[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dobrze, panie doktorze... Brygadierze Johannot, proszę przyprowadzić Norberta Legranda.
Norbert wszedł zupełnie swobodnie, choć już nie tak butny, jak poprzednio.
Gdzie jest dokument? zapytał komisarz ostro.
Nie powiem więcej ani słowa. Będę mówił jedynie w obecności mego adwokata.
Zwracam wam uwagę, Norbercie Legrand, że jeżeli dokument został już przemycony przez granicę,
sprawa jest równie poważna dla was, jak dla Janka.
Milczenie.
Czy podtrzymujecie wasze oskarżenie przeciwko Jankowi?
Cisza. Janek patrzył na komisarza...
To nie ja przeniosłem ten dokument.
Komisarz ledwie dostrzegalnie wzruszył ramionami, po czym ciągnął suchym, urzędowym tonem:
Chciałbym w to wierzyć. Możliwe, że mikrofilm znajdował się w obroży psa... Niestety, obroży tej
suka nie ma na sobie, więc niczego udowodnić nie można.
Oczy Norberta rozbłysły na chwilę, natomiast Janek przerażony był wprost do szaleństwa.
Gdzie... gdzie ona może być?
Sam chciałbym to wiedzieć powiedział Leduc.
Janek zwrócił się do Norberta i najpierw z rozpaczą w głosie, a następnie z wściekłością krzyknął:
Przecież wiesz, ty wiesz najlepiej, że to nie ja przenosiłem ten dokument!
Komisarz wstał, przeszedł się tam i z powrotem przez pokój, a oczy wszystkich biegły za nim.
Zatrzymał się.
Można przypuszczać, że nigdy już nie odnajdziemy tego łańcucha i nie zdołamy się przekonać, czy
dokument istotnie był w nim schowany...
Spojrzał na Cezara: starzec był poważny i spokojny. Leduc ciągnął dalej:
A stwierdzenie tego byłoby jedynym sposobem oczyszczenia pańskiego wnuka od podejrzeń.
Przy tych słowach Janek popatrzył na dziadka, chyba po raz pierwszy od chwili, gdy został
aresztowany.
Dziadku, przysięgam, że to nie ja.
Cezar pochylił głowę. Nie wyrzekł ani słowa.
Skąd tu można by zatelefonować? zapytał komisarz.
Z posterunku albo na dole, z wioski.
Dobrze. Zejdę tam.
Cezar podniósł się ciężko. Wydawał się nagle znacznie postarzały i nikt nie ośmielił się przerwać
ciszy, gdy patrzył na Janka wzrokiem poważnym i przeciągłym, jakby żegnając się z nim.
Komisarz ruchem głowy wskazał na Norberta.
Odprowadzić go powiedział sucho. Kajdanki zadzwoniły na przegubach dłoni Norberta,
a policjant popchnął go za drzwi. Wtedy komisarz dał znak Johannotowi.
Idzcie razem z nimi, bardzo proszę.
I wreszcie komisarz zwrócił się do Cezara, mówiąc bardzo prędko i wskazując głową na Janka:
A tego zostawiam pod waszą opieką... Pan za niego odpowiada.
Cezar bez słowa odprowadził komisarza do drzwi i dopiero tam, podając mu rękę, powiedział:
Dziękuję, panie komisarzu.
Mówił bardzo cicho, głosem schrypniętym. Komisarz popatrzył na niego. Sam mam takich dwóch
w domu, prawie w tym samym wieku... Nie zawsze jest z nimi łatwo...
Przed domem czekały już samochody Interpolu, w jednym z nich, pomiędzy dwoma mężczyznami,
siedział Norbert. Porucznik porozmawiał z komisarzem, po czym Leduc wsiadł do swego auta,
a porucznik do jeepa... Cezar widział, jak znikają w oddali, i podczas gdy Johannot wracał z powrotem
do chaty, starzec spoglądał na szczyt Baou, znów oświetlony słońcem; powietrze po burzy odświeżyło się
i cały świat uśmiechał się w przywróconym spokoju. Stary człowiek westchnął i wszedł do domu.
Stanął przed kominkiem, plecami do pokoju. Wilhelm i Angelina nie przerywali jego milczenia. Cezar
wyciągnął fajkę, nabił ją i, wciąż nie odwracając się, spytał:
A gdzie Janek?
Siedzi przy Sebastianie, dziadku, zastąpił mnie teraz.
To dobrze.
Janek siedział przy łóżku Sebastiana, którego położono w pokoju Cezara, aby zapewnić mu spokój.
Mały otworzył oczy.
Bella...
Jest tutaj, nie niepokój się. Sebastian przymknął oczy, wtedy Janek pochylił się nad nim i położył
mu rękę na ramieniu.
Sebastianie... Sebastianie, słyszysz mnie? Powiedz, czy chcesz ze mną mówić?
Sebastian otworzył oczy szeroko.
No chyba...
Słuchaj, dziś rano Bella miała na szyi łańcuch. Nie wiesz, co się z nim stało? Zgubiła go?
Nie zgubiła! To ja go wyrzuciłem do wąwozu w Wilczym Kroku! Do potoku. I już!
Janek patrzył na niego ze zmartwiałą twarzą, więc Sebastian wyjaśnił:
Nie przypuszczasz chyba, że pozwoliłbym jej nosić prezent od Norberta!
Janek bez słowa podszedł do okna i otworzył je. Wychylił się: w oddali skrzył się ośnieżony szczyt
Baou, a długie, głębokie cienie i słoneczne pasma pręgo wały jego południowe zbocze...
Muszę iść poszukać tego łańcucha powiedział Janek.
Zwariowałeś! Zabijesz się tam!
Słuchaj, jeśli wyjdę przez to okno, powiesz im?
A dlaczego nie możesz wyjść drzwiami? Janek zawahał się.
Bo... bo nie puszczą mnie. Sebastian zmarszczył brwi.
Znowu wyprawiasz głupoty!
W gruncie rzeczy uwaga była rozsądna. Janek przysiadł na łóżku.
Słuchaj, jeśli wytłumaczę ci wszystko... powiem ci całą prawdę, spróbujesz mnie zrozumieć?
Spróbuję... Ale co ci tak zależy na tym łańcuchu?
Janek ujął obie małe dłonie Sebastiana i patrząc mu w oczy powiedział:
Właśnie to chcę ci wytłumaczyć, a wtedy sam zrozumiesz, że muszę go odszukać.
Na dole Angelina zrobiła kawę i teraz we czwórkę, z Cezarem, doktorem i Johannotem siedzieli przy
stole.
Zajrzę na górę do Sebastiana powiedział doktor.
Nie przypuszczał nawet, że właśnie w tej chwili...
Rozkwasisz sobie twarz powiedział do Janka, który akurat wyłaził przez okno.
Janek obejrzał się.
Nic się nie bój! No, więc umówione? Jak tylko wyjdę, zamkniesz okno i wszystko uporządkujesz?
No...
Sebastianie! Słowo, że nic nie powiesz?
Słowo.
Janek uśmiechnął się serdecznie, kiwnął na pożegnanie i... zniknął. Sebastian wstał z łóżka, wlazł na
krzesło, żeby zamknąć okno... Zaskrzypiał stopień schodów. Jednym susem chłopiec wskoczył
z powrotem do łóżka i naciągnął kołdrę po same oczy. Krzesła nie zdążył już postawić na miejsce.
Wszedł doktor.
Gdzie Janek?
Nie wiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]