[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyszedł do niej, by stracić dziewictwo, już była starzejącą się kurtyzaną. %7ładna inna kobieta
nigdy go nie zechce. Z pewnością zaś nie panna Samantha Newman. Z tego marzenia mógł
się tylko głośno śmiać. Zaśmiał się więc i spuścił oczy.
Ale przecież panna Newman była zadowolona z ich dwóch wspólnie spędzonych
popołudni. Dobrze się czuła w jego towarzystwie. I czekało ich następne spotkanie. Będzie
mógł jej pokazać swój największy skarb, swój dom. I zachowa na zawsze wspomnienie o
tym, jak chodziła po Highmoor Abbey, z zachwytem rozglądając się po wszystkich
najpiękniejszych pomieszczeniach. Bo jej zachwytu był pewien. A on przez cały czas będzie
dyskretnie zachwycał się swym gościem i zapisywał w pamięci każdy gest dziewczyny, każde
słowo.
Tak, jeszcze przez to popołudnie stanowczo pozostanie panem Hartleyem Wade'em.
Modlił się o dobrą pogodę.
Tymczasem dni zdawały się ciągnąć bez końca i straszliwie go nużyły. Jedynym
sposobem na osiągnięcie względnego spokoju była dla niego przechadzka nad jezioro.
Stanąwszy na brzegu zapatrzył się tam, gdzie miał powstać mostek z trzema kamiennymi
łukami i schronienie przed deszczem. Uśmiechnął się na myśl o tym, jaką nazwę panna
Newman nadała temu, co dla niego było pawilonem. Latem budowla będzie już na miejscu.
Wreszcie nadszedł ranek trzeciego dnia, a potem także popołudnie. Okazało się, że
wszystkie jego modlitwy zostały wysłuchane. Nie tylko nie padał deszcz, ale jeszcze po
bezchmurnym niebie wędrowało słońce. I było wręcz gorąco. Zanim wyszedł z domu, wydał
ścisłe instrukcje. Uznał, że póki służba nie zobaczy panny Newman, by móc wyciągnąć
28
wnioski na swój użytek, będzie myślała, że pan oszalał. Najpierw stanowczo zakazał
rozpowiadać o swoim powrocie, a teraz zabronił wszystkim zwracać się do siebie z należnym
szacunkiem.
Długim, krętym podjazdem dotarł do bramy posiadłości i zatrzymał się, wciąż
niewidoczny dla nadjeżdżających osób. Przez cały czas próbował sobie wmówić, że nie
będzie rozczarowany, jeśli panna Newman nie przyjedzie.
Gdy jednak ujrzał ją mniej więcej w dwie minuty po przybyciu na miejsce,
uświadomił sobie, że byłby bardzo rozczarowany. Prawie zrozpaczony.
Zobaczyła go niemal natychmiast i powitała uniesieniem dłoni. W tej samej chwili jej
uroczą twarz rozjaśnił uśmiech szczęścia. Tak, szczęścia. Panna Newman cieszyła się, że go
widzi.
Była ubrana w bardzo elegancki i modny kostium do konnej jazdy z ciemnozielonego
aksamitu. Nosiła też dopasowany kolorystycznie fantazyjny kapelusik, przekrzywiony na bok,
spod którego wysuwały się blond loki. Na kapelusiku miała nieco jaśniejsze pióro, które
zalotnie opadało na ucho i sięgało aż pod brodę. Hartley szukał w myślach bardziej
pochlebnego określenia wyglądu niż piękny", ale nie znalazł.
- Czy widział pan kiedyś ładniejszy wiosenny dzień? - zawołała do niego wesoło, gdy
podjechała dostatecznie blisko.
- Prawdę mówiąc, nigdy - odrzekł z uśmiechem. Nigdy nie widział i już nigdy nie
zobaczy.
Nie zaprowadził jej od razu do wnętrza domu. Najpierw skręcili z podjazdu między
stare, rosnące w dużych odstępach drzewa.
- Tu była kiedyś gęsta puszcza - wyjaśnił. - Dostępna tylko dla drobnych zwierząt.
Poleciłem trochę oczyścić ten teren z krzaków, żeby przyciągnąć płową zwierzynę. No i żeby
można było przejechać konno albo przejść. - Roześmiał się. - Naturalnie markiz zaraz
postanowił, że w jego posiadłości nie będzie się polować. Jelenie mają tutaj boskie życie.
- Ojej, jak się cieszę - powiedziała. - Czy pan wolałby, żeby było inaczej? - Miała
nadzieję, że nie. Miała nadzieję, że pan Wade nie gustuje w krwawych sportach, aczkolwiek
cechowało to prawie wszystkich mężczyzn.
Niechęć do polowania traktowali jak plamę na honorze. Szacunek Samanthy dla
markiza Carew znowu wzrósł.
- Nie - odparł. - Stworzyłem ten park rozumiejąc, że markiz chce w nim chronić
29
naturę. Proszę popatrzeć. - Wskazał szpicrutą. Ukazało im się pięć jeleni, pięknych i
dostojnych. Zupełnie się nie bały, chociaż musiały widzieć i słyszeć konie oraz ludzi. Były
oddalone o nie więcej niż trzydzieści metrów.
- Jak ktoś może chcieć do nich strzelać? - spytała, a pan Wade spojrzał na nią z
uśmiechem w oczach. Pokazał jej dalszą część parku, ale ani na chwilę nie stracili z oczu
dworu. Budynek od frontu wciąż jeszcze wyglądał jak katedra. Na pozostałych trzech
ścianach można było zaobserwować dziwną mieszaninę stylów architektonicznych. Wyraznie
zaznaczyli tam swój wkład kolejni markizowie Carew. Mimo to wynik był zaskakująco
przyjemny dla oka. Samantha widziała wiele spośród najbardziej majestatycznych angielskich
dworów, a mimo to nie przypominała sobie, by którykolwiek bardziej ją zachwycił.
- Dziękuję - powiedział pan Wade, gdy podzieliła się z nim tym spostrzeżeniem.
- Czyżby przyłożył pan rękę także do wyglądu budynku? - spytała.
Przez moment patrzył na nią w trudny do określenia sposób, a potem wybuchnął
śmiechem.
- Nie - powiedział. - Ale przekażę pani komplement markizowi. Po prostu uprzedzam
jego reakcję i odpowiadam, póki jeszcze może pani usłyszeć odpowiedz.
- Co za pomysł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]