[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byli mi we wszystkim posłuszni, broń, którą wam powierzam, zwrócili na każde me żądanie i
nie starali się nam szkodzić pod żądnym względem. Po wtóre: jeżeli przy mej pomocy odzy-
skacie wasz okręt, abyście nas obu z ruchomościami przewiezli bezpłatnie do Europy.
Dodaj jeszcze trzeci, zawołał z zapałem kapitan, że się zobowiązujemy walczyć za ciebie
do ostatniej kropli krwi i ofiarować ci 2000 funtów szterlingów za twą uczynność.
Obronę przyjmuję, lecz nie chcę żadnego wynagrodzenia. Raz, że jestem bogaty, a po
wtóre, że uczynku chrześcijańskiego nie robię za pieniądze.
Przebacz, jeżeli obraziliśmy twą delikatność, rzekł kapitan, ściskając moją rękę.
A więc do dzieła, zawołałem. Oto macie trzy muszkiety i amunicję oraz trzy szable.
Mniemam, że najlepiej palnąć do śpiących, a jeżeli reszta się obudzi i będzie prosiła o łaskę,
możemy im darować.
104
Nie, nie, odrzekł kapitan. Wprawdzie ci łotrzy ciężko zawinili, lecz nie wszyscy są za-
równo zli. Dwóch z nich tylko zasługuje na śmierć bez litości, lecz inni dadzą się na dobrą
drogę naprowadzić.
Czyń, jak ci się podoba, rzekłem, podając im broń.
W kwadrans pózniej byliśmy już o kilkadziesiąt kroków od śpiących, zakryci krzewiną.
Wtem z krzaków wyszło dwóch majtków.
Czy to są naczelnicy buntu, zagadnąłem.
Nie.
Pozwólmy im więc odejść spokojnie, gdyż snadz Opatrzność nie chce ich śmierci, skoro
się na czas przebudzili.
Kapitan z dwoma towarzyszami poskoczył naprzód. Szelest kroków i szczęk broni zbudził
śpiących wichrzycieli. Zerwali się z przestrachem, lecz w tej chwili kapitan i porucznik dali
ognia. Kula ugodziła jednego z hersztów w samo serce, drugi powalił się z przestrzeloną pier-
sią obok niego. Wtem i podróżny dał ognia, zadrasnąwszy w bok jednego z pozostałych
dwóch. Ciężko ranny podzwignął się na kolana, lecz kolba kapitana zgruchotała mu czaszkę.
Na odgłos strzałów powrócili i tamci, którzy przed chwilą weszli w gęstwinę, ale widząc
mnie i Piętaszka, wychodzących z lasu, zamiast uderzyć na kapitana, wszyscy czterej rzucili
się na kolana i błagali o łaskę. Tak odnieśliśmy zupełne zwycięstwo.
Kapitan, obróciwszy się do klęczących, zawołał:
Wszyscy bez wyjątku zasłużyliście na śmierć, jednak mogę wam przebaczyć pod warun-
kiem, że żałując za popełnioną zbrodnię, przysięgniecie mi dopomóc do zdobycia okrętu.
Zwyciężeni przysięgli na wszystko, że będą posłuszni i wierni. Kapitan chciał ich natych-
miast uwolnić, lecz ja, uznając to za niedorzeczność, wszedłem pomiędzy obie strony i rze-
kłem:
Za pozwoleniem kapitanie, nie masz prawa rozporządzania losem tych ludzi, gdyż znaj-
dujesz się na wyspie, winieneś posłuszeństwo jej gubernatorowi. Wiesz, pod jakimi warun-
kami obiecał ci udzielić pomocy, a zatem w imieniu gubernatora polecam ci związać tych
ludzi i oddać pod straż moją.
Uważałem, że słowa te niezmiernie przestraszyły pojmanych. Powaga, z jaką je wymówi-
łem i posłuszeństwo kapitana niezawodnie dały im wysokie wyobrażenie o potędze mniema-
nego gubernatora. Bez oporu tedy dali się związać. Rozkazałem Piętaszkowi, aby przy pomo-
cy porucznika zaprowadził ich i zamknął w jaskini. Broń zabraną ukryto w bezpiecznym
miejscu.
Po odejściu ich naradzaliśmy się z kapitanem, co dalej czynić wypada. W szalupie było
jeszcze dwóch, którzy z przyczyny odległości strzałów nie słyszeli. Spodziewaliśmy się po-
dejść ich szczęśliwie, lecz na okręcie znajdowało się 26 ludzi, opatrzonych w broń i gotowych
walczyć do upadłego, ponieważ znali surowość prawa, orzekającego karę śmierci na wichrzy-
cieli. Trzeba więc było jakiś podstęp wymyślić, ażeby opanować statek.
Sądzę, rzekłem, iż pozostali na okręcie, nie mogąc się doczekać powrotu towarzyszy,
wyślą czółno. Przede wszystkim trzeba więc opanować szalupę, aby jej uprowadzić nie mogli.
Wyruszyliśmy zatem zaroślami ku przystani. Jeden z majtków, na straży zostawionych,
zapuścił się w krzaki i właśnie zajmował się rwaniem bananów, kiedyśmy go znienacka pode-
szli. Widząc wymierzone strzelby, poddał się bez oporu. Przywiązałem go do drzewa, zakne-
blowawszy mu usta, po czym śmiało poszliśmy ku szalupie. Trzeba było widzieć przestrach
drugiego majtka, gdy nas ujrzał wychodzących z zarośli z bronią, a mianowicie, gdy poznał
kapitana. Nie myśląc o obronie, rzucił się na twarz, błagając litości.
Zabrawszy obu przestępców, zaprowadziłem ich do chatki Piętaszka i tam mocno przywią-
załem do słupów, po czym wróciłem na wybrzeże. Tymczasem kapitan z podróżnym oderwali
parę desek z dna szalupy. Wyciągnęliśmy ją z trudem na brzeg, do czego dopomógł nam Pię-
taszek z porucznikiem, w tej chwili przybywający.
105
Po dokonaniu tej ciężkiej pracy, zabrałem moich gości do zamku, gdzie wypoczęli i posi-
lili się, ale jeszcześmy nie skończyli obiadu, kiedy wystrzał działowy dał się słyszeć z okrętu,
widocznie dla przywołania szalupy. Po kwadransie zahuczał drugi, następnie trzeci i czwarty,
lecz rzecz prosta, wezwania tego nasi więzniowie nie mogli usłuchać.
Natychmiast udaliśmy się na strażnicę z perspektywami dla zobaczenia, co się dzieje na
okręcie. Załoga, nie mogąc się doczekać powrotu szalupy, wywiesiła flagę różnobarwną, jako
sygnał ostateczny, wzywający do powrotu. Lecz gdy i to nie skutkowało, spuszczono czółno
na wodę.
Wkrótce zbliżył się nowy statek tak, iż mogliśmy rozpoznać nawet twarze ludzi, na nim
będących. Wszyscy mieli broń palną.
Na nieszczęście, zawołał kapitan, pomiędzy ludzmi w czółnie tylko czterech jest takich,
których pogróżkami do buntu wciągnięto. Reszta zaś i sternik, są to prawie główni wichrzy-
ciele i w razie spotkania nie możemy się spodziewać, ażeby nam poszło tak łatwo, jak pierw-
szym razem.
Wierz mi, kapitanie, rzekłem na to, że za przybyciem tu znajdowałem się w gorszym
położeniu od ciebie, a jednak mnie Bóg z niego wydzwignął, miej zatem nadzieję, że i ciebie
nie opuści.
Dziękuję ci za dodawanie mi odwagi. Jednakże, jeżeli mam szczerze powiedzieć, nie
spodziewam się, abyśmy z tej sprawy wyszli cało.
Wkrótce się przekonasz, odrzekłem, że miałem słuszność, ufając w opiekę Opatrzności.
XXXIX
Druga łódz. Zmierć głównych buntowników. Wymowa Robert-
sona. Gubernator. Wypadki na okręcie. Wyrok na winnych. Przy-
gotowania do opuszczenia wyspy.
Tymczasem szalupa zbliżyła się do lądu. Siedmiu ludzi wyskoczyło, trzech zaś pozostało
na straży. Z gęstwiny lasku otaczającego zamek, mogliśmy się doskonale przypatrywać, sami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]