[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedziałem, nie teraz!
To ja, Leszek! Otwórz, bo wezwę pogotowie i straż pożarną.
R
L
T
Wreszcie doczekali się... Po drugiej stronie rozległy się kroki, drzwi
otworzyły się i stanął w nich niski chudy mężczyzna.
Pogotowie mi niepotrzebne. Mam zakład pogrzebowy pod nosem.
Tam się mną lepiej zajmą niż w szpitalu. Przynajmniej nie każą mi leżeć na
korytarzu jak ostatnio.
Wpuścił ich do środka. Zgodnie z zasadą, że nie należy witać się przez
próg dopiero za drzwiami dokonano oficjalnej prezentacji.
Przyprowadziłem państwa z agencji nieruchomości.
A po co? burknął Józef. Jeszcze nie umarłem, więc nie możesz
sprzedać mojego mieszkania. Zresztą, nawet po mojej śmierci nikt tego nie
kupi, bo będę tu straszył. Po co ci agencja nieruchomości?
My przyjechaliśmy w sprawie kamienicy wtrąciła się Zu, ale w
tym samym momencie poczuła, jak wytworny i subtelny pan Leszek
miażdży jej stopę swoim butem.
Państwo szukają jakichś mieszkań w tej części Warszawy do
sprzedania, więc pomyślałem, że może w naszej kamienicy zaczął szybko
pan Leszek, wyraznie starając się nie dopuścić do głosu Zuzanny i Karolka.
To głupio myślałeś odpowiedział krótko pan Józef. Przecież w
sprawie naszej kamienicy ciągle jeszcze nie ma decyzji o zwrocie. Nikt nie
kupi, bo nie wiadomo, co będzie dalej.
Faktycznie, nie pomyślałem. To już pójdziemy, nie będziemy bratu
przeszkadzać. I jeszcze jedno... Pokaż się czasami komuś, bo inaczej
sąsiedzi będą co jakiś czas wzywać straż pożarną, żeby sprawdzić, czy
jeszcze żyjesz.
Dobra, dobra... Może ja już faktycznie za długo żyję i dlatego wciąż
się komuś wydaje, że już umarłem. Ale nie zamierzam wyciągnąć nóg,
R
L
T
zanim nie odzyskamy naszej kamienicy. A pózniej, to już mi wszystko
jedno.
Zu już zamierzała powiedzieć, że przecież kamienicę zwrócono, ale w
tym samym momencie jej wzrok padł na potężne buciory pana Leszka, więc
ugryzła się w język.
Alicja przysyła ci pierogi i zupę. Pan Kowal podał bratu torbę z
jedzeniem.
Pierogi z mięsem? upewnił się brat, biorąc do ręki pakunek.
Ruskie, z chudym twarogiem. Przecież wiesz, że masz podwyższony
cholesterol i musisz ograniczyć mięso.
Trudno. A zupa jaka grochówka na boczku może?
A ten znowu swoje! Nie, chudy rosół!
Jak słyszę chudy rosół" to od razu wyobrażam sobie niemiłosiernie
rachitycznego kurczaka, który nie ma siły uciec przed rzeznikiem, który
goni go z siekierą i w końcu dopada i odrąbuje mu głowę. Nie wiem, jak
człowiek z czystym sumieniem może jeść taką zupę.
Co pan mówi? oburzyła się Zu. Ja uwielbiam domowy rosół. I
pierogi z serem też. Ale sama nie umiem ich zrobić.
To zapraszam na obiad powiedział pan Józef, a widząc, że Karolek
waha się, czy zaproszenie dotyczy również jego, dodał: I pana też, młody
człowieku.
Całe towarzystwo, które do tej pory stało pod drzwiami toalety,
przeniosło się do kuchni. Choć pewnie znalezliby się i tacy, którzy
polemizowaliby, czy nie była to przypadkiem łazienka, bo za ceratową
zasłonką stała wanna, w której moczyły się skarpetki i koszule.
Przepraszam, ale wczoraj namoczyłem pranie i zupełnie o nim
zapomniałem bąknął zawstydzony pan Józef i zasunął szczelnie zasłonkę.
R
L
T
Ze staroświeckiego kredensu z kolorowymi szybkami wyciągnął
talerze. Położył je na blacie i usiłował zamknąć szafkę. Niewiele brakowało,
a cała zastawa wylądowałaby na podłodze. Na szczęście, Zu w ostatniej
chwili złapała naczynia...
Ja pomogę. Podniosła się z krzesła i zaczęła rozpakowywać torbę z
jedzeniem. Wyjęła też sztućce z szuflady i rozłożyła je na stole. A gdy
kulinarne dzieła sztuki autorstwa pani Aliny Kowalowej zostały już
unicestwione, pozmywała i wstawiła talerze do kredensu.
Dziękuję bardzo. Pan Józef poklepał ją po ręce, w której ciągle
jeszcze trzymała ścierkę do naczyń. Gdybym nie był taki stary, to bym się
z panią ożenił.
Niestety. Roześmiała Zuzanna. Nie mogłabym wyjść za pana i to
wcale nie dlatego, że jest pan za stary. Ja już mam męża. Co prawda w
Londynie, ale mam...
Zu przestała się uśmiechać. Odwróciła się plecami do pana Józefa,
żeby nie zauważył, że coś jest nie tak. Pociągnęła nosem w nadziei, że w ten
sposób powstrzyma łzy. Na wszelki wypadek dyskretnie przesunęła ścierką
do naczyń po twarzy.
Wróci dziewczyno, wróci już niedługo. Pan Józef zabrał ścierkę z
jej ręki, a widząc, że Zu zaraz się rozklei, zaczął mruczeć z udawaną
surowością. I proszę mi tu nie smarkać w moją jedyną ścierkę do naczyń!
Będę ją musiał prać, a miałem nadzieję, że wytrzyma do Bożego Narodze-
nia. Sama pani widzi, że mam problemy z praniem. Zawsze o nim
zapominam!
Dlaczego nie powiedział pan bratu, że kamienicę oddali? zapytała
Zu pana Leszka, gdy telepali się z powrotem maluchem Karolka. Przecież
wcześniej czy pózniej i tak się dowie.
R
L
T
Im pózniej, tym lepiej. Dzisiaj dostałem jeszcze jedno pismo z
Ratusza. Okazało się, że kamienicę nam oddadzą, a jakże... Ale my mamy
oddać sto pięćdziesiąt tysięcy, które miasto wydało po wojnie na jej remont.
Jak Józek się o tym dowie, to dostanie zawału. Pan Leszek machnął ręką i
o mało nie wybił bocznej szyby. O, przepraszam. Normalnie jeżdżę trochę
większym samochodem...
A jakim? zainteresował się natychmiast Karolek.
Wielkim czerwonym...
Porche, porsche? zapalił się Karolek.
Autobusem, młody człowieku, autobusem...
R
L
T
Rozdział 12
NOGA TEZCIOWEJ, czyli...
CO ACZY STAREGO FREUDA Z PIEROGAMI RUSKIMI
[ Pobierz całość w formacie PDF ]