[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sam przecie\ wymyślił. Jego matka i Carla znały oczywiście prawdę. Sekretarka
nie odzywała się do niego od sześciu dni, a matka odkładała słuchawkę, ilekroć
zadzwonił.
Miał miesiąc na załatwienie wszystkich spraw, zlikwidowanie biura,
domu i przygotowanie przeniesienia warsztatu pracy do Japonii. Allison
wiedziałaby, jak sobie z tym poradzić, co spakować, a co zostawić, jakie
dokumenty wypełnić, co oddać na przechowanie, a co sprzedać. Na początku
ogarnęła go na nią złość. Dlaczego zostawiła go akurat wtedy, kiedy najbardziej
jej potrzebował? Jak mogła tak po prostu zniknąć z jego \ycia?
Ale była to dla niej tylko praca, czy\ nie? Tak się umówili. Dobrze im
było ze sobą, wiele osiągnęli, ale od początku wiedzieli, \e to tylko gra. Nie
mógł mieć jej tego za złe.
Starał się równie\ spojrzeć na to z innej strony. Czy dlatego, \e praca się
skończyła, dalsze spotkania są zakazane? Przecie\ mogą pozostać przyjaciółmi.
Tak jest z większością jego byłych sympatii. Rozmawiają przez telefon,
spotykają się od czasu do czasu... ale z Allison nie mógł sobie tego wyobrazić.
Ona była inna. Z nią mo\na wszystko albo nic.
Szóstego dnia, kiedy przyszedł do biura pózno, co ostatnio stało się jego
zwyczajem, Carła powiedziała obojętnym tonem:
- Twoja matka czeka.
Zdziwił się. Przez cały tydzień Carla wypełniała swoje obowiązki nie
odzywając się do niego słowem, ale jej lodowaty spokój i tym razem nie wró\ył
nic dobrego. Podobnie obecność Stelli w biurze.
Uśmiechnął się szeroko na widok matki, ale nie dała się pocałować,
odwracając się teatralnym gestem.
- Oszczędz sobie trudu. Nie przebaczyłam ci.
- O Bo\e wszechmocny! - jęknął Stone. Usiadł za biurkiem i skrzy\ował
ręce. - W porządku. Słucham.
- Gregory Stonewall Harrison, wiele z tobą prze\yłam przez te lata. śaby
w dzbanku z herbatą, niezmywalny atrament na tapetach, połączenia elektryczne
przerwane lub przerobione w najdziwniejszy sposób, urodziny, o których nie
pamiętałeś, telefony bez odpowiedzi, nieodpowiednie prezenty pod choinkę...
Ale tym razem tego ju\ za wiele. Twoja głupota osiągnęła szczyt. To niepojęte!
- Przestań, proszę! - krzyknął i ten wybuch zaskoczył go równie mocno
jak matkę. - Chcę, \eby ktoś mi wyjaśnił, o co chodzi. Dlaczego jestem
traktowany jak kryminalista? To był przecie\ jasny układ zawodowy! Od
samego początku wiedzieliśmy, \e tak się stanie. A poza tym, to przecie\ ona
ode mnie odeszła, a nie ja od niej.
- I to jest jedyna jaśniejsza strona całej tej afery - oświadczyła Stella z
satysfakcją. - Po raz pierwszy ktoś ciebie zostawił i na to warto było czekać. Ale
to ty jesteś tym idiotą, który pozwolił jej odejść!
Stone odwrócił się powoli i spojrzał na matkę. Zanim jednak zdołał
wyrzec choć słowo, zaczęła znowu:
- Jeśli chodzi o wasz zawodowy kontrakt", to, młody człowieku, ona
ciebie kochała. I nie musisz udawać, \e nie podzielałeś tego uczucia, bo ja cię
zbyt dobrze znam. Ta dziewczyna to najlepsza rzecz, jaka ci się w \yciu trafiła,
a ty igrałeś z jej uczuciami. Nabierałeś ją, kłamałeś, a potem pozwoliłeś jej
odejść! Wstydzę się za swojego syna!
