[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kompletnie zatopiony w rozmyślaniach, kiedy Hannah-Kari dała mu kuksańca w bok:
- Nie chce ci się spać?
- A co, pózno już?
- Oczy mi się kleją, ale to moje ostatnie lato tu w górach, więc żal mi spać.
- Boisz siÄ™ miasta?
- Trochę tak. - Hannah-Kari patrzyła ukradkiem na Birgit i Stena, którzy siedzieli obok
siebie uśmiechnięci, opierając się o szopkę na opał. Sten niepostrzeżenie wsunął dłoń w rękę Birgit,
ale siedzieli nie patrząc na siebie, tylko w przestrzeń. Dziewczynka pomyślała, że wujostwo bardzo
się chyba kochają. - Ale trochę mnie tam ciągnie -dodała. - Nęci mnie wielkie miasto.
- Też bym chciał wyjechać... - powiedział Knut w zamyśleniu, patrząc na góry, które teraz
widoczne były tylko jako ciemny kontur na niebie.
- Naprawdę? - Hannah-Kari spojrzała zdumiona na brata. Nigdy by jej nie przyszło do
głowy, że brat też może wyobrażać sobie życie z dala od Rudningen. - Ale ty nie możesz iść do
rodziny na służbę! - zaśmiała się na samą myśl.
- Oczywiście, że nie - prychnął Knut z pogardą. - Ale mogę robić coś innego.
- Na przykład co?
- Być stangretem.
Tak, to było możliwe, ale Hannah-Kari wiedziała, że ojciec nigdy by mu na to nie pozwolił.
- Ale w Sørholm mógÅ‚byÅ› trochÄ™ pobyć? - Nagle dostrzegÅ‚a możliwość, by pomieszkać w
majątku razem z bratem. Jak już odbędzie swoją służbę w Christianii, będą mogli oboje pojechać do
majątku... - Wyobraz sobie, że moglibyśmy tam być jednocześnie!
- Mmm. - Knut nie myślał specjalnie o przyszłości, ale pomysł siostry wydał mu się
interesujący. - Kto wie, może nam się to uda? - Im dłużej o tym rozmyślał, tym bardziej mu się ów
pomysł podobał. - Mamy jeszcze dużo czasu, Hannah-Kari. Ale jak przyjdzie właściwa chwila, bę-
dziemy mogli o tym pogadać z tatą i mamą...
- Dziękujemy za miły wieczór. Bardzoście byli gościnni i pomocni. - Rybak wstał, dając
znak, że czas się kłaść spać. - Mam nadzieję, że kiedyś będziemy w stanie wam się jakoś za to
wszystko odpłacić.
- Było nam bardzo przyjemnie - zapewnił ich Ole. -Nieczęsto nam się zdarza latem w
zagrodzie zgromadzić tylu ludzi.
- Na wypadek, gdybyśmy się jutro rano nie widzieli, chcę wam już teraz uścisnąć rękę. -
Rybak podaÅ‚ dÅ‚oÅ„ najpierw Åshild, potem Olemu, a na koÅ„cu Knutowi.
- Chcecie jechać tak wczeÅ›nie rano? - Åshild uniosÅ‚a brwi ze zdziwienia.
- Spróbujemy. Tak czy owak, rano nigdy na nic nie ma czasu!
Ole pomyślał, że pasuje mu pożegnane już teraz, bo jego tu przecież jutro rano nie będzie...
Miał we wsi coś do załatwienia i musi zaraz wyruszać.
- Mam nadzieję, że będziecie dobrze spać - rzekł na koniec i goście udali się na spoczynek.
Kiedy w zagrodzie nastała cisza i w chałupie zostali tylko oboje gospodarze, Ole wyjął
plecak i poprosił żonę o przygotowanie jedzenia na drogę.
- Pojedziesz w nocy? - zaniepokoiÅ‚a siÄ™ Åshild. - Nie możesz poczekać do Å›witu? - Na myÅ›l
o dzikich zwierzętach i zbójach przeszły ją ciarki.
- Muszę spotkać się z kimś przed śniadaniem, to mój obowiązek. - Ole przytulił żonę i
zapewnił ją, że szybko wróci. - Nie ma się czego bać, jadę tylko na dół, do wsi. Nic mi nie grozi,
zaufaj mi.
- Tak, tak... Ale wiesz, że nigdy nie śpię, kiedy jezdzisz gdzieś po nocy.
- Mam strzelbę, ale nie będzie mi potrzebna. Dziś w nocy nie spotkam ani wilków, ani
włóczęgów.
Åshild pozostaÅ‚o tylko pocaÅ‚ować go na dobranoc i odprowadzić do progu. Niekiedy
przeklinała jego nadzwyczajne zdolności i teraz na pewno znowu jakieś widzenie spowodowało ten
pospieszny wyjazd. Po tylu wspólnych latach powinna była się już przyzwyczaić...
Westchnęła i pomachała mu na pożegnanie, kiedy poprowadził konia w kierunku mostku.
Dosiadł go dopiero, gdy znalazł się po drugiej stronie rzeczki. Wkrótce i konia, i jezdzca pochłonął
mrok nocy.
Jadąc w dół, Ole nie spieszył się zbytnio. Musiał być na miejscu przed wschodem słońca,
powinien więc zdążyć bez problemów. Koń sam wyszukiwał sobie drogę, a Ole dumał nad tym, co
ma tam, na dole, powiedzieć. Nie chciał nikogo osądzać i jeśli miał być szczery, doskonale rozu-
miał, dlaczego taki plan powstał. Ale nie wolno im było wyruszać teraz! Byliby skazani na śmierć,
a temu on nie mógłby się spokojnie przyglądać.
Nagle przez drogę śmignął cień, a po nim zaraz drugi, a po chwili ciszę nocy rozdarł
przerazliwy krzyk. Olego przeszedł dreszcz. Znów było cicho, słyszał tylko stukot końskich kopyt
po ubitym gruncie. Ole nawet nie próbował się zatrzymać, bo to było przecież samo życie: lis
musiał zaspokoić nocą głód, a zając przegrał z nim swój ostatni wyścig. Takimi prawami rządzi się
przyroda, ale akurat do wrzasku ginącego zająca Ole nigdy nie mógł się przyzwyczaić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •