[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się niemal z zakłopotaniem. I jeżeli to panu odpowiada, chciałbym wyjaśnić pewną
kwestię. A mianowicie: co może skłonić małego chłopca do tego, aby się w kwietniu
rozebrał i wszedł do stawu? Ogromnie mi zależy na odpowiedzi.
·ð ð Do czego jest ona panu potrzebna? zapytaÅ‚ Gisenius.
·ð ð Tego jeszcze nie wiem powiedziaÅ‚ Tantau. Może jest to po prostu jedno z moich
dziwactw.
74
Kerze mrugnął znacząco w stronę Giseniusa. Mrugnięcie to miało zapewne oznaczać: jest
to najwygodniejszy sposób, abyśmy mogli się go pozbyć. Potem powiedział:
·ð ð Zaszkodzić to nie zaszkodzi.
·ð ð Jeżeli tak sÄ…dzisz... poddaÅ‚ siÄ™ Gisenius. I on byÅ‚ rad, że bÄ™dzie można skierować
Tantaua na inne tory.
·ð ð DziÄ™kujÄ™ za zaufanie, postaram siÄ™ go nie zawieść rzekÅ‚ Tantau.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Kerze zawołał:
·ð ð No, tegoÅ›my siÄ™ szczęśliwie pozbyli!
·ð ð Może w ogóle nie należaÅ‚o zadawać siÄ™ z tym czÅ‚owiekiem rzekÅ‚ niepewnie
Gisenius. Wie za dużo, a to może być niebezpieczne.
·ð ð Najważniejsze powiedziaÅ‚ Kerze beztrosko że nareszcie mamy to, czegoÅ›my
chcieli: ten adres!
Gisenius dał mu odczuć, że został zle zrozumiany. Westchnął i nacisnął jeden z guzików
zamontowanych na jego biurku.
Napijesz się czegoś? zapytał się Kerzego.
Po chwili zjawił się kierownik kancelarii. Gdy zachodziła potrzeba, potrafił się
zachowywać jak angielski mikser. Stanął przy drzwiach w wyczekującej pozie.
Proszę o koniak powiedział Kerze.
Na to Gisenius:
Niech nam pan przyśle butelkę koniaku i kieliszki. Po
tem proszę zadzwonić do zajazdu Am Altem Postamt", ale
dyskretnie, nie wymieniajÄ…c mego nazwiska. Niech pan tylko
zapyta, czy mieszka tam niejaki Michel Meiners. To wszystko.
Kierownik kancelarii oddalił się z godnością.
·ð ð Komplikacji rzekÅ‚ Kerze nigdy siÄ™ nie da uniknąć. Rzecz najważniejsza: poradzić
sobie z nimi. A my sobie poradzimy!
·ð ð Zawsze podziwiam twój optymizm rzekÅ‚ Gisenius z pobÅ‚ażliwÄ… życzliwoÅ›ciÄ…. W
tym jednak wypadku niestety go nie podzielam. Mam szereg wątpliwości.
·ð ð To miej. Kerze powiedziaÅ‚ to z wielkÄ… pewnoÅ›ciÄ… siebie.
·ð ð A wiÄ™c dobrze rzekÅ‚ Gisenius, a na jego twarzy nie drgnÄ…Å‚ nawet ani jeden miÄ™sieÅ„.
Sięgnijmy w przeszłość.
Meiners znalazł się wtedy na pozycji mocno wysuniętej w stronę nieprzyjaciela.
·ð ð Powiedzmy sobie szczerze: byÅ‚o to stanowisko, na którym czekaÅ‚a czÅ‚owieka pewna
śmierć powiedział Kerze, zagłębiając się we wspomnienia.
·ð ð Drogi przyjacielu rzekÅ‚ Gisenius Å‚agodnie, ale ostrzegawczo uważam, że w
przyszłości należy bezwarunkowo unikać tego rodzaju prowokacyjnych sformułowań. Pod
żadnym warunkiem nie możemy dopuścić do tego, żeby powstał taki obraz sytuacji, który
byłby dla nas niebezpieczny.
·ð ð No dobrze. Kerze byÅ‚ gotów nie upierać siÄ™ przy swoim sformuÅ‚owaniu. Meiners
zatem zajął stanowisko mocno wysunięte w stronę nieprzyjaciela.
·ð ð Dobrze, tak wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o powiedziaÅ‚ Gisenius. Owo stanowisko w lasku trzysta
siedem znalazło się wkrótce pod koncentrycznym ogniem wroga. My jednakże zdołaliśmy
ujść. Uszliśmy wszyscy. Wszyscy! A więc i Meiners.
·ð ð Niestety nie zareplikowaÅ‚ Gisenius. Jakkolwiek dziÅ› skÅ‚onni jesteÅ›my przyjąć, że
Meiners wcale nie był martwy, to jednak wydaje się być pewnym, że znajdował się w stanie
podobnym do śmierci. To znaczy, był ciężko ranny. Możesz to sobie wyobrazić? Był jak
martwy! Co się stało pózniej, jeszcze nie wiemy. Może trzeba było lat, żeby mógł znów
stanąć na nogi. Niejedno mógł tymczasem przeżyć, może niewolę, a może doznał takich
obrażeń cielesnych, że mu to pozostało już na zawsze i jest kaleką.
Tak czy inaczej, żyje! powiedział Kerze szorstko.
Nie chodzi już więc o jego życie.
·ð ð Mimo to pozostaje ciÄ…gle jeszcze ta paskudna historia, która siÄ™ zdarzyÅ‚a w nocy z tÄ…
dziewczyną. Czy wtedy nie uznaliśmy, oczywiście z czystym sumieniem, za jedynego
możliwego winowajcę właśnie Meinersa?
·ð ð Cholera jasna! wrzasnÄ…Å‚ Kerze. Od dawna już pytam samego siebie: kiedy
wreszcie ta przeszłość zacznie być naprawdę przeszłością?
·ð ð Drogi przyjacielu rzekÅ‚ Gisenius niemal uroczyÅ›cie
twierdziłem wówczas, że trzeba za wszelką cenę odcią-
76
żyć tych, którzy są naprawdę niewinni. Niestety prowadzi do tego jedyna droga: trzeba
znalezć naprawdę winnych!
Ale jak to zrobić?
Gisenius pochylił głowę, chcąc tym gestem wyrazić pokorę i poddanie się losowi.
Wyciągnięcie ostatecznych wniosków z naszych roz
ważań przychodzi mi niezmiernie ciężko. Muszę bowiem
zapytać: kto wtedy jedynie i wyłącznie ponosił odpowie
dzialność?
Schulz? zapytał bardzo ostrożnie Kerze.
Gisenius z ciężkim sercem kiwnął potakująco głową.
·ð ð On byÅ‚ dowódcÄ…. On jeden miaÅ‚ prawo wydawać rozkazy. Nic siÄ™ nie dziaÅ‚o bez jego
wiedzy i zgody. Wedle prawa wojennego jedynie on rozstrzygał o każdym drobiazgu. A
więc wyłącznie jego można czynić odpowiedzialnym za to, co się stało. Jest mi naprawdę
bardzo przykro, że muszę to powiedzieć. Czy można jednak wyciągnąć wniosek bardziej
logiczny i przejrzysty?
·ð ð A wiÄ™c Karl Schulz rzekÅ‚ zdecydowanie Kerze.
·ð ð Nie odgradzajmy siÄ™ od tego niezwykle drażliwego wydarzenia, które miaÅ‚o miejsce
owej nocy. Uczciwość pozwala na jeden tylko wniosek: praktycznie tylko jeden jedyny
człowiek może tu wchodzić w rachubę. Powiedziałbym nawet, że z psychologicznego punktu
widzenia upatrywanie wyłącznie w nim winnego jest nie do obalenia. Cała jego postawa w
owych latach, jego wątpliwe pojęcie o moralności, jego rozwiązły tryb życia, wszystko
wskazuje wyłącznie na niego. Oczywiście wiesz, kogo mam na myśli.
·ð ð Hirscha odparÅ‚ Kerze bez zajÄ…knienia.
·ð ð Ten logiczny wniosek wprost sam siÄ™ narzuca. Gisenius nie ukrywaÅ‚ zadowolenia, że
został tak doskonale zrozumiany. Oczywiście to wszystko zostaje między nami. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]