[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obietnic dotyczących mocy, którą w sobie przeczuwał, i tego, jak zamierzał
postępować wobec słabych, błądzących, ale przecież ludzkich istot, które go
otaczały.
Teraz miał zamiar wszystkie te postanowienia złamać.
Ucałował zimne czoło Eleny i ułożył ją pod drzewem wierzby. Jeśli mu
się uda, wróci tutaj i dołączy do niej.
Tak jak myślał, fala mocy minęła Bonnie i Meredith i podążyła za nim,
ale znów osłabła i cofnęła się, czekając.
Nie każe jej czekać zbyt długo.
Uwolniwszy się od ciężaru ciała Eleny, zaczął przemykać jak drapieżnik
po pustej drodze. Marznący deszcz ze śniegiem i wiatr nie przeszkadzały mu
specjalnie. Potrafił je przeniknąć instynktem myśliwego.
Wszystkie siły skupił na namierzeniu ofiary. Nie ma teraz czasu myśleć
o Elenie. Pomyśli pózniej, już po wszystkim.
Tyler i jego kumple wciąż byli w baraku. Dobrze. Nie mieli pojęcia, co
się dzieje, kiedy okno roztrzaskało się na kawałki, a do środka wpadł wicher.
Stefano chciał zabić, kiedy złapał Tylera za gardło i zatopił w nim kły.
To była jedna z jego zasad: nie zabijaj, i chciał ją teraz złamać.
Ale któryś z mięśniaków rzucił się na niego, zanim zdążył Tylera
zupełnie opróżnić z krwi. Chłopak nie tyle próbował bronić prowodyra, co
uciec. Ale po drodze wpadł na Stefano, który cisnął nim o ziemię i
łapczywie zatopił zęby w nowej tętnicy.
Gorący metaliczny smak działał na niego ożywczo, rozgrzewał go,
przepływał przez niego jak płomień. Chciał jeszcze więcej.
Moc. Zycie. Oni je mieli, on go potrzebował. W przypływie wspaniałej
siły, która przyszła wraz z tym, co już wypił, bez trudu ich oszołomił. A
potem przechodził od jednego do drugiego, pijąc do syta i odrzucając na bok
ciała. Zupełnie jakby po kolei otwierał wszystkie puszki z sześciopaku piwa.
Był przy ostatnim, kiedy zauważył skuloną w kącie Caroline.
Usta mu ociekały krwią, kiedy podniósł głowę i popatrzył na nią. Te
zielone oczy, zwykle zwężone, teraz otworzyły się tak szeroko, że dokoła
tęczówki widać było białko, zupełnie jak u przerażonego konia. Jej blade
wargi poruszały się, kiedy szeptała jakieś bezgłośne prośby.
Postawił ją, ciągnąc za zieloną szarfę przepasującą suknię. Jęczała,
przewracając oczami. Wsunął rękę w jej kasztanowate włosy, żeby obnażyć
gardło. Cofnął głowę, szykując się do ugryzienia, a Caroline krzyknęła dziko
i osunęła mu się bezwładnie na rękach.
Pozwolił jej upaść. Już i tak miał dosyć. Pękał od krwi, czuł się jak
objedzony kleszcz. Jeszcze nigdy nie czuł się tak silny, tak pełen
żywiołowej mocy.
Czas teraz na Damona.
Wydostał się z baraku tą samą drogą, którą tu wszedł. Ale już nie w
ludzkiej postaci. W niebo wzbił się, a potem zatoczył na nim koło polujący
jastrząb.
Cudowna była ta nowa postać. Taka silna... I taka okrutna. A ptak miał
świetny wzrok. Niósł Stefano tam, gdzie chciał się znalezć, przeszukując
dęby rosnące w okolicy. Szukał pewnej polany.
Znalazł ją. Wiatr nim szarpał, ale obniżył lot, żałobnym krzykiem
wyzywając Damona na pojedynek. Damon, stojąc na ziemi w swojej
ludzkiej postaci, zasłonił twarz dłońmi, kiedy jastrząb zapikował wprost na
niego.
Stefano szponami wyrył mu pasy ciała na ramionach i usłyszał w
odpowiedzi krzyk bólu i gniewu Damona.
Już nie jestem twoim słabym młodszym bratem, wysłał Damonowi myśl,
wzlatując na potężnej fali mocy. A tym razem przychodzę po twoją krew.
Poczuł płynącą od Damona nienawiść, ale głos, który rozległ się w jego
głowie, kpił. I tak mi dziękujesz za uratowanie ciebie i twojej narzeczonej?
Stefano złożył skrzydła i znów zapikował w dół, a cały jego świat
zawęził się do tego jednego celu. Zabić. Celował w oczy Damona, a kij,
którym brat chciał się przed nim bronić, przeleciał obok jego nowego ciała.
Rozorał szponami policzek Damona do krwi. Dobrze.
Nie powinieneś był zostawiać mnie przy życiu, przekazał Damonowi.
Powinieneś był zabić nas oboje od razu.
Chętnie naprawię ten błąd! Damon dał się przed chwilą zaskoczyć, ale
teraz Stefano czuł, że brat zbiera moc, umacnia się i czeka. Ale najpierw
może powiesz mi, kogo mam zabić tym razem.
Umysł jastrzębia nie radził sobie z natłokiem emocji, które obudziło to
złośliwe pytanie. Z niezrozumiałym krzykiem znów runął na Damona, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •