[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powietrzu wciąż unosiło się to wrażenie powrotu do dawnego świata jej dzieciństwa.
Spojrzała na ściany, szukając krzyża, Madonny lub innego katolickiego symbolu, czegoś, co
mogłoby natychmiast wyjaśnić tę rozmowę telefoniczną z osobą kryjącą się pod przybranymi
imionami Mary Rosę. Nic nie świadczyło, że mieszka tu ktoś wierzący. Loren zauważyła
złożone prześcieradło i koc na kanapie, jakby ktoś tu niedawno spał.
W pokoju była młoda kobieta, najwyżej dwudziestoletnia, oraz dwaj mali chłopcy. Starszy
nie miał więcej niż osiem lub dziewięć lat.
Paul, Ethan powiedziała ich matka. To jest inspektor Muse.
Obaj dobrze wychowani chłopcy posłusznie uścisnęli dłoń Loren, a nawet nawiązali z nią
kontakt wzrokowy.
123
Jest pani policjantem? zapytał mniejszy, chyba Ethan.
Policjantką poprawiła odruchowo Loren. Owszem kimś w tym rodzaju. Jestem
inspektorem z biura prokuratora okręgowego. To tak jakbym była policjantką.
Ma pani broń?
Ethanie! skarciła go Marsha. l Loren odpowiedziałaby mu i pokazałaby broń, ale
wiedziała, i że niektóre matki tego nie lubią. Loren to rozumiała wszyst- i ko byle tylko
uchronić kochanie" przed przemocą ale negowanie na dłuższą metę istnienia broni palnej
jest żałośnie niewystarczającą taktyką.
A to jest Kyra Sloan przedstawiła Marsha Hunter. Pomaga mi opiekować się
dziećmi.
Młoda dziewczyna pomachała Loren z drugiego końca pokoju, zbierając zabawki. Loren
odpowiedziała podobnym machnięciem.
Kyra, mogłabyś na chwilę zabrać chłopców na dwór?
Jasne. Kyra zwróciła się do malców: Hej, chłopaki, może zagramy w piłkę?
Ja wybijam pierwszy!
Nie, ty byłeś pierwszy ostatnio! Teraz moja kolej! Wyszli, wciąż spierając się o kolejność
wybijania. Marsha spojrzała na Loren.
Czy coś się stało?
Nie, nic takiego.
Zatem o co chodzi?
To tylko rutynowe czynności w trakcie prowadzonegi dochodzenia.
Bardzo enigmatyczne wyjaśnienie, ale Loren przekonała sit już, że okazuje się niezwykle
skuteczne.
Jakiego dochodzenia?
Pani Hunter...
Proszę mówić mi Marsha.
Zwietnie, przepraszam. Marsha, jest pani katoliczką?
Słucham?
Nie chcę być wścibska. Tu nie chodzi o pani religię. Chcę tylko ustalić, czy jest pani w
jakiś sposób związana z parafią St Margaret's w East Orange.
124
St Margarefs?
Tak. Jest pani członkiem tej parafii? _ Nie. Należymy do St Philomena's w Livingston.
Dlaczego pani pyta?
Czy jest pani w jakikolwiek sposób związana z St Margarefs? _ Nie. I zaraz dodała:
A co pani rozumie przez
związana"? Loren nie przerywała, nie chcąc wypaść z rytmu.
Czy zna pani kogoś, kto uczęszcza do tamtejszej szkoły?
Do St. Margarefs? Nie, nie sądzę.
Zna pani którąś z nauczycielek w tej szkole?
Nie przypuszczam.
A siostrę Mary Rosę?
Kogo?
Czy zna pani którąś z zakonnic z St Margarefs?
Nie. Znam kilka z St PhiPs, ale żadnej siostry Mary Rosę.
Zatem to imię nic pani nie mówi?
Zupełnie nic. A o co chodzi?
Loren nie odrywała oczu od jej twarzy, szukając legendarnego nerwowego tiku". Nie
dostrzegła żadnego, ale to niczego nie dowodziło.
Mieszka pani tu sama z dziećmi?
Tak. No, Kyra ma pokój nad garażem, ale ona jest z innego stanu.
Jednak mieszka tutaj?
Wynajmuje pokój i pomaga mi. Studiuje na Uniwersytecie Williama Patersona.
Jest pani rozwódką?
Wdową.
Coś w sposobie, w jaki Marsha Hunter to powiedziała, sprawiło, że kilka kawałków
łamigłówki znalazło się na swoich miejscach. Absolutnie nie wszystkie. I o wiele za mało.
Loren zaklęła w duchu. Powinna była sprawdzić kilka faktów.
skrzyżowała ręce na piersi. A o co właściwie chodzi?
125
Siostra Mary Rosę niedawno umarła.
I pracowała w tej szkole?
Tak, była nauczycielką. W St Margarefs.
Nadal nie rozumiem, co to...
Kiedy przejrzeliśmy wykaz rozmów telefonicznych, znalezliśmy jedną, której powodu nie
potrafiliśmy wyjaśnić.
Dzwoniła tutaj?
Tak.
Marsha Hunter wyglądała na zaniepokojoną.
Kiedy?
Trzy tygodnie temu. Dokładnie drugiego czerwca. Marsha pokręciła głową.
Może wykręciła zły numer.
I rozmawiała sześć minut?
To sprawiło, że Marsha się zastanowiła.
Proszę powtórzyć datę.
Drugiego czerwca. O ósmej wieczorem.
Mogę sprawdzić w kalendarzu, jeśli pani chce.
Bardzo bym chciała, dziękuję.
Mam go na górze. Zaraz wrócę. Jednak jestem pewna, że nikt z nas nie rozmawiał z tą
zakonnicą.
Nikt z nas?
Przepraszam?
Powiedziała pani nas". Kogo miała pani na myśli?
Nie wiem. Chyba wszystkich w domu. Loren nie komentowała tego.
Ma pani coś przeciwko temu, że zadam kilka pyta
Hunter zastanowiła się.
Chyba nie będzie z tym żadnego problemu. I dodała z wymuszonym uśmiechem:
Tylko chłopcy wpadną w szał, jeśli w ich obecności powie pani dzieci".
Rozumiem.
Zaraz wracam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]