[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twiały i tylko gdzieś w zakamarkach mózgu kołatała ukryta myśl: Jak uciec? Niestety
nie było to możliwe; celnik zbyt gorliwie spełniał swój obowiązek. Szedł za mną w takiej
odległości, że nie było mowy, bym mógł napaść go znienacka, do przodu również sko-
czyć nie mogłem, gdyż już po pięciu krokach dałby natychmiast do mnie ognia.
W komorze celnej otworzył jakiś mały pokoik.
Proszę, niech pan wejdzie. Musi pan tu zaczekać.
Jak długo?
Aż zostanie pan przesłuchany.
Czy nie mógłby pan tego zaraz zrobić? Przecież nic takiego nie uczyniłem, by
mnie zamykano.
A więc niech się pan nie martwi.
Ja się nie martwię powiedziałem i zdjąłem swój plecak. Może w takim razie
zaczniemy?
Zaczniemy, gdy będziemy do tego gotowi powiedział urzędnik szczerząc w iro-
nicznym uśmiechu wyjątkowo mocne, białe zęby. Miał wygląd myśliwego i zachowywał
się jak myśliwy.
Jutro rano przyjdzie kompetentny urzędnik. Tymczasem może się pan tutaj prze-
spać na krześle. Zostało już tylko kilka godzin. Heil Hitler!
Rozejrzałem się dokoła. Okno było okratowane; drzwi mocno zamknięte z zewnątrz.
%7ładnej możliwości ucieczki. Słyszałem gdzieś obok rozmowy ludzi. Siedziałem i cze-
kałem. Sytuacja była beznadziejna. Wreszcie niebo poszarzało przechodząc stopniowo
w coraz jaśniejszy błękit. Znów usłyszałem głosy i poczułem zapach kawy. Ktoś otwo-
rzył drzwi. Udałem, że dopiero się obudziłem, i ziewnąłem. Wszedł jakiś urzędnik. Był
czerwony na twarzy, gruby, lecz wyglądał na bardziej ludzkiego niż myśliwy .
No, nareszcie! powiedziałem. Cholernie niewygodnie było mi spać!
Czego pan szukał w pobliżu granicy? zapytał urzędnik i zaczął grzebać w moim
plecaku. Chciał pan uciec, coś przeszmuglować?
Używanych spodni nikt nie wiezie na szmugiel odpowiedziałem ani zno-
szonej koszuli.
Pięknie. Co więc u licha robił pan tam w nocy? Odsunął mój plecak na bok.
Przypomniały mi się nagle pieniądze, które miałem przy sobie. Jeżeli je znajdzie,
będę zgubiony. Prawdopodobnie nie badałby mnie już więcej.
Przyszło mi do głowy popatrzeć na Ren w nocy odpowiedziałem uśmiechając
siÄ™. Jestem turystÄ…, trochÄ™ romantykiem.
76
Skąd pan przybył?
Wymieniłem nazwę mojego pensjonatu i miejscowość, z której przyjechałem.
Chciałem dziś rano wrócić powiedziałem. Moje walizki są tam dotychczas.
Zapłaciłem komorne, z góry za cały miesiąc. To wszystko chyba nie wskazuje na szmu-
giel, jak pan sÄ…dzi?
No, no odpowiedział. Wszystko to jeszcze sprawdzimy. Za godzinę bę-
dziemy na miejscu. Pójdziemy razem. Zobaczymy, co pan ma w tych walizkach.
Było dość daleko. Grubas również okazał się czujny i strzegł mnie jak pies owczarski.
Prowadził obok siebie rower i palił. Wreszcie przyszliśmy na miejsce.
Patrzcie, idzie, znalazł się! zawołał ktoś z okna pensjonatu.
Za chwilę stanęła przede mną gospodyni. Była czerwona jak indyk ze zdenerwowa-
nia.
Mój Boże, a myśmy już myśleli, że się panu co przytrafiło! Gdzie pan przepadł na
całą noc?
Zobaczyła z rana moje nie rozesłane łóżko i pomyślała, że mnie zamordowano.
W okolicy grasował rzekomo jakiś bandyta, który miał już na sumieniu kilka napadów
rabunkowych. Dlatego powiadomiła o mym zniknięciu policję. Jeden z policjantów wy-
szedł właśnie z pensjonatu. Wyglądał jak myśliwy.
