[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podszedłem do stołu i wyciągnąłem rękę po fedorę, ale zawołała: - Nie dotykaj!
- Przecież mnie nie ugryzie. - Podniosłem ją jednak ostrożnie w dwóch palcach, dopiero pózniej chwyciłem
oburącz, odwróciłem i zajrzałem do środka.
Nie ulegało wątpliwości, że był to bardzo stary kapelusz.
Krawędz ronda wytarta, jedwabna wyściółka poczerniała od wchłanianego przez lata potu, a załamanie na
czubku aż się błyszczało od wrośniętego brudu.
- To zwykły kapelusz - powiedziałem.
- Zajrzyj pod wyściółkę. Mój ojciec tracił wiele kapeluszy, gdyż w różnych barach i restauracjach przez
pomyłkę zabierali je inni mężczyzni, a i on sam niekiedy wracał z nie swoim, dlatego po wewnętrznej stronie
wyściółki wypisywał dużą literę C od swojego imienia, Clayton.
Podważyłem paznokciem krawędz wyściółki i odchyliłem ją.
Litera była po prawej stronie, bliżej tyłu. Obróciłem kapelusz tak, żeby i Cynthia ją zobaczyła.
Aż syknęła przez zęby.
- Och, mój Boże...
Z ociąganiem zbliżyła się do mnie i podniosła rękę. Wyciągnąłem fedorę w jej stronę. Ujęła ją tak ostrożnie,
jakby to był bezcenny zabytek z grobowca Tutenchamona. Przez chwilę trzymała ją przed sobą, wreszcie
powoli obróciła i przybliżyła do oczu.
Miałem wrażenie, że lada moment odrzuci kapelusz ze wstrętem, ona jednak przysunęła go jeszcze bardziej
do twarzy i powąchała.
- To jego kapelusz - powtórzyła.
Nie zamierzałem się sprzeczać. Dobrze wiedziałem, że węch potrafi odgrywać kluczową rolę w ożywianiu
starych i zatartych wspomnień. Zwietnie pamiętałem, jak, będąc już dorosłym człowiekiem, wróciłem do
swojego rodzinnego domu, z którego rodzice wyprowadzili się, gdy miałem cztery lata, i zapytałem
mieszkających tam obecnie ludzi, czy nie mógłbym się trochę rozejrzeć. Okazali się bardzo uprzejmi. Wiele
rzeczy pobudziło wówczas mętne wspomnienia, jak chociażby skrzypienie czwartego od dołu stopnia
schodów czy widok tylnego podwórka z kuchennego okna, ale dopiero gdy pochyliłem się nad framugą i
poczułem mieszaninę zapachów cedrowego drewna, kurzu i wilgoci, odniosłem wrażenie, że przeniosłem się
w czasie, jak gdyby pękła psychiczna tama i zalała mnie fala silnych wrażeń z dzieciństwa.
Mogłem więc sobie wyobrazić, co czuje Cynthia, trzymając ten stary kapelusz przy twarzy. Nie wątpiłem, że
rozpoznaje zapach potu ojca.
Ona też nie miała wątpliwości.
- On tu był - powiedziała. - Był tutaj. W naszej kuchni.
W naszym domu. Po co, Terry? Po co miałby się tu włamywać?
Dlaczego miałby mi to robić? Czemu postanowił zostawić na stole ten swój cholerny kapelusz, ale nie
zaczekał na nasz powrót?
- Kochanie... - zacząłem, siląc się na spokój. - Nawet jeśli to rzeczywiście kapelusz twojego ojca, bo skoro
tak mówisz, muszę ci wierzyć, to przecież fakt, że znalazł się na naszym kuchennym stole wcale nie
oznacza, że zostawił go tu twój ojciec.
- Nigdzie się bez niego nie ruszał. Nosił go zawsze. Miał go też na głowie tamtego wieczoru, kiedy widziałam
go po raz ostatni. Jeśli tu był, to nie mógł go po prostu zapomnieć. Chyba rozumiesz, co to znaczy?
Czekałem cierpliwie.
- To niezbity dowód, że on żyje.
- Może tak być, przyznaję. To niewykluczone. Ale w grę wchodzą również inne wyjaśnienia.
Cynthia położyła kapelusz z powrotem na stole i odwróciła się do telefonu, ale zastygła z ręką na słuchawce,
potem zdjęła ją z widełek, lecz zaraz ponownie odwiesiła.
- Chcę zawiadomić policję - rzekła. - Może znajdą jakieś odciski palców.
- Na kapeluszu? Wątpię. Zresztą i tak jesteś już pewna, że to kapelusz twojego ojca. Cóż miałoby więc się
zmienić, nawet gdyby policji udało się zdjąć z tej fedory jego odciski palców?
- Nie chodzi mi o kapelusz, tylko o klamkę - odparła, wskazując frontowe drzwi. - Albo stół. Cokolwiek. Gdyby
udało się znalezć tu jego odciski palców, mielibyśmy niezbity dowód, że żyje.
Wcale nie byłem tego taki pewien, zgodziłem się jednak, że zawiadomienie policji nie jest złym pomysłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •