[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głowy?
Kiedy mama i tata umarli, przysłali tony kwiatów.
Och, Robbie powiedziała, ściskając malca. Jest
wiele powodów, dla który ludzie posyłają kwiaty.
Wiem.
Kwiaty są po to, żeby sprawić przyjemność, bo są
takie piękne. Sięgnęła i wyjęła z bukietu chryzantemę.
Masz. Przyjrzyj się. Czy nie jest śliczna?
Przyglądał się z uwagą kwiatu, który włożyła mu do
114 Ingrid Weaver
ręki.
Taak. Też tak uważam. Jesteś pewna, że nikt nie
umarł?
Absolutnie.
To dlaczego dostałaś kwiaty?
Dlaczego? No cóż, zaraz się przekonamy. Wy-
prostowała się i rozejrzała za wizytówką. Nie od razu ją
znalazła, bowiem kwiaty były stłoczone w wazonie.
Wreszcie dostrzegła zatkniętą głęboko różową kopertę.
Jest! powiedziała, rozrywając ją i wyciągając bilet.
,,Najdroższa Maggie, jeszcze raz przepraszam za spo-
sób, w jaki odszedłem, i liczę godziny, kiedy znów cię
zobaczę,,.
Nagryzmolony poniżej inicjał przypominał literę D.
Nie trudno było się domyślić, że kwiaty są od Dela.
Tylko jeden mężczyzna mógł zrobić coś tak uroczego
i słodkiego.
Jest mu pewnie przykro, że po wczorajszym pocałun-
ku tak szybko ją opuścił. Ale pewnie nie żałuje tego, co
robili. Słowa na wizytówce wskazywały na to, że chce
zmiany ich relacji. Mówił nie jak przyjaciel, ale jak
kochanek
A w każdym razie potencjalny kochanek.
Są od Dela powiedziała wreszcie.
Taak?
Aha.
Wujaszek Del jest super zawyrokował Robbie,
obracając kwiatem, który mu dała. Zrobił mi barykadę
z poduszek na sofie.
Tak, przypomniała sobie Maggie. Del był tutaj ostat-
nio, kiedy opiekowała się Robbiem, i tak sobie przypadli
Tajny agent Kopciuszka 115
do gustu, że gdy Robbie dowiedział się, że Del jest
honorowym wujkiem Delili, postanowił uczynić go rów-
nież swoim.
Biedny Robbie. Tak strasznie chciał mieć rodzinę, iż
najchętniej każdego uczyniłby swoim krewnym. Maggie
aż za dobrze to rozumiała.
Del ma wyobraznię i potrafi zrobić z niej użytek,
prawda? zapytała.
Jeszcze jak!
Założę się, że będzie wiedział, co supermen może
zrobić z tym kwiatem.
Robbie pomyślał chwilę, po czym zrobił wypad z wy-
ciągniętą ręką i podniesionym do góry kwiatem.
Zap!
Co to znaczy?
To tajna broń. Strzela elektrycznymi promieniami.
Wybiegł, wymachując kwiatem, powiewając zastępują-
cą pelerynę ręcznikiem. Jeszcze się pokażę wujkowi
Delowi!
Maggie przyjęła z uśmiechem powrót dobrego humo-
ru Robbiego i jego pragnienie ujrzenia Dela. Wprawdzie
Del powiedział, że nie ma doświadczenia z niemow-
lętami i z dziećmi, ale swoim zachowaniem dowiódł, jak
bardzo potrafi być naturalny z obydwojgiem. Byłby
wspaniałym ojcem. I kochankiem. A może nawet mę-
żem...
Na miłość boską, przecież tylko się pocałowali. A te
kwiaty nie są oświadczynami.
Jednakowoż, gdy Del przybył wieczorem trzymając
w każdej ręce po torbie jedzenia z chińskiej restauracji,
jej serce biło mocno z podniecenia, pojawiła się też nagła
116 Ingrid Weaver
troska o wygląd. Czy poprawiła włosy? Czy plama
z pokarmu zeszła z bluzki? Czy sińce pod oczami
wyglądają tak ohydnie, jak wyglądały, gdy ostatni raz
zerkała do lustra?
O ileż było prościej, gdy byli tylko przyjaciółmi.
Bo przecież, nawet bez bilecika, bukiet od Dela
mówił wiele i dobitnie...
Del, myślę, że powinniśmy porozmawiać zdobyła
się na odwagę.
Przełożył torby do jednej ręki i zamknął drzwi.
O czym?
O... o tym, co robiliśmy wczoraj.
Spojrzał na nią zdumionymi oczami.
Masz na myśli pocałunek?
Już sam ton jego głosu sprawił, że ugięły się pod nią
kolana.
