[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chciałem się w nic angażować. Sądziłem, że potrafię zrobić, co mam do
zrobienia, nie przejmując się tym, co się dzieje dookoła. Niestety, nie udało
mi się. Wiesz o tym, prawda?
Alayna skinęła głową. Azy toczyły się po jej ślicznych policzkach.
Jack udał, że tego nie widzi.
Billy, Molly, nawet Meggie... Uścisnął dłoń Alayny. To potem
bardzo boli. A ja już nie mogę. Nie chcę, żeby mnie jeszcze kiedyś tak
bolało.
Wiem. Alayna pogłaskała go po policzku. Nawet nie próbowała
ocierać łez. Wiem i rozumiem. Naprawdę!
Nie chodzi tylko o dzieci. Jack przytulił policzek do jej dłoni. Ty
też nie jesteś mi obojętna.
Alayna na dobre się rozpłakała.
Zasługujesz na mężczyznę, który stanie się członkiem twojej
rodziny. Ja nie mogę. Bardzo bym chciał, ale nie mogę. Naprawdę. Nie chcę
mieć już dzieci.
Nic nie mów chlipnęła Alayna. Chcę się z tobą kochać, Jack.
Ostatni raz.
Przytuliła się do niego.
Zgadzasz się? zapytała. Będziesz się ze mną kochał?
Będę. Skopał koc, przyciągnął Alaynę do siebie i położył ją na
łóżku. Będę się z tobą kochał i mam nadzieję, że Bóg mi to wybaczy.
Alayna westchnęła, zamknęła oczy. Postanowiła sobie zapamiętać
ciepło jego ust, dotyk jego dłoni, ich siłę i delikatność.
132
RS
Jack nie odezwał się do niej ani słowem. Tylko spojrzeniem i
dotykiem mówił, jak bardzo jest mu droga. To wyznanie było w każdym
jego dotknięciu, w każdym ruchu, w każdym pocałunku. Alayna nigdy nie
czuła się bardziej kochana.
Rozchylił jej szlafrok.
Jesteś taka piękna szepnął, kładąc dłoń na płaskim brzuchu Alayny.
%7łałuję, że nie mogę dać ci dziecka. Twojego własnego. %7łeby nikt nigdy
nie mógł ci go zabrać.
Alaynie znów zachciało się płakać. Ale tym razem nie z żalu za
dzieckiem, którego mieć nie może, ale ze szczęścia. Tak, była szczęśliwa. A
więc Jackowi zależało na niej do tego stopnia, że chciał spełnić jej
największe marzenie.
Kocham cię szepnęła. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham.
Jack zdrętwiał.
Nie bój się poprosiła. To wcale nie znaczy, że ty też musisz mnie
kochać.
Odetchnął. Był jej wdzięczny za to, że potrafiła go zrozumieć, potrafiła
zaakceptować jego ograniczenia. Nie potępiała go, nie miała do niego żalu.
Prawdziwy anioł!
Czule pocałował ją w czoło.
Zostań ze mną do rana poprosił.
Jack obudził się przed wschodem słońca. Wyciągnął rękę, chcąc
przytulić Alaynę. Gest ten nie wydał mu się niczym nadzwyczajnym. Jakby
robił to od zawsze.
Alayny nie było. Otworzył oczy. Jęknął, gdy się okazało, że naprawdę
nigdzie jej nie ma. A więc odeszła.
On także miał odejść. Najlepiej zaraz.
133
RS
Sprawdził, czy naczepa kempingowa, którą poprzedniej nocy doczepił
do furgonetki, jest dobrze zabezpieczona. Jeszcze raz popatrzył na Dom nad
Stawem. Zacisnął zęby, wsiadł do samochodu i włączył silnik.
Gdy tylko wyjechał na drogę, wcisnął do podłogi pedał gazu. Uciekał.
Nie spuszczał oczu z białej linii dzielącej szosę na dwie połowy.