Zabłądziłem odpowiedziałem możliwie spokojnie. A że noc była piękna,
postanowiłem po raz pierwszy od czasów mego dzieciństwa przespać się na łonie na-
tury. To było wspaniałe! Bardzo przepraszam, że sprawiłem pani tyle kłopotu. Niestety
przez pomyłkę znalazłem się za blisko granicy. Proszę, niech pani wyjaśni urzędnikowi
celnemu, że tu mieszkam.
Wyjaśnienie gospodyni zdawało się trafiało celnikowi do przekonania, natomiast
policjant okazał się bardziej nieufny.
Skąd pan przybył? zapytał. Od granicy? Czy ma pan dokumenty? Kto pan
jest?
Na moment zabrakło mi tchu. W wewnętrznej kieszeni marynarki miałem pienią-
dze wręczone mi przez Helenę. Jeżeli wyjdzie to na jaw, zostanę posądzony o chęć prze-
szmuglowania ich do Szwajcarii, oddadzą mnie pod sąd. Co mogło potem nastąpić, le-
piej nie myśleć.
Wymieniłem nazwisko, dowodu jeszcze na razie nie pokazałem. Niemcy i Austriacy
nie potrzebujÄ… go w swoim kraju.
A kto nam udowodni, że pan nie jest tym bandytą, którego szukamy? zapytał
policjant o fizjonomii myśliwego.
Roześmiałem się.
Nie ma się czego śmiać powiedział rozzłoszczony i razem z celnikiem zaczęli
grzebać w moich walizkach.
77
Potraktowałem to jako kiepski żart. Jednocześnie zastanawiałem się, jak wytłumaczę
się z posiadanych pieniędzy, jeżeli dojdzie do osobistej rewizji. Postanowiłem powie-
dzieć, że chcę kupić w pobliżu niewielką posiadłość.
Ku mojemu zdumieniu policjant w jednej z przegródek drugiej walizki znalazł
jakiÅ› list. ByÅ‚a to walizka, którÄ… przywiozÅ‚em z Osnabrück i do której Helena zapako-
wała moje stare rzeczy, a potem zabrała ze sobą. Policjant otworzył list i zaczął czytać.
Przyglądałem mu się w największym napięciu. Nic o tym liście nie wiedziałem i łudzi-
łem się jeszcze, że jest to jakaś stara, zapomniana i nic nie znacząca korespondencja.
Policjant chrząknął i spojrzał na mnie.
Pan się nazywa Józef Schwarz?
PrzytaknÄ…Å‚em.
Dlaczego nie powiedział pan tego od razu? zapytał.
Powiedziałem to panom przedtem odrzekłem, starając się jednocześnie prze-
czytać nagłówek listu z odwrotnej strony.
Tak, to prawda przyświadczył celnik.
A więc to pismo dotyczy pana? powiedział policjant.
Wyciągnąłem rękę. Policjant chwilę namyślał się, potem podał mi je. Spojrzałem na
druk. ByÅ‚ to adres partii narodowosocjalistycznej w Osnabrück. Powoli odczytywaÅ‚em,
że Parteigenosse Józef Schwarz znajduje się w celu wykonania poufnych zadań w po-
dróży i że wÅ‚adze partyjne w Osnabrück proszÄ… o udzielenie mu wszelkiej potrzebnej
pomocy. Pod tekstem widziaÅ‚ napis: Georg Jürgens Obersturmbannfugrer wykonany
ręką Heleny. Trzymałem list w ręku.
Zgadza się? zapytał policjant tym razem z widocznym respektem.
Wyciągnąłem paszport, pokazałem mu nazwisko i schowałem z powrotem.
Sprawy poufne państwowej wagi odpowiedziałem.
W związku z tym? policjant wskazał na pismo.
W związku z tym powiedziałem z powagą, chowając list do kieszeni. Mam
nadzieję, że to panom wystarczy?
Tak jest, oczywiście. Policjant przymrużył bladoniebieskie oko. Rozumiem.
Lustracja granicy.
Podniosłem rękę.
Proszę, ani słowa o tym. To jest ściśle poufne. Dlatego właśnie nie mogłem nic po-
wiedzieć. Jednak rozszyfrowaliście mnie. Jesteście członkami partii?
Oczywiście odpowiedział policjant. Zobaczyłem teraz, że jest rudy, i poklepa-
Å‚em go po plecach wilgotnych od potu.
Doskonale! Proszę, to dla panów na wino. Należy się wam za trudy i dobrą
służbę.
Schwarz uśmiechnął się melancholijnie.
78
[ Pobierz całość w formacie PDF ]