[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie dbał o to zresztą. Nie zdradzał się z niczym, nawet nie mrugnął,
nadal patrzał nieruchomo, zimno, co starego krasnoluda napawało takim
lękiem.
Powoli i stopniowo, jak wody przypływu zalewające nagą plażę,
Haukowi wracały siły. W miarę, jak rosły jego siły, wzmagał się gniew i
nienawiść leśnika. Będzie teraz cierpliwie wypatrywał okazji do zemsty i
nieważne, jak długo przyjdzie mu czekać.
Gdy zaś nadejdzie pora, wstanie i gołymi dłońmi wyrwie serce staremu
draniowi i wetrze je w kamień.
Rozdział dwudziesty pierwszy
Stanach lewą dłonią dzwignął prawą. Pod bandażami niczym sztywne,
pozbawione czucia stalowe pręty, tkwiły połamane palce. Choć uginały się
pod nim kolana, gestem dłoni dał znać pragnącej mu pomóc Kelidzie, że
poradzi sobie sam, i chwiejnie zrobił dwa kroki. Zaczerpnął tchu i
podszedł do wyjścia z jaskini. Leśnik uzdrowiciel zapewniał go, że szybko
odzyska siły.
Oparłszy się o skalną ścianę, spojrzał na wodę. Miał nadzieję, że Kem
się nie myli. Nad wodą kłębił się dym, pędzony przez wiatr niczym stado
wełnistych owiec. Wysoko ponad wierzchołkami drzew niebo pulsowało
purpurą. Kelida z Ostrzem Burzy pobiegła wzdłuż brzegu na spotkanie
Lavima. Kender niemal tańczył z podniecenia. Dziewczyna chwyciła go za
ramiona i przytrzymała w miejscu na tyle długo, by usłyszał, co ma mu do
powiedzenia. Usłyszawszy polecenie, kender, którego liczne sakwy
podskakiwały podczas biegu, pomknął tam, gdzie brzeg rzeki badał Tyorl.
Stanach widział, jak spod baldachimu drzew wyłonili się dwaj leśni i
przyłączyli się do elfa nad wodą. Jeden z nowo przybyłych, zwany
Finnem, wskazał ręką na północ.
- Co się dzieje? - Krasnolud wrócił do jaskini. Delikatną twarzyczkę
Kelidy ocieniały smutek i troska.
Dziewczyna podniosła głowę znad wiązanego właśnie przez siebie
woreczka z leczniczymi ziołami, które dał jej Kem.
- Mówią, że gdzieś pali się las. Wynosimy się stąd. Masz dość siły, by
iść? Finn chce, byśmy tu przeszli rzekę w bród i oddzielili się nią od ognia.
- Tak to sobie obmyślił? No, to rzeczywiście muszę zacząć przebierać
nogami. - Niechętne warknięcie Stanach złagodził wzruszeniem ramion.
Potrząsając rozwianą na wietrze czupryną ciemnych włosów, do jaskini
zajrzał Lehr. To on wespół z wodzem zagłębił się dość daleko w puszczę,
gdzie wyczuł woń spalenizny. Obrzucił teraz Stanacha bystrym
spojrzeniem i klepnął po ramieniu dość mocno, by krasnolud podziękował
losowi za to, iż postawił za nim ścianę. - I jak, dasz radę na własnych
nogach? Dobra! Kem, ruszajmy!
- Jak daleko na północ jest ten ogień? - Kem przerzucił przez ramię
sakwę. - Tam do licha, Lehr! Co go wywołało?
- Nie jest daleko i rozprzestrzenia się dość szybko. - Lehr sprawdził, czy
nic w jaskini nie zostawiono i spojrzał na rzekę. - Doszliśmy do wniosku,
że front ognia jest pomiędzy naszą grupką i resztą oddziału, nie wiemy
jednak, gdzie znajdują się skrzydła pożaru, i nie mamy czasu, by to
sprawdzić. Finn powiada, że jedynym miejscem, gdzie możemy znalezć
oddział albo gdzie oni znajdą nas, jest wschodni brzeg rzeki.
Tropiciel zniknął, zanim Stanach czy Kembal zdążyli zdać sobie
sprawę, iż nie odpowiedział na pytanie dotyczące przyczyny pożaru. Kem
skrzywił się nie bez irytacji.
Stanach opuścił pieczarę z mieczem na plecach. Miał złe przeczucia.
- W tym miejscu rzeka nie jest przesadnie szeroka - powiedział Tyorl -
woda zaś sięga tu zaledwie do pasa. Dasz radę, Stanachu?
Czy siły krasnoludowi przywróciły lekarstwa Kema, czy też sił dodał
mu odległy szmer nadciągającego pożaru - Stanach wiedział, że dotrzyma
kroku towarzyszom. Spojrzał na niebo. Oba miesiące już zaszły.
Purpurowa poświata wyglądała jak zapowiedz świtu.
- Owszem, jakoś sobie poradzę. - Stanach ujrzał jednak w oczach Tyorla
cień wątpliwości.
- Będę szedł tuż za tobą. - Elf kiwnął głową - Kem powiedział, żebyś,
jeśli to możliwe, nie moczył ręki.
Pierwszy do wody, unosząc wysoko ponad głową swój łuk, wszedł
Finn. Nawet nie zdążył się oddalić od brzegu, a już skryły go nadchodzące
kolejne pasma dymu.
Za Finnem przeprawił się krasnolud, który unosił ponad wodami
zabandażowaną dłoń i ufał, iż skórzana pochwa będzie stanowić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]