[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spała spokojnie, więc chyba nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Proszę? Ach, tak.
Dzwonił piętnaście minut temu. Wiem, że tak, Kevin... Tak, oczywiście. Razem z
mężem zastanawialiśmy się też nad gazetą... Chyba będziesz musiał coś z nim
postanowić... nie wolno nam zostawiać tego Polly. Josh uważa, że na razie powinieneś
to puścić, jak jest, a potem zmienicie... Dziękuję za telefon, Kevin. Do widzenia.
- Mamo - zawołała przez poręcz Polly. - Co się dzieje? Gdzie są wszyscy? Która
godzina?
- Dzień dobry, kochanie. Powoli! Jak się czujesz? Zejdziesz na dół czy chcesz,
żebym przyniosła ci kawę na górę?
Przerwał im telefon i zanim matka skończyła rozmawiać, Polly była już w
kuchni. Przetarła oczy. Nadal czuła się lekko oszołomiona.
Kiedy matka wróciła do kuchni, położyła chłodną dłoń na czole Polly. Wyglądała
na zaniepokojoną. Polly odpowiedziała na nie zadane pytanie.
- Chyba wszystko w porządku. Kiedy się obudziłam, trochę mnie mdliło, ale nie
mogę sobie teraz pozwolić na chorowanie, mamo. Jest tyle pracy. Biedny Josh! Biedny
Kevin! Co się z nimi stało wczoraj wieczór?
- Dzięki Bogu, że to nie był wyrostek. Doktor Hart jest teraz pewny. Ale nie
wiem, co mogło ci tak zaszkodzić. %7ładne z nas nie chorowało. Jak myślisz, co mogło
się stać?
- Nie jestem pewna - odparła z wahaniem Polly. Nagle przyszła jej do głowy
pewna myśl. - Może to frustracja! Ale teraz koniec z tym. Czuję się już dobrze. Czy
dzwonił któryś z chłopców?
117
S
R
- Wielkie nieba, wszyscy dzwonili. Zaczął Josh, jeszcze przed śniadaniem.
Potem doktor. A potem... tak, potem dzwonił pan Svensen. Dzwoniła też panna Wilder
i powiedziała, że wszyscy będą musieli coś zrobić. Dzwonił dyrektor szkoły i jakaś
Tina z Plumpton. Znasz bardzo niezwykłych ludzi, kochanie. Wreszcie zdjęłam słu-
chawkę z widełek. Odłożyłam ją trzy minuty temu i zadzwonił Kevin.
Pani Wallace odetchnęła głęboko i rzuciła córce długie spojrzenie. Mam
nadzieję, że nie będzie się o mnie martwić, pomyślała Polly. Mam nadzieję, że nie
wyglądam tak parszywie, jak się czuję.
Znów zadzwonił telefon.
Pani Wallace zakryła dłonią słuchawkę.
- To Josh - szepnęła. Polly podbiegła do telefonu.
- Naprawdę dobrze się czujesz? - pytał spokojnie Josh. - Masz ochotę się ze mną
zobaczyć? Mamy mnóstwo spraw do omówienia.
- To prawda - zgodziła się Polly. - Czuję się doskonale. Widziałeś się z
Kevinem?
- Tak - roześmiał się Josh. - Ale co to ma wspólnego z rozmową ze mną?
- Chodzi mi o gazetę - Polly również się roześmiała. - Z tym piecem to jednak
prawda, co?
- Tak, Polly. Bardzo chciałbym móc zaprzeczyć. A sprawę gazety zostawiłem
Kevinowi i twojemu ojcu. Mogą chyba puścić pierwotną wersję, a my będziemy mogli
się zastanowić, co dalej.
- Chyba przyjadę do pracowni po lunchu...
- O nie, młoda damo! - przerwała jej zdecydowanie z kuchni matka. - Najpierw
pójdziesz do doktora Harta. Jeśli ci pozwoli, możesz tam pojechać pózniej. Josh po-
winien dzisiaj przyjść tutaj!
Polly roześmiała się.
- Głównodowodzący mówi, że nie pojadę dziś do pracowni! Może wpadniesz tu
118
S
R
po lunchu?
Polly kręciła się po dobrze znajomej kuchni w szlafroku. Zdumienie związane z
tym, co się wydarzyło, nadal jej ciążyło.
- Chciałabyś zjeść lunch w łóżku, kochanie? Mogłabyś uniknąć kłopotliwych
pytań dzieci.
- Dziękuję, mamo. To byłoby miłe - Polly uśmiechnęła się do matki, wdzięczna
za jej delikatność. Powoli poszła do swojego pokoju. Weszła do łóżka i przykryła
głowę kocem. %7ładnej odpowiedzialności, westchnęła w duchu.
Lecz czy mogła tak po prostu leżeć w łóżku z głową przykrytą kocem? Doktor
Hart powiedział coś o jej tajemniczej chorobie. Cóż tu było tajemniczego? Co było
przyczyną tego nagłego bólu brzucha? Co wywoływało migreny matki?
Teraz trzeba było podjąć jakąś decyzję. Tyle przygotowań, tyle pracy. Wszystko
nie mogło się skończyć z powodu tego przeklętego komina. Musi być jakieś wyjście.
To wszystko było tak frustrujące! Josh powiedział, że musi się nauczyć dawać sobie z
tym radę, w innym bowiem przypadku ulegnie. Czy to właśnie mogło się wydarzyć
wczoraj wieczór? Czy jakaś nieposkromiona frustracja zaatakowała jej brzuch?
Znów poczuła ostry ból.
- To niemal odpowiedz! - powiedziała do siebie i uderzyła się w brzuch. -
Przestań! - krzyknęła niczym do niegrzecznego dziecka.
Nagle uświadomiła sobie, jak bardzo potrzebuje Kevina. Gdy on znajdzie się
obok niej, wszystko będzie w porządku. Z Joshem - cudownym, ekscytującym Joshem
- było inaczej. Niemal zwalił ją z nóg. Polly zamknęła oczy. Teraz uświadomiła sobie
w pełni, że najbardziej w świecie pragnie Kevina - a pozwoliła, by zabrała jej go Enid.
- Nie ma sensu leżeć tak tutaj - ciągnęła swój monolog. - Lepiej od razu stanąć z
tym twarzą w twarz. - Przez kilka chwil leżała nieruchomo, a potem odrzuciła koc i
wyskoczyła z łóżka.
Usłyszała trzaśnięcie drzwi od kuchni i głosy Tommy'ego i Vicky. To ojciec
119
S
R
wchodził do domu.
- Letycjo? Jak się czuje Polly? - spytał. Polly spotkała się z nim na dole.
- Dobrze, tatusiu - powiedziała. - Nie wiem, co się ze mną wczoraj stało.
Przestraszyłam was? Czy artykuł Kevina ukazał się w gazecie? - starała się, by jej głos
brzmiał radośnie.
- Tak, to było jedyne wyjście. Mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną. Jutro
możemy go zmienić tak, jak postanowicie z Joshem. Ale teraz nie jest to tylko twoja
sprawa, malutka. To już trafiło do wiadomości. Pożar w Chicago, powódz z
Johnstown, trzęsienie ziemi w San Francisco, zniszczenie pieca Polly - same
katastrofy!
- Piękne dzięki! - uśmiechnęła się. - Jeśli jestem wielką narodową katastrofą,
mam pomysł! Co powiesz na pomoc Czerwonego Krzyża? Albo na dotację rządu na
zlikwidowanie skutków katastrofy?
- To rzeczywiście jest pomysł - włączyła się do rozmowy pani Wallace,
stawiając lunch na stole. - Ale odkładając żarty na bok... Musi się znalezć jakaś pomoc
finansowa, dzięki której zbudujemy nowy piec.
- Daj spokój, mamo. Przecież nikogo w mieście to nie obchodzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]