[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spotkałam pana Yacobi, kiedy wracałam z biblioteki, gdzie sobie wymieniłam prze-
czytane książki na nowe.
Jakże miło spotkać ciebie, Magdaleno! zawołał ucieszony.
Zauważyłam, że ma zabłocone buciki i laskę oblepioną grudkami ziemi. Widocznie
szukał zródełka.
53
Dokąd to chodziłeś, Achmedzie?
Odbyłem mały rekonesans, okolica tutaj jest nadzwyczajnie malownicza, a pejzaż
taki sentymentalny!
To prawda, ja też tak uważam.
Widzę, że niesiesz sobie lekturę, czy być może romanse?
Nie.
Szkoda, przepadam za romansami.
Chętnie ci pożyczę, mam u siebie dwa, które gorąco poleciła mi do czytania sio-
strzenica pani Rozalii.
Będę dozgonnie wdzięczny zapewnił mnie Achmed Yacobi.
I dlatego znalezliśmy się w moim pokoju, przy półce, na której zawsze stawiałam
książki i kładłam potrzebne papiery. Achmed zauważył kilka zdjęć, które tam leżały.
Kacper zapomniał o nich, kiedy po wakacjach wracał do domu. Pan Yacobi stanął na
palcach, żeby obejrzeć to, które leżało na wierzchu.
Twój syn, Magdaleno?
Tak.
Pomyślałam, że wolę mieć za sobą całą tę historię, więc sięgnęłam po zdjęcia i poda-
łam je Achmedowi.
Jakiż to piękny chłopiec...
Odłożył jedno, drugie, trzecie zdjęcie. Na czwartym szczęśliwy Kacper trzymał przed
sobą roześmianą Tinę. Pan Yacobi zachwycił się.
Jakaż to wspaniała para! Wspaniała! Twój syn, moja droga, jest niezwykle przy-
stojnym młodzieńcem! A przy nim ta urocza młoda dama!
Niepojęte! Achmed Yacobi obojętnie złożył zdjęcia, podał mi je i sięgnął po swoje ro-
manse.
Dziękuję za lekturę, Magdaleno, znakomicie wypełni mi czas. Szanowne kotki za-
mieszkały u ciebie na stałe?
Dopiero teraz zauważyłam, że obok cholernego kota pani Rozalii leżą na moim tap-
czanie trzy grubiutkie kocięta, które on wylizuje czule.
Okocił się! zawołałam zdumiona, na chwilę zapominając o zaskakującym za-
chowaniu pana Yacobi.
Tymczasem Achmed spokojnie i z powagą oglądał okładkę jednego z romansów, na
której para w kolorze czarno-czerwonym spleciona była w miłosnym uścisku. Pózniej
uniósł głowę i zapatrzył się w drzewa za oknem. Wreszcie skierował wzrok na zdję-
cia, które położyłam na stole, sięgnął po nie, ale wybrał spośród nich tylko jedno, to
z uśmiechniętym Kacprem i rozbawioną Tiną. Długo wpatrywał się w ich twarze.
To Martyna powiedział w końcu.
Twoja córka?
54
Poniekąd.
Poniekąd! Ciągle jeszcze wpatrywał się w zdjęcie, aż wreszcie powtórzył zdumiony.
Tak, to Martyna. Jej ojciec jest moim przyjacielem, a tę małą trzymałem do
chrztu.
Tinę...? zapytałam niepewnie.
To właśnie mówi o niej Marcin.
Marcin
W skrzynce na listy były tylko pisma, które ostatnio zaprenumerowała Tina. Teatr
i didaskalia . A więc znowu nic od niej, nawet głupiej kartki z wakacyjnym adresem,
nawet banalnego: pozdrawiam ze słonecznego X albo trochę mniej banalnego: kocham
cię, Tato. Teatr i didaskalia . Pierwsze szczeble drabiny, po której moja córka postano-
wiła wspinać się na szczyty scenicznej kariery, dobre i to, gorzej, jeżeli dla osiągnięcia
celu siedziałaby jedynie przed lustrem.
W domu pachniało imbirem, cynamonem i może trochę kurkumą. Wszędzie było
ciemno, tylko w kuchni paliło się światło i to stamtąd dobiegał głos mojego przyjaciela
Achmeda Yacobi, który swoją układną polszczyzną przepowiadał sobie, co też jeszcze
powinien zrobić, zanim jego specjalność, kurczak po marokańsku, znajdzie się na na-
szym stole.
A teraz należy tę piękną tuszkę obrócić w naczyniu wypełnionym wonną oliwą.
Unikalny jej zapach to czarowna woń kurkumy i pinidy, ach, jakże wspaniałe będzie to
danie! No, dalejże, dalej! Obracaj się, kurczaczku, w tej znakomitej kąpieli.
Najwyrazniej usłyszał moje kroki na schodach prowadzących z garażu na górę, bo
zawołał:
Witaj, mój drogi Marcinie, witaj, przyjacielu! Iluż to pięknym damom poprawiłeś
dziś urodę? Ja, przyznam się z całą otwartością, zmitrężyłem wiele godzin na bezowoc-
nej rozmowie z pewnym geologiem, czy też... jak inaczej można nazwać specjalistę od
wód mineralnych?
Nie wiem. Jestem wściekle głodny, Achmedzie, a widzę, że twój kurczak jest jesz-
cze w lesie.
W lesie? Zobacz, z jaką niezwykłą starannością obracam go już w wonnej oliwie!
Skoro jednak tak bardzo dokucza ci głód, może wez z lodówki jakiś przysmak na jeden
ząb.
A gdzie psy? Nie szczekały, kiedy podjeżdżałem, teraz też ich nie słyszę.
Udały się z wizytą. Taka trafiła im się gratka. Bawią na wieczorku zapoznawczym
w tym białym domu krytym zieloną dachówką. Zamieszkał tam od dzisiaj piesek rasy
kundel, który zaprosił wszystkie psy z najbliższej okolicy na uroczyste przyjęcie.
Czy to znaczy, że mamy wreszcie sąsiadów?
Może to jest zbyt pojemne określenie. Na razie mieszkać tam będzie tylko ten
uprzejmy pies, solo. Reszta jego rodziny na stałe sprowadzi się dopiero za miesiąc.
56
A reszta jego rodziny, jakiej jest rasy?
Ludzie.
Achmed trzymał kurczaka za związane nóżki i wprawnie obracał w pojemniku wy-
pełnionym oliwą.
Zwyczajni ludzie powtórzył. Ale niesłychanie wprost sympatyczni. Nabyli
ten dom, imaginuj sobie, za wygraną w totka! Wypełnili kupon, uwzględniając daty
swoich urodzin. I proszę, jaki osiągnęli rezultat!
Skąd wiesz o tym wszystkim?
Zamieniłem z nimi kilka słów, kiedy przyszli zaprosić twoje psy w imieniu ich wy-
chowanka.
W lodówce znalazłem kabanosy i resztki zmrożonej na kamień bułki, która nie nada-
wała się do jedzenia. Achmed spojrzał.
Rozgrzej ją w mikrofalówce poradził. Gdybyś zadzwonił, że wracasz wcze-
śniej, zacząłbym przygotowywać posiłek już godzinę temu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]