[ Pobierz całość w formacie PDF ]
*
W domu nadal utrzymywał się metaliczny zapach. Kiedy zjawił się po raz
pierwszy, był tak przenikliwy, tak wszechobecny, że z pewnością samo wspomnienie
musiaÅ‚o być nie mniej przerażajÄ…ce od pierwotnego zdarzenia. Ów ostry odór nigdy
do końca nie opuścił Amy. W chwilach spokoju, gdy nagle wzdrygała się lub
zamykała oczy, nagle otulał ją melanż zapachów. Za każdym razem powietrze
wypełniał wtedy męski zapach nienależący bynajmniej do Scotta.
Wrócił Jem we wspomnieniach, aczkolwiek wcale jej to nie ucieszyło.
Nie zostawiła żadnych informacji na temat tego, co go spotkało. W
przypadkowym zbiorze fotografii nie istniały żadne ślady. W pudłach na strychu
znalazłam jedynie dowód, że Jem nie żyje, ale nie znałam przyczyny śmierci. Miałam
nadzieję, że choć słowem się o nim zająknie, bodaj pod nosem. Wpatrywałam się w
jej usta, krtań, całe ciało, wypatrując oznak, które niechcący wyjawiłyby sekret. Moja
nadwrażliwość, nagroda pocieszenia za utratę dotyku, okazała się bezużyteczna. Usta
Amy milczały. Potrafiła dochować tajemnicy.
Zaczęłam bardzo ściszać radio, a dawałam głośniej tylko wtedy, kiedy puszczano
piosenki ze studenckich lat Amy. Może muzyka potrąci jakąś strunę, uruchomi
pamięć. Chociażby Scott miał skłonność do nostalgii, bo wspominał lata ich
przyjazni na długo przedtem, zanim zostali kochankami, a potem małżeństwem.
Uśmiechała się, ale wstrzemięzliwie.
Słyszysz? Golił lewy policzek. Pamiętasz, jak Chloe grała do znudzenia tę
melodiÄ™?
Opłukał żyletkę w zlewie i spojrzał na odbicie żony w lustrze łazienki.
Amy w wannie odsunęła od siebie fale wody.
Mhm.
Scott już chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język.
Aż dziwne, ile piegów wychodzi ci na słońcu.
Amy przez cały dzień zajmowała się kwiatami w ogrodzie. Przejechała teraz
rękami po całym ciele. Małe rdzawobrązowe piegi upstrzyły jej piersi, brzuch,
biodra, niektóre większe i ciemniejsze. Na twarzy i kończynach wystąpiły bledsze
plamki.
Blizna zawsze się uwidacznia, kiedy się opalisz powiedział.
Od prawej skroni do końca żuchwy biegła cienka, prosta szrama. Tak równo
obrysowywała twarz, że wyglądała jak cień.
TrochÄ™.
Wciąż o tym rozmyślasz? spytał.
Staram siÄ™ nie.
I tak niewiele pamiętasz.
Fakt. Przejechała myjką po częściach intymnych. Dużo pamiętałam, kiedy
się obudziłam. Szpital, całą rodzinę. Dziadek Fin siedział przy mnie cały dzień.
Nawet kiedy rodzice wyszli z babcią Sunny na kawę. Właściwie nie rozmawialiśmy.
Czytał pisma, ale nie odstępował mnie na krok. A ja chciałam Ul zostać sama. Za
bardzo byłam odurzona albo za bardzo cierpiałam, żeby zajmować się kimkolwiek.
Po takim wstrząsie ludzie robią czasem różne głupstwa. Przynajmniej wiesz, że
wszyscy siÄ™ o ciebie troszczyli, Aims.
Puściła strumień gorącej wody, żeby podnieść temperaturę kąpieli.
Tylko babcia Sunny mnie słuchała. Wiedziała, co ja... rozumiała. Mogłam
liczyć na jej wstawiennictwo u innych. Uwielbiałam ją za to. Czułam przy niej
spokój, nawet jeśli nękała mnie banałami. Nie obejrzysz się, jak znów wsiądziesz na
konia . Albo: Czas goi rany . Wcale mi to nie pomagało.
Ale miała rację. Jesteś tutaj. I masz mnie.
Przechylił się przez zroszony wilgocią brzeg wanny i pocałował ją w czoło.
To prawda, mam ciebie.
Powiedziała to z wdzięcznością, lecz zarazem rezygnacją.
Wyszedł i nie zamknął za sobą drzwi. Amy przebiegła rękami po ciele.
Zatrzymała je na kości łonowej, wypchnęła brzuch do góry. Zastygła na dłuższą
chwilę. Aż dziwne, że tak długo wytrzymała w tak niewygodnej pozycji. Kiedy się
wreszcie rozluzniła, splotła razem palce i zasłoniła pępek.
Krew. Ciekawe, czyją poczułam poprzedniego wieczoru.
*
Amy zaczęła co wieczór wracać pózniej do domu. Po kilku tygodniach, już w
lipcu, rzadko zjawiała się przed pół do dziewiątej, trzy godziny pózniej niż zwykle.
Wchodziła tylnymi drzwiami, dzwigając siatki jedzenia, które jadł tylko Scott. Zanim
się położyła spać, zdążyła wysprzątać cały dom na błysk. Nie zostawiła nigdy
brudnej szklanki ani talerza. Kosze na śmieci opróżniała, kiedy zapełniły się dopiero
do połowy. Kurz nie miał kiedy osiąść na blatach i półkach. Czyste ubrania leżały w
koszach tylko chwilę, bo zaraz przekładała je do szafy lub do bielizniarki. Zawsze
prasowała na następny dzień wszystkie ubrania dla siebie i dla męża. Rachunki miała
zrobione na czas. Na e-maile odpowiadała natychmiast. Czytała nawet przesyłane
łańcuszkowo żarty, petycje i prośby o modlitwy. W soboty gotowała duże porcje,
które przechowywała następnie w lodówce. W niedzielne poranki, zanim Scott wstał
z łóżka, zajmowała się ogrodem.
%7łycie Amy stało się niezwykle uładzone i zorganizowane, jakby nie należało do
niej.
Wierciła się i kręciła. Gdy tylko posiedziała trochę dłużej przy wieczornych
wiadomościach, zaczynała przebierać w powietrzu palcami nóg, a w palcach rąk
kręcić miękkie dredy na głowie. Godzinami przesiadywała w fotelu na biegunach,
bujając się zapamiętale, a czytała przy tym bzdurne powieści fantastyczne
wypożyczone z biblioteki, jedną po drugiej. Czasami na stołach i innych meblach
rysowała palcami wskazującymi zachodzące na siebie ósemki. Nigdy nie zająknęła
się słowem, co ukrywa.
Scott zaczął się martwić.
Przypomniały mi się dziesiątki lat, podczas których większość mężczyzn
oczekiwała, że ich żony będą się tak właśnie, bez słowa skargi, zachowywały. Scott
nie był przyzwyczajony do takiego podziału ról. Nagle poczuł się bezużyteczny we
własnym domu, niepotrzebny nawet do sporadycznego otwarcia słoika. Obserwował
ją, nie wiedząc nawet, kiedy przedzierzgnęła się w tego sprawnego robota, który
ścieli teraz nienagannie ich łóżko bez najmniejszych zagnieceń.
Chodz, Aims prosił ją czasem, kiedy krzątała się po domu.
Stawała przed nim, patrząc niewidzącym wzrokiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]