[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ulicy czekał na nich zaprzęg, którego woznicą był Duom Nil' Erg.
Eskortowało go trzech mężczyzn na koniach bojowych. Wszyscy mieli na sobie zbroje. Camille i
Salim z ogromnym zdumieniem stwierdzili, że jednym z nich był Bjorn. Rycerz posłał im uśmiech
poprzez uchyloną zasłonę hełmu.
Dwaj pozostali jezdzcy, Hans i Maniel, wyglądem przypominali gwardzistów strzegących bram
miasta i nawet nie spojrzeli na młodych podróżnych. Zbroje obu mężczyzn były mniej lśniące niż
zbroja Bjorna, i Salim, który zwracał uwagę na tego rodzaju szczegóły, zrozumiał, że Hans i Maniel
byli zawodowymi żołnierzami. Camille i Salim wspięli się na wóz i wygospodarowali sobie trochę
miejsca wśród leżących tam koców i bagaży. Edwin wsiadł na konia. Jako jedyny z konnych nie miał
na sobie stalowej zbroi, ale nie było wątpliwości, że to on jest dowódcą. Dał sygnał do drogi.
Wymieniono zaledwie kilka słów.
Upłynęły już dwie godziny, odkąd opuścili miasto, a nadal nie nadchodził świt.
Camille owinęła się ciaśniej kocem. Zpiący obok niej Salim jęknął. Popatrzyła na przyjaciela. Jaka
była jego rola w tej historii?
Pogodziła się już z faktem, że ten świat jest jej światem. Odczuwała to we wszystkich komórkach
ciała i nic nie trzymało jej w tamtym, który opuściła. Inaczej było w przypadku Salima. Camille czuła
się odpowiedzialna za wciągnięcie go w tę przygodę, nawet jeśli nie zrobiła tego umyślnie. Zdawała
sobie sprawę, że jest szczęśliwy, ale wciąż zastanawiała się, jak długo to potrwa. Możliwe, że Salim
nie zobaczy już nigdy matki, rodziny...
Camille podniosła się na łokciu.
Duom Nil' Erg, pogrążony w zadumie, powoził opatulony w gruby, futrzany płaszcz.
Bjorn, widząc, że Camille nie śpi, spiął konia ostrogami i podjechał bliżej.
- A więc, młoda damo, sen ucieka z twych powiek?
- Myślę, że to raczej ja uciekam przed snem - stwierdziła Camille.
Zapanowała chwila ciszy, następnie rycerz uśmiechnął się z zażenowaniem.
- Na pewno uważasz, że straszny ze mnie błazen?
Camille zastanowiła się przez moment.
-Tak, trochę.
Nie miała zamiaru zranić Bjorna, niemniej wydawało jej się ważne, żeby wiedział, co naprawdę myśli.
Rycerz skrzywił się.
Hełm, który zdjął z głowy, kołysał się przy jego siodle. Mężczyzna przeczesał dłonią włosy.
- Obawiam się, że masz rację. Zbyt często udawałem, oszukiwałem, kłamałem. Zastanawiam
się, dlaczego człowiek taki jak Edwin Til' Illan zaproponował mi, żebym mu towarzyszył, chociaż
okryłem się śmiesznością... Jak sądzisz?
Camille uśmiechnęła się. Wydawało jej się nieco dziwne, że dorosły mężczyzna wzrostu Bjorna pyta
ją o zdanie, ale nie sprawiło jej trudności udzielenie odpowiedzi na jego pytanie. Odkąd przybyła do
Gwendalaviru, miała wrażenie, że dojrzała. Może było tak jedynie dlatego, że tutaj nikt nie traktował
jej jak dziecko.
- Nie znatn Edwina - zaczęła. - Zresztą nie sądzę, żeby można było kogoś poznać w ciągu
dwóch dni czy nawet dwóch miesięcy. Natomiast mogłabym przysiąc, że nie zrobił tego, by sprawić
panu przyjemność. To raczej do niego niepodobne.
-A więc...
- A więc z pewnością ma swoje powody. Może nie jest pan aż tak beznadziejny, jak pan to
przed chwilą przedstawił. Edwin na pewno to zauważył.
Camille rozejrzała się. Duom wpatrywał się w dal i nie zwracał uwagi na ich rozmowę. Obaj żołnierze
jechali z tyłu. Nie było śladu Edwina.
- Robi wypady zwiadowcze - wyjaśnił Bjorn. - Nie przestaje. W tył, w przód. Wszystkiego
pilnuje. Nie wiem, jak długo walczył z tymi dwoma Ts'żercami, o których mówiliście, nie spał, a teraz
galopuje we wszystkie strony. Na jego miejscu już padłbym trupem z wycieńczenia. Czy ten człowiek
ukuty jest ze stali?
Było tyle podziwu i zazdrości w głosie Bjorna, że Camille wybuchnęła śmiechem.
Salim obok niej poruszył się, a Duom zdawał otrząsać się z zamyślenia.
- Próbował pan go złamać - zakpiła łagodnie.  Jednak nie przyniosło to panu szczęścia.
Rycerz pomacał się po żebrach, uśmiechając się żałośnie.
- To prawda, że dostałem prawdziwą nauczkę. Wiesz, Camille...
-Tak?
- Kiedy zaproponowałem ci pomoc w związku z twoją misją, mówiłem poważnie. Edwin Til'
Illan nie zmusił mnie do wyjazdu, jestem tu z własnej woli. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale odkąd cię
spotkałem, mam wrażenie, że ponownie stałem się panem swojego losu. Może wreszcie obiorę
właściwy kierunek. Sądzę, że jesteś wartościową osobą, kimś ważnym. Wiedz, że cokolwiek się
stanie, będę zawsze po twojej stronie.
- Dziękuję - odrzekła Camille z powagą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •