[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od Rzymu. Zobaczysz, będzie świetnie.
NARZECZONA DOKTORA 113
Nie wątpię. I bardzo się cieszę odrzekła nieco
zbita z tropu. A o której godzinie kończy się ten
koncert? Zapomniałeś, że jutro mam poranny dyżur?
Twój wyrozumiały szef zmodyfikował nieco gra-
fik. Carlos uśmiechnął się pod nosem i zjechał na
szybszy pas.
Och, to bardzo miła niespodzianka! Sara odzys-
kała rezon. Wolałabym jednak, żebyś mnie uprze-
dzał o podobnych sytuacjach.
Byłaś dziś tak przygnębiona, że musiałem zna-
lezć coś ekstra, a bałem się, że będziesz się opierać.
Pomyśl, noc nad morzem. Czy to nie marzenie?
Co takiego? Jaka noc? Wytrzeszczyła oczy.
Chcesz powiedzieć, że mamy tam nocować?
W starym poczciwym domu Fellinich na wybrze-
żu. Stoi zaledwie kilka kilometrów od posiadłości
Pietra.
Sara opadła na siedzenie i zamknęła oczy. Zaczęła
się zastanawiać, jak taki wieczór może się skończyć
i jaki jest jego związek z ich dzisiejszą rozmową na
temat Robina. Czy możliwe, że uczucia Carlosa do niej
nabrały konkretnego kształtu?
Dobry wieczór, Carlosie. Bardzo się cieszę, że
udało ci się przyjechać powiedziała bardzo atrakcyj-
ne kobieta, która przyszła ich przywitać, gdy tylko
weszli do ogrodu okalającego posiadłość Mendiccich.
Była szczupła, miała ciemne włosy, a na sobie dos-
konale skrojoną suknię z kremowego jedwabiu. Poca-
łowała Carlosa w oba policzki.
Sara rozejrzała się dokoła. Ogród zapełniał tłum
114 MARGARET BARKER
elegancko ubranych mężczyzn i kobiet, którzy wesoło
ze sobą gawędzili, popijając wino. Kobiety były wy-
strojone w barwne suknie, panowie we fraki.
W zapadającym zmierzchu ogród wyglądał bardzo
pięknie. Sara ukradkiem spojrzała na swój łososiowy
kostium, zdając sobie sprawę, że trochę odstaje od
reszty gości. Na szczęście wyłowiła wzrokiem kilka
młodszych kobiet, które podobnie jak ona ubrane były
w kostiumy, toteż się uspokoiła.
Gospodyni odwróciła się do niej z serdecznym u-
śmiechem.
Przedstaw mnie, Carlosie, twojej uroczej part-
nerce.
To doktor Sara Montgomery, Mariano, jak pew-
nie się domyślasz. Podpora naszego oddziału i moja
cudowna przyjaciółka z Anglii.
O ile wiem, to pani tak troskliwie zajęła się moją
pasierbicą w samolocie zagadnęła Mariana, podając
Sarze dłoń. Wprawdzie wszystkie dzieci są już po
kolacji i leżą w łóżkach, ale Judy by mi nie wybaczyła,
gdybym nie przyprowadziła pani choć na chwilę.
Byłoby mi bardzo miło odparła ucieszona Sara.
W takim razie znikamy, Carlosie. A ty czuj się
jak u siebie w domu.
Sara była pod wrażeniem elegancji i dobrego sma-
ku, z jakim urządzono ogromny dom Mendiccich.
Dzieci mają dla siebie całe osobne skrzydło
wyjaśniała Mariana, prowadząc swego gościa po
przestronnych wnętrzach. Pietro i ja mamy pięcioro
dzieci. A teraz, kiedy dołączyła do nich nasza czarują-
NARZECZONA DOKTORA 115
ca Judy, dzieci potrzebują ogromnej przestrzeni do
zabawy.
Pani doktor! zawołała Judy na widok Sary.
Leżała w szerokim kolorowym łóżku i czytała książkę.
Wyciągnęła ręce w kierunku lekarki. Nie wiedzia-
łam, że pani przyjeżdża.
Sara gorąco uściskała dziewczynkę.
Podobnie jak ja. To była niespodzianka i dlatego
chyba nie ubrałam się najstosowniej.
Nieprawda zaprotestowała z przekonaniem
Mariana. Wygląda pani czarująco. A teraz wybacz-
cie, obie panie, ale ja muszę wracać do gości.
Sara przez kilka minut gawędziła z Judy, szczęśli-
wa, że widzi ją w tak znakomitej formie. Potem pożeg-
nała się z nią serdecznie i ruszyła w stronę ogrodu.
Westchnęła z ulgą dla dziewczynki to prawdziwe
szczęście, że trafiła na kogoś takiego jak Pietro Men-
dicci i jego nowa rodzina.
Carlos przywitał ją uśmiechem, potem wziął za
rękę i poprowadził w kierunku długiego bufetu usta-
wionego pod drzewami. Na białym obrusie stały pół-
miski z wędlinami oraz misy z ostrygami, krewetkami
i Uożnego rodzaju sałatkami. Sara i Carlos napełnili
swoje talerze i usiedli przy jednym z miniaturowych
stolików, które rozstawiono na trawniku.
Mrok już zgęstniał, ale poprzez korony drzew prze-
nikało światło kolorowych lampionów. Nagle gwar
rozmów zaczął milknąć i rozległy się pierwsze dzwię-
ki muzyki.
Sara natychmiast rozpoznała ,,Madame Butterfly
Giacoma Pucciniego.
116 MARGARET BARKER
To moja ulubiona opera szepnęła do Carlosa
ale na tak małej scenie można przedstawić tylko wersję
kameralną.
Rzeczywiście. Carlos skinął głową. Usłyszy-
my wyjątki, za to w najlepszym wykonaniu. Zarówno
orkiestra, jak i soliści to elita muzyczna Włoch.
Słowa Carlosa wkrótce się potwierdziły. Sara słu-
chała muzyki z zachwytem, ale wzruszeniem napawa-
ła ją także treść opery, a po słynnej arii Un Bel di
Vedremo (Jeden wspaniały dzień), wycierała ukrad-
kiem oczy.
Ta scena zawsze ją poruszała, a dziś przeżyła ją
szczególnie. Oto Madame Butterfly obserwuje statek
ukochanego zbliżający się do brzegu. Jest przekonana,
że do niej wraca. Chce mu z dumą pokazać ich syna,
który przyszedł na świat pod jego nieobecność. Nie
wie, że on tymczasem ożenił się z inną, a teraz przyjeż-
dża odebrać jej syna.
Carlos delikatnie ujął jej dłoń. On też był wzruszo-
ny, a w jego oczach Sara dostrzegła głęboką tkliwość.
Dzwięki muzyki powoli wybrzmiewały, a Sara mo-
dliła się w duchu, by jej życie ułożyło się szczęśliwiej
niż bohaterce opery.
Powoli zbliżali się do Villi Florissy. Wjechali na
dziedziniec przez wielką ozdobną bramę, która kilka
sekund wcześniej automatycznie się otworzyła.
No proszę! zawołała Sara ze śmiechem. Elek-
troniczne sterowanie. A już się bałam, że tak jak
w dzieciństwie będę musiała wyskoczyć z samochodu
i mozolić się z otwieraniem bramy. Nagle zawahała
NARZECZONA DOKTORA 117
się. Mam nadzieję, że twoja mama nie przybiegnie
za chwilę się przywitać. Zawsze oblatuje mnie strach
na jej widok.
Zaraz, to ja ci nie mówiłem? Carlos umknął
wzrokiem w bok. Rodzice wyjechali do Rzymu.
Carlos, wiesz doskonale, że nic mi nie mówiłeś!
Oj, rzeczywiście. Ale ze mnie łobuz, prawda?
Ciekawe, co sobie pomyślisz.
Pomyślę, że odczuwam ogromną ulgę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]