Tak. Nie chcę, żebyś pomyślał sobie coś złego.
Uśmiechnął się z wolna.
Byłabyś zdumiona, wiedząc, jakie myśli chodzą mi
po głowie.
Del, jesteś moim najlepszym przyjacielem i nie
chcę cię stracić, ale wolałabym nie wdawać się pochopnie
w nic poważniejszego.
Uśmiech Dela znikł.
Ja również, Maggie.
Jego ochocza zgoda powinna ją zadowolić. Więc
dlaczego jest inaczej?
No to świetnie. Najlepiej więc zapomnijmy o poca-
łunku i niech zostanie tak, jak było wcześniej.
Zawsze będę twoim przyjacielem, Maggie, co nie
znaczy, że zapomnę smak tego pocałunku. Lekko
Tajny agent Kopciuszka 117
pogłaskał ją po policzku, po czym opuścił rękę. Obiecu-
ję, że już nie będę wywierać na tobie presji. Wiem, jaki
jest twój stan fizyczny.
Zaczerwieniła się na taką bezpośredniość.
Och. Sądziłam, że masz inne oczekiwania, ale...
Oczekiwania? Skąd możesz je znać?
A te kwiaty, które mi przysłałeś?
Maggie, nie przysłałem ci żadnych kwiatów.
Ależ... Odwróciła głowę i spojrzała przez ramię.
Bukiet stał pośrodku stołu.
Nie przysłałem ci ich powtórzył.
A bilecik... urwała. Jest nie podpisany. Założy-
łam, że są od ciebie.
Del zaniósł torby z jedzeniem na stół i sięgnął po
wizytówkę.
Ja tego nie napisałem.
%7łe też się nie zastanowiła! Ale skoro bilecik i kwiaty
nie są od Dela, to od kogo?
Och, nie jęknęła. Przebiegła pokój, wyjęła mu
kartkę z ręki i uważnie wpatrzyła się w inicjał. Myślała,
że to litera D. Ale teraz, z bliska, zobaczyła, że znak jest
przechylony do tyłu, zaś jego końce bardziej rozstawio-
ne. To jest A mruknęła. Nie D.
Może są od Alana? zapytał Del.
Alan. Zmroziło ją. Tak, to musi być Alan. Pomyślała
o słowach na bilecie: ,,jeszcze raz przepraszam za sposób,
w jaki odszedłem,,. Więc kwiaty są gestem pojednaw-
czym. Aapówką. Zaliczką.
,,Kiedy znów cię zobaczę,,.
Zmięła kartkę i cisnęła ją przed siebie.
Jak on śmie oburzyła się. Jak śmie, po tych
118 Ingrid Weaver
wszystkich kłamstwach, twierdzić, że mu na mnie zale-
ży! Do licha! Powinnam była wiedzieć, że nie zrezyg-
nuje!
Del złapał ja za ramiona.
Spokojnie, Maggie, nie pozwolę, żeby cię niepoko-
ił.
A jeśli przyjdzie tu znowu? Zatkało ją na myśl
o innej możliwości. -Del, a jeśli on zechce odebrać mi
Delilę?
Nie bój się, Maggie. Zastanów się. Alan tego nie
zrobi. Nie dopuści, żeby o jego podwójnym życiu
dowiedziała się żona i rodzina.
To ją uspokoiło.
Chyba masz rację. Tak, oczywiście, przecież nigdy
jej nie chciał. Ale ze mnie idiotka powiedziała chyba
tysięczny raz.
Jesteś otwartą, wielkoduszną kobietą, Maggie. Za-
chłysnęłaś się szczęściem i sięgnęłaś po nie. Nie obwiniaj
się za to.
Dotarło do niej, że on ją naprawdę rozumie i nie
potępia jej. Była mu za to wdzięczna.
Jakie to wszystko pokręcone powiedziała. Ale
przynajmniej mam Delilę.
Delilah jest nadzwyczajnym dzieckiem.
Tak, mam nadzieję... że nie wrodzi się w ojca.
Nie martw się. Już się przekonałem, że wyrośnie na
wspaniałą osobę, jak jej matka. Uśmiechnął się. Nie
bądz zbyt surowa dla siebie. Wszystkim nam zdarza się
popełniać błędy.
Już kiedyś to powiedział.
Ty też?
Tajny agent Kopciuszka 119
Co?
Zakochałeś się kiedyś w niewłaściwej osobie?
Patrzył na nią w milczeniu, a iskra cierpienia prze-
mknęła po jego twarzy.
Tak, pomyliłem się co do osoby, którą kochałem.
Miała już na końcu języka następne pytanie. Po-
wstrzymała się jednak. Nie chciała, by na nowo przeży-
wał bolesne wspomnienia. A mimo to pragnęła dowie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]