Stone spojrzał na fotografię na biurku. Powinien był ją zwrócić albo
przynajmniej schować, ale nie mógł się do tego zmusić. Przełknął ślinę, a gdy
się odezwał, głos miał dosyć niepewny.
- To była tylko gra. Udawaliśmy.
- Jeśli w to wierzysz, to zasłu\yłeś na to, co cię spotkało. - Matka
popatrzyła na niego z wyrzutem. - A jeśli chodzi o to, jak traktowałeś tę biedną
dziewczynę... Przyszłam powiedzieć, co myślę, i nie mam ju\ nic do dodania.
Zostawiam cię samego. Mam tylko nadzieję, \e zachowasz się jak człowiek
honoru.
Odwróciła się i wyszła.
Stone siedział za biurkiem. Allison patrzyła na niego z fotografii,
roześmiana, potargana, piękna. Wziął fotografię do ręki i długo na nią patrzył.
Potem sięgnął po telefon.
- Kłamałeś?! - Mark nie mógł uwierzyć. - Ty i Allison nie mieliście
zamiaru się pobrać?! Wymyśliłeś to, \eby zwiększyć swe szanse na kontrakt?!
- Wówczas nie wydawało mi się to oszustwem - wyznał Stone. - Ta
zasada współpracy tylko z \onatymi wydawała mi się absurdalna i nieuczciwa,
gdy ja i tak byłem najlepszym kandydatem.
- Być mo\e - przyznał niechętnie Mark - ale...
- Teraz patrzę na to inaczej - mówił spokojnie Stone. - śonaty mę\czyzna
ma więcej do stracenia, ma o co się troszczyć, ma z czego być dumny. śonaty,
jak sądzę, ma więcej wszystkiego. Postąpiłem nieuczciwie, jakkolwiek by na to
patrzeć. I chcę, \ebyś to wiedział.
- Stone, bardzo mnie zmartwiłeś. Wszystkich zmartwiłeś. Staram się
zrozumieć twoje postępowanie, a poza tym kontrakt to kontrakt. Masz tę pracę.
Stone potrząsnął głową.
- Nie rozumiesz. Przyszedłem uprzedzić cię, \e mo\e powinniście
rozwa\yć inne oferty, bo naprawdę nie wiem, czy będę mógł się tego podjąć.
Mark nie wierzył własnym uszom. Stone wstał.
- Widzisz - wyjaśnił z uśmiechem - ja właściwie nie spytałem Allison, czy
chce mieszkać w Japonii.
Allison powtarzała sobie, \e dwa tygodnie \ałoby po związku, który tak
naprawdę nigdy nie istniał, to dosyć, ale w miarę zbli\ania się szesnastego
listopada - dnia jej rzekomego ślubu - depresja pogłębiała się. Nie wiedziała
dlaczego, ale ciągle czekała na telefon od Stone'a. Wszyscy dzwonili - jego
matka, jego przyjaciele, jego sekretarka. Ich głosy utrwalała automatyczna
sekretarka, a ona nadal czekała na ten głos, który mógłby zmienić jej \ycie.
Gdy jednak zaczynała myśleć logicznie, wiedziała, \e on nie zadzwoni.
Wypełniła swoją część umowy i Stone niewątpliwie był jej za to wdzięczny, ale
teraz miał du\o pracy, musiał się pakować, rozpoczynał przecie\ nowy rozdział
w swym \yciu. Bez niej.
Byłoby jej łatwiej odzyskać równowagę, gdyby mogła pracować i
przestać o nim myśleć. Dzięki jego kontaktom przyszłość Party Girls"
wydawała się nie zagro\ona, przynajmniej przez najbli\sze miesiące. Ale
jedynym zleceniem, nad którym pracowała ostatnio Penny, było wesele -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]