[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie pamiętasz, nie wsadzą cię, trafisz najwyżej do zakładu
psychiatrycznego. Radzę ci to jako twój prawnik. Zgłoś się, będę
twoim obrońcą, zrobię, co w mojej mocy, żeby ci pomóc. Wierzę, że
zostałeś paskudnie wrobiony.
Propozycja Peeblesa zupełnie zaskoczyła Mike'a.
227
RS
- Dlaczego chcesz to zrobić?
- Naprawdę nic nie pamiętasz?
- Naprawdę.
- Sześć lat temu klientka oskarżyła mnie o molestowanie
seksualne. Kłamała, ale wokół sprawy zrobiło się dużo zamieszania.
Straciłem ważnych klientów, zanim jeszcze sprawa trafiła do sądu.
Nigdy zresztą do tego nie doszło, bo ta kobieta wycofała pozew. Byłeś
jednym z nielicznych, którzy się wówczas ode mnie nie odwrócili.
- Nic nie pamiętam - powtórzył Mike.
- Ale ja pamiętam. I teraz mi wstyd. Sprzedałem twoją firmę z
dużą stratą. Tak ci się odwdzięczyłem. Nie naruszyłem prawa, ale
zrobiłem coś znacznie gorszego. Ledwie Liza wyszła z kancelarii,
zadzwoniłem na policję. Byłem przekonany o twojej winie. Teraz
mogę naprawić swój błąd tylko w jeden sposób, dając ci dobrą radę.
Zgłoś się sam, nie uciekaj, nie ukrywaj się, Duke.
- Wierzysz teraz, że jestem niewinny? Adwokat zawahał się.
- Nie wiem. W każdym razie nie wierzę, żebyś był winny, jeśli
to coś wyjaśnia. I chcę ci pomóc.
Mike nie wiedział już, komu ufać, na pewno jednak mógł
skreślić Joe Peeblesa z listy podejrzanych.
- Zadzwonię do ciebie pózniej.
- Uważaj na siebie - powiedział adwokat w ślad za znikającym
za oknem gościem.
Mike nie zdążył jeszcze dotknąć stopami ziemi, kiedy poczuł
wciśniętą pod żebro lufę pistoletu.
228
RS
- Byłem prawie pewien, że cię tu znajdę - oznajmił Trent z
nieukrywaną satysfakcją. - Gdzie Liza?
- Też chciałbym to wiedzieć.
- Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Znalezliśmy kartkę,
którą zostawiłeś w hotelu. To oczywiste, że musiałeś ją porwać.
Mike westchnął z rezygnacją. Jego plan zawiódł na całej linii.
229
RS
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Liza przyłożyła ucho do drzwi. Gdzieś w mieszkaniu dzwonił
telefon, blisko, tuż obok, a jednak poza jej zasięgiem.
Zrezygnowana usiadła na podłodze i oddała się niewesołym
rozmyślaniom. Pascal musiał mieć coś wspólnego z kradzieżami dzieł
sztuki, to oczywiste. On i Marcelle... Wolała nie wysnuwać dalszych
wniosków. Wystarczy, że tkwi zamknięta w jego mieszkaniu i że nikt,
z wyjątkiem Kumpla, nie wie, gdzie jej szukać.
Poznała Pascala dziesięć lat temu podczas pokazu swoich prac,
wkrótce po ukończeniu college'u. Od tego czasu zajmował się jej
karierą, pomógł zaistnieć w świecie artystycznym, wyrobić nazwisko.
Owszem, lubił rządzić, bywał opryskliwy i gruboskórny, ale
właśnie te cechy czyniły z niego tak dobrego agenta.
Ponownie przyłożyła ucho do drzwi, usiłując złowić coś z
rozmowy telefonicznej.
- Zwietnie, że dzwonisz, Trent. Nie, nie widziałem Lizy. Nie
odzywała się do mnie. Jest chyba z tym łajdakiem. Co? Zostawił
wiadomość? Grozi, że ją zabije?! To niebywałe. Oczywiście, jeśli
zadzwoni do mnie, ostrzegę ją. Tak, wiem, jak bardzo się o nią
martwisz. Ja też. Dzięki za telefon.
Po chwili rozległy się kroki. Pascal podszedł do drzwi, szczęknął
przekręcany w zamku klucz.
