[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogą doprowadzić do ewentualnej reorganizacji obozu - zwrócił uwagę
podporucznik Langhor, przedstawiciel strefy A. - Być może konieczna będzie
całkowita likwidacja strefy B.
- Czego można jedynie życzyć tej świńskiej bandzie - wykrzyknął z
przekonaniem porucznik Hartmannsweiler, strefa C. - Zgromadzonej tam hołocie
trzeba natychmiast uświadomić, co to znaczy posłuch.
- Niech pan spróbuje to zaproponować McKellarowi - powiedział feldfebel
Schulz, strefa B, bez jakiegokolwiek szacunku.
- Dość, ludzie! - zawołał energicznie kapral Copland. - Nam chodzi jedynie o
sportowego ducha. Czyli o jednoznacznie wyższe wartości. A może nie potraficie się
już tym interesować? Mam nadzieję, że tak nie jest.
Copland zamierzał przeprowadzić ze starostami stref jedynie naradę na tematy
organizacyjne - na wielkim ogrodzonym placu między brytyjską a niemiecką częścią
obozu, dawnej strefie zero , arenie , gdzie pośrodku stały trzy samotne bunkry.
- Teren ten - oświadczył zachęcająco Copland - zamienimy - w pracy
społecznej rozumie się - w teren sportowy, w boisko do piłki nożnej. Bunkry zostaną
zrównane z ziemią.
- A gdzie się je przeniesie? - zapytał ostro Hartmannsweiler.
- Nigdzie - o ile nie zajdzie tego natychmiastowa i niezbędna potrzeba. Chce
się pan o to zatroszczyć?
Powstało przyjemnie długie milczenie. Kapral Copland zarejestrował je
jedynie, ale nie wykorzystał. Powiedział: - Każda strefa wystawi po jednej drużynie -
łącznie z rezerwowymi, obsługą i zarządem. W sumie około dwudziestu pięciu do
trzydziestu ludzi.
- I ci ludzie oczywiście mają trenować do upadłego, co? Ale po co?
- Trening piłkarski jest służbą specjalną - wyjaśnił kapral. - A za służbę
specjalną wydaje się zazwyczaj dodatkowe racje żywnościowe.
Zostało to przyjęte do wiadomości z niejaką radością. Uczestnicy narady
spoglądali na siebie nie bez zadowolenia. A podporucznik Langohr zapewnił: - Jeżeli
wezmiemy w tym udział, to już solidnie. Będziemy trenować codziennie. Tym samym
należeć się nam będą codziennie dodatkowe racje. Macie coś przeciwko temu?
- Ależ skąd - zapewnił kapral z rozmachem. - Tym szybciej możemy
zaczynać!
- Co zaczynać?
- Mistrzostwa.
- Co za mistrzostwa?
- Ludzie, a jak myślicie, po co wystawiamy drużyny piłki nożnej? %7łeby mogły
się ze sobą zmierzyć. A ponieważ mamy tylko trzy, to każda będzie grała z każdą. I
najlepsza zwycięży.
- Tylko to? Nic więcej?
- Nam wystarczy wygrana - oświadczył dumnie i ufnie Hartmannsweiler. - I
wygramy.
- Bardzo dobrze - wykrzyknął kapral. - Najpierw ideały. Co oczywiście nie
wyklucza - i o to się zatroszczyłem - pewnych premii i nagród. Również w naturze,
rozumie się. Ostatni mecz będzie czymś w rodzaju święta ludowego.
- Przy czym poszczególne drużyny, zanim się spotkają, powinny mieć za sobą
możliwie pełny trening - włączył się Langohr.
- Ale przydałoby się uformować nie jedną drużynę w każdej strefie, lecz dwie.
- Zezwalam - zaakceptował wspaniałomyślnie Copland - nawet w przypadku,
gdy liczba uczestników miałaby się powiększyć - powiedzmy do trzydziestu pięciu
osób na klub. Ale nie więcej!
- Czy dostaniemy wyposażenie sportowe?
- W ilości wystarczającej. Koszulki, spodenki, skarpety, buty piłkarskie - do
tego piłka i piłka zapasowa, gwizdek też i co tam jeszcze będzie potrzebne.
- Koszulki w jakich kolorach?
- Białe.
- Czy dozwolone będą oznakowania celem lepszego rozróżnienia drużyn?
- W każdej postaci oprócz symboli nazistowskich oczywiście. Możecie
ponaszywać kwiatki, zwierzęta czy litery. Możecie się w dowolny sposób nazwać.
Nawet nazwiskiem Rommla, jeżeli koniecznie musicie. Nie byliśmy pod tym
względem nigdy małostkowi.
Kapral Copland cieszył się wrażeniem, jakie zrobiły jego zapowiedzi. Było
wyrazne i wielce obiecujÄ…ce.
- Chciałbym tylko jedno stwierdzić - oznajmił stanowczo porucznik
Hartmannsweiler - jako absolutnie obowiązujące mnie i moich kolegów ze strefy C:
nie będziemy grać przeciwko drużynie, w której znajdują się podejrzane elementy -
taki Faust na przykład.
- My też - oświadczył natychmiast za strefę A, podporucznik Langohr.
- A dlaczegóż to? - zapytał Copland jeszcze opanowany.
- My zdecydowanie protestujemy przeciwko kontaktom z takim
niepoprawnym faszystą, superfaszystą - oświadczył uroczyście i z przekonaniem
Hartmannsweiler.
- My też - potwierdził Langohr za strefę A.
- Akurat wy! - wykrzyknÄ…Å‚ oburzony feldfebel Schulz. - Wy z tÄ… waszÄ… flagÄ…
nazistowską. Pewnie sama pojawiła się na maszcie, co?
- Ja w każdym razie - zapewnił Hartmannsweiler i brzmiało to prawie szczerze
- nigdy nie byłem nazistą. Zawsze tylko człowiekiem myślącym w kategoriach
narodowych i socjalistycznie reagujÄ…cym. Po prostu Niemcem.
- A ta flaga, którą pan wciągał?
- Flaga Rzeszy i nic więcej. Ta sama flaga, pod którą, Schulz, walczyliśmy. Za
Niemcy!
Kapral Copland zdezorientowany nieco tym wyjaśnieniem popatrzył jakby
szukając pomocy na feldfebla Schulza i nie na próżno.
Gdyż Schulz oświadczył: - Nie będę komentował tych bzdur, bo członkostwo
jeńca wojennego Fausta w naszej drużynie nie jest zaplanowane.
- No więc! - wykrzyknął Copland. - Po tym wyjaśnieniu możemy od razu
zaczynać.
***
- Jestem dla pana wielkim ryzykiem, Silvers - powiedział Faust uśmiechając
się jednak. - Ma pan ze mną same kłopoty.
- Pan chyba nie chce bym na siłę pana chwalił, co? - odparł Silvers. - Kłopoty
wkalkulowałem już na początku. A korzyści, jakie może mi pan przynieść czy też już
przyniósł, są przeciwwagą.
Jechali w kierunku Kairu, tak jak zwykle od wielu dni: Peter O Casey za
kierownicą swojej ciężarówki, po lewej stronie Silvers, Faust pomiędzy nimi. Pod
plandeką za nim siedziało około trzydziestu wyselekcjonowanych specjalistów -
znający się na rzeczy, energiczni i chętni do pracy ludzie. Wiedzieli, że opłaca im się
pracować w interesie. Byli zdecydowani wykonać całą pracę.
- Ale co wtedy, jeśli się okaże, że rzeczywiście jestem lub byłem faszystą?
- Czy pan go słyszy, Peter - powiedział Silvers do O Caseya. - Chce nas chyba
rozbawić!
- Tak, ma zadatki na komika! Tylko zbyt rzadko to pokazuje!
- A może nas nie lubi, Peter. Może nie jesteśmy dla niego dość dobrzy -
przynajmniej jeżeli chodzi o nasze metody. A może chce się wycofać?
- Ale nie może, bo go zatrzymamy! - oświadczył z uśmiechem Peter O Casey.
- Cieszcie się, cieszcie! - powiedział Faust. - Moim kosztem! Bo przecież
cholernie śmieszne, gdy ktoś jest podstępnie wrabiany!
- Faust, mój kochany! Mam nadzieję, że nie stał się pan nagle wrażliwy jak
mimoza? Dotychczas wiele potrafił pan znieść, zupełnie tego nie okazując.
- Ale tego już nie! Kiedy mnie ci faszyści nazywają faszystą, to kończy się dla
mnie zabawa.
- A może właśnie teraz powinna się w pełni rozpocząć?
- Pan chyba nie myśli, że byłem faszystą?
- Jest to mój przyjacielu, zupełnie zbyteczne pytanie!
- Być może my obaj także jesteśmy faszystami, Sid, tylko jeszcze nic o tym
nie wiemy. Bo przecież nasze stosunki z Faustem układają się tak harmonijnie! -
zauważył Peter.
- Już ani słowa więcej, panowie! - zawołał Faust uradowany. - Bo zaraz
zacznę płakać, a tego widoku chciałbym wam zaoszczędzić.
- I nie jest to konieczne - zapewniÅ‚ Sid. CzÅ‚owieku, tacy ludzie jak Müller,
Rossberg i spółka mogą sobie do woli preparować świadków oskarżenia!
Najważniejszy jest tu tylko pułkownik Nelson!
- Czyli pan, Silvers!
- A pan u mnie dobrze stoi, jeżeli nie będzie się pan mieszał do mojego
prywatnego życia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]