
Z uporem smarowała chleb, bo nie miała odwagi na niego spojrzeć, a czuła, że jej
się przygląda.
- Nie skończyłam studiów - odparła, wyjmując talerze. - Mama była umierająca,
ktoś musiał się nią opiekować.
- Przecież miała męża.
- Owszem. Co pijemy? Kawę czy herbatę?
- Na kawę trochę za pózno.
- Więc herbata, choć powinno być kakao - mruknęła, sięgając po czajnik. Wolała,
by Gideon nie drążył tematu jej ścieżki zawodowej. Ani ojczyma.
- Wspominałaś, że miał problemy z kręgosłupem, więc pewnie niewiele pomagał -
zauważył.
- Kiedy zabrakło pensji mamy, jedno z nas musiało pójść do pracy. Wolałam gło-
dować, niż zostawić ją pod jego opieką. Na szczęście perspektywa opieki nad umierającą
żoną podziała jak cudowne lekarstwo na jego dolegliwości. Błyskawicznie znalazł sobie
pracę w pobliskim pubie, który i tak był jego drugim domem.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Przedślubne śniadanie, złożone z wykwintnych dań, to ważny punkt
uroczystości".
Serafina March Zlub doskonały".
Gideon natychmiast wyczuł zadawnioną urazę i gniew. Próbowała to ukryć, sięga-
jąc po swą ulubioną broń, czyli sarkazm, ale zdradzały ją nienaturalnie nerwowe ruchy.
Jej głęboka niechęć do męża matki była oczywista, ale Gideon podejrzewał, że chodzi o
coś więcej. Mową ciała dawała do zrozumienia, że nie powinien zadawać zbędnych py-
tań.
- Po śmierci matki nie mogłaś wrócić na studia?
- Nie! - Napełniła kubki herbatą, a każdy jej ruch był jak okrzyk: przestań mnie
wypytywać!
Gideon postanowił na chwilę odpuścić i skupił się na smażeniu jajek. W tym czasie
ona czyściła blat.
- Pewnie nie byli zadowoleni, kiedy rzuciłaś pracę w kuchni - powiedział, gdy z
kanapkami na talerzach wracali do jadalni.
- Może i nie byli, za to ja tak - przyznała.
Wolała nie dodawać, że traktowali ją gorzej niż młodocianego przestępcę, który
trafił do poprawczaka za wyrywanie torebek starszym paniom. Dawali jej najgorszą ro-
botę, kazali harować za dwóch i oczekiwali, że wszystko będzie gotowe, zanim zdążą o
tym pomyśleć. Miała być lepsza od wszystkich. I potulna jak baranek. Miała słuchać i nie
gadać. A już na pewno nie dyskutować z szefem kuchni, który traktował ją gorzej niż
trędowatą i mógł w każdej chwili posłać na bruk.
Gideon wybrał stolik z widokiem na rzekę, nad którą pod osłoną nocy przychodzi-
ły zwierzęta.
- Plecy chyba mniej cię bolą - zauważyła, gdy odsunął dla niej krzesło.
- Niesamowite, jakie cuda może działać perspektywa smacznej kolacji w interesu-
jącym towarzystwie.
R
L
T
- W interesującym towarzystwie? - podchwyciła, i położywszy palec na ustach,
udawała, że analizuje jego słowa. - Zjadłem kolację z interesującą kobietą". Która
dziewczyna chciałaby coś takiego usłyszeć?
Uśmiechnął się, ale odniosła wrażenie, że robi to z uprzejmości.
- Jeśli będę miał wybór między piękną kobietą a interesującą kobietą, zawsze wy-
biorę tę drugą - odparł.
- Błagam! Daj mi spokój!
Roześmiał się, tym razem szczerze. Zadowolona, że udało jej się odciągnąć go od
trudnych tematów, sięgnęła po kanapkę.
- Mniam, pycha! - mruknęła po pierwszym kęsie. - Zapomnij, że kazałam ci się
wynosić. Nie wiedziałam, co robię. Gdybym miała wybierać między mężczyzną przy-
stojnym a dobrze gotującym, zawsze wybiorę tego drugiego.
Gideon nie zapalił świec, bo księżyc, prawie w pełni, dawał wystarczająco dużo
światła. W srebrzystym blasku dostrzegła, że lekko się uśmiecha.
- Gdzie się nauczyłeś tak dobrze gotować?
- Jako młody chłopak często biwakowałem - odparł, zlizując żółtko z palca. - Wę-
drowałem, pływałem kajakiem. Sprawdzałem, czy moje pomysły wypalą, dopiero potem
umieszczałem je w ofercie.
- Tak wpadłeś na pomysł organizowania wyjazdów dla spragnionych mocnych
wrażeń?
- Niezupełnie. Moja rodzina miała biuro turystyczne, więc mam ten biznes we
krwi.
- No popatrz, a ja myślałam, że jesteś energicznym przedsiębiorcą, który wytycza
nowe trendy i przeciera szlaki wariatom, którzy są gotowi zapłacić kupę kasy za to, żeby
mogli skręcić sobie kark.
- Coś w tym jest. Mój ojciec chciał sprzedawać typowe rodzinne wakacje. Ja wręcz
przeciwnie. Nie mogliśmy się dogadać. On mówił, że jego klienci nie są zainteresowani
takimi wariactwami. Mylił się. Ludzie bez względu na wiek lubią poczuć, jak szybciej
bije im serce. Poczuć strach, ale go przezwyciężyć. Skoczyć ze spadochronem, przemie-
rzyć pustynię, przelecieć balonem nad wodospadami Wiktorii...
R
L
T
- Wybrać się na wędrowne safari w Botswanie - uzupełniła, gdy na chwilę zamilkł.
Wszystkie jego drogi prowadziły tu. Nad tę rzekę i jej rozlewisko.
- Początkowo myślałem o safari w Afryce - sprostował. - Na uniwersytecie pozna-
łem dziewczynę, która miała tutaj ojca. Facet był zawodowo związany z kopalniami
diamentów. Ciągle słyszałem od niej o delcie rzeki Okavango, ptakach, przyrodzie. Kie-
dy zacząłem planować safari, zadzwoniłem do niej i poprosiłem o radę. Zaproponowała,
że będzie moim przewodnikiem.
A więc ona?
- Pokazała mi swoje ulubione miejsca. Wędrowaliśmy, rozbijaliśmy obozy, robi-
liśmy notatki. Kochaliśmy się.
Pewnie! Jakżeby inaczej!
- Ostatniej nocy rozbiliśmy obóz właśnie tutaj. Siedzieliśmy przy ognisku, a noc
była wtedy tak jasna jak dziś. W pewnej chwili dostrzegłem pośród liści charaktery-
styczny błysk. To były oczy lamparta, który wylegiwał się na gałęzi, cierpliwie czekając
na ofiarę. Byliśmy pewni, że to my podpatrujemy przyrodę, tymczasem pokazało się, że
przez cały wieczór byliśmy obserwowani.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]