Obiecał sobie pojechać tam, dokąd go ta linia zaprowadzi. I za żadne skarby
nie oglądać się za siebie.
Alayna wyszła na ganek i spojrzała w niebo. Postanowiła, że to będzie
cudowny dzień.
Wiedziała, że Jack wyjechał. Nie musiała patrzeć na chatkę, żeby to
wiedzieć. Na wszelki wypadek jednak sprawdziła. Furgonetki nie było.
Naczepa kempingowa także zniknęła.
Nie będę się smucić, przyrzekła sobie. Zostawił mi tyle cudownych
wspomnień. To i tak więcej, niż mogłam się spodziewać.
Już chciała wrócić do domu, kiedy zauważyła na trawniku coś, czego
tam być nie powinno. Serce podeszło jej do gardła. Tuż pod gankiem stał
stary drewniany stół. Dębowy blat lśnił w promieniach wschodzącego
słońca.
Alayna podeszła do niego powoli, jakby się bała, że może go spłoszyć.
Dotknęła dłonią wypolerowanego drewna. Poczuła ciepło dłoni Jacka,
czułość, z jaką potraktował ten zwyczajny mebel.
Azy pociekły jej po twarzy. Wcale się ich nie wstydziła. Wiedziała, że
Jack zrobił to dla niej. Zrobił to, ponieważ zorientował się, jak wiele znaczy
dla niej ten wielki, stary stół.
Ciekawe, ile ja dla niego znaczę, pomyślała.
134
RS
Jack jechał bez przerwy. Oczy go piekły, ręce bolały, ale się nie
zatrzymał. Dopiero kiedy wskazówka poziomu paliwa niebezpiecznie
zbliżyła się do zera, podjechał do stacji benzynowej.
Wysiadł z samochodu, przeciągnął się, roztarł obolałe dłonie.
Przesiedział za kierownicą co najmniej pięć godzin.
Wsunął do automatu kartę kredytową, wybrał kod i zdjął wąż z
dystrybutora. Pogwizdując, włożył końcówkę do wlewu paliwa, nacisnął
dzwignię.
Oparł się plecami o furgonetkę i rozejrzał się. Trafił na zwyczajną
stację benzynową, taką samą jak setki innych, na których się zatrzymywał w
ciągu swej sześciomiesięcznej wędrówki.
Znów uciekał. Tym razem...
Postanowił sobie, że nie będzie myślał o Domu nad Stawem ani o jego
mieszkańcach. Postanowił...
Odskoczył, kiedy poczuł, że furgonetka się poruszyła. Patrzył na nią,
czekając, czy poruszy się jeszcze raz. Bał się, czy aby nie postradał
zmysłów.
Omal się nie roześmiał. Oczywiście, że postradał zmysły. Jakiś czas
temu. Serce zresztą też stracił.
Wydało mu się, że samochód poruszył się jeszcze raz. Zatrzymał
wypływ benzyny, zamocował wąż z powrotem na dystrybutorze. Na palcach
obszedł auto dookoła. Przez chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi
naczepy kempingowej. Otworzył je gwałtownie, chcąc zaskoczyć
przeciwnika.
Na podłodze siedział Billy. Był porządnie wystraszony.
Cześć, Jack. Uśmiechnął się nieśmiało.
Skąd ty się tu wziąłeś?!
135
RS
Billy wygramolił się z naczepy. Podniósł głowę i popatrzył na Jacka.
Uciekam razem z tobą odparł, mrużąc oczy.
Czy Alayna wie, gdzie jesteś? denerwował się Jack.
Nie wie.
A czy masz pojęcie, jak ona się teraz musi martwić? Billy opuścił
głowę. Czubkiem buta wiercił dziurę w asfaltowej nawierzchni.
Myślę, że bardzo się martwi mruknął.
Odwiozę cię do domu. Jack wziął chłopca za ramię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]