- Nie możesz mnie tu więzić! - wybuchnęła Liza, kiedy pojawił
się w progu. - Ja... - Zobaczyła nóż w jego ręku i umilkła. - Pascal?
230
RS
Pokręcił głową z politowaniem.
- Biedna Liza. Miałaś przed sobą wspaniałą przyszłość, moja
droga. Szkoda, że nie będziesz mogła się nią cieszyć. Prawdziwy
pech. Duke bardzo ułatwił mi zadanie, zostawiając w hotelu
wiadomość o porwaniu. Wyśmienity pomysł. Krzesło elektryczne ma
jak w banku. W przypadku śmierci Marcelle nie było to takie
oczywiste, chociaż naprawdę się starałem, żeby go wrobić. Ale cóż,
poszlaki, poszlaki, niepewne dowody. Dzisiaj to za mało.
- Nie zabijesz mnie przecież.
- Przykro mi, Lizo. Tym bardziej że nie zrobiłaś nic złego, poza
tym że zakochałaś się w niewłaściwym człowieku. Z Marcelle rzecz
miała się znacznie gorzej.
- Co takiego zrobiła Marcelle? - Liza wiedziała, że nie zmieni
wyroku, pomimo to zagadywała Pascala.
- Stała się pazerna. Nie mogłem jej już ufać. Dlatego musiała
zginąć.
- Zabiłeś ją? - Pytanie było czysto retoryczne. Zabił, oczywiście,
że zabił, chociaż prawda tego stwierdzenia nie mieściła się jej w
głowie. - A Duke? Wiedziałeś, co się z nim dzieje?
- Myślałem, że nie żyje. - Pascal wzruszył ramionami.
- Nie miał prawa przeżyć razów, które otrzymał, a jednak. Kto
by pomyślał, że dotrze aż do Północnej Dakoty.
- A więc to ty! Mój agent, przyjaciel! - Liza jak
zahipnotyzowana wpatrywała się w sztylet z ozdobną rękojeścią,
231
RS
dokładnie taki sam jak ten, od którego zginęli Marcelle Ricco i Kyle
LaRue.
- Uczyniłem cię wziętą malarką. Beze mnie nadal byłabyś nikim.
- Co za idiotyzm. Uważasz, że ten drobny fakt w pełni cię
usprawiedliwia?
- Dzięki mnie twoje obrazy rosły z dnia na dzień w cenę.
Sprzedawałem je miejscowym kolekcjonerom, ubezpieczałem na
wysokie sumy, a potem kradłem. Marcelle znajdowała na nie kupców
w Europie. Znała ludzi, wiedziała, z kim handlować, dbała, by
skradzione prace nigdy już nie ujrzały światła dziennego. Wszystko
szło znakomicie, dopóki Marcelle za bardzo nie zasmakowała w
pieniądzach i nie zaczęła szantażować mnie i moich klientów.
- I dlatego ją zabiłeś.
- Postarałem się wcześniej, by winą obciążyć Duke'a.
- Dlaczego właśnie jego?
- Był pod ręką, poza tym zaczął węszyć wokół moich spraw.
Miał na ciebie fatalny wpływ, zachęcał do samodzielności,
zrezygnowania z mojego pośrednictwa. Ja cię stworzyłem, a on chciał
to zniszczyć.
- A Kyle LaRue?
- Głupiec i tchórz! Wpadł w panikę, kiedy Duke wrócił do
Nowego Orleanu. Po rozmowie z nim nabrał pewności, że wie o jego
nieczystych interesach, że przejrzał jego oszustwa. Chciał wyznać
wszystko twojemu ukochanemu i prosić o przebaczenie.
232
RS
Teraz wszystko stało się jasne. Pascal likwidował po kolei
wszystkich, którzy stawali się niewygodni. Nóż w jego ręku
wskazywał, że Liza nie miała być wyjątkiem.
- To ty zakradłeś się do mojego mieszkania i wbiłeś pióro w
portret Duke'a?
- Oczywiście. Sprytne posunięcie, prawda? Wprost genialne.
Ukradłem ci to pióro na dzień przed śmiercią Marcelle. Wiedziałem,
że w Europie będzie mogła uzyskać za nie dobrą cenę. Ale biedna
Marcelle odeszła, a ja zatrzymałem pióro. Miałem do niego duży
sentyment.
- Skąd się wzięła krew w samochodzie Duke'a? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •