[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozsdni stanli przeciw niemu jak wrogi. Chodzi teraz poSrodku ludzkiego pogowia jak
tygrys. Kry, rzuca si, szala jak optany od diaba, przeciwko któremu z dawna spisek
nie pisany istnieje ludzi zdrowych i trzexwych, tuziemnych, osiadych, Swiadomych, ostro-
nych, przezornych, biegych w rzeczy. Zmowa istniejca wSród ludzi, nie podszepnita w tym
czasie, lecz istniejca od wieków, bya tak jednomySlna, tak powszechna, tak ciga, jak gdy-
by j jedna jakaS wytworzya istota - jeden agent przemySlny, przebiegy, przezorny podpo-
wiedzia tysicom. Zmowa bya powszechna przeciwko wszystkiemu, co nie jest otrzymane
w dziedzictwie, wyudzone niewidzialnym faszerstwem, wySwidrowane podstpem, uebra-
ne pokor, wysiedziane na progu czekaniem. Zmowa bya przeciwko nowoSci, wstrt by do
wyrywania z nieistnienia, do dziaania i tworzenia z niczego. Jan z Kolna by sam jeden.
Wokó byy rzeczy martwe lub wrogie.
Jedynym ywioem, który si do pogarn, byli otrzykowie z wybrzea, z wszystkich za-
tok pomorskich. Wasali si wokó statku rozbójnicy po odsiedzeniu wizienia, ukrywaj-
cy si w norach przedmieS, zalegajcy szynkownie portowe - byli podkomendni zbójów
morskich, wygnani na ld przez hersztów wskutek otrostw nadto rozpasanych, tajnych
buntów i zdrady - piraci bez statku na sw wasn rk albo kapry yjce sposobem koope-
ratywy w ajdactwie.
Staway przed oczyma kapitana nygusy, których adna choroba zagryx nie zdoaa w rozwi-
zym ich yciu, których wiatr morski si nie ima, a mróz nie móg wytpi, robactwo ze-
re, a ludzie osiadli swymi przemySlnymi torturami w sdach i gnojeniem po kaxniach wy-
gubi nie potrafili na suszy.
Ci to waSnie wpraszali si na zaog abdzia . Ofiarowali do usug swe szpony, wysuo-
ne i doSwiadczone sztylety, ramiona niedxwiedzi, ky dzików, si tura, swój przemySlny ro-
zum wilczy i lisie natchnienie.
Jan z Kolna przebiera wSród tej zgrai jakoby w sakwie gadów. Tych godzi do suby, a tam-
tych wypdza. A z tymi, których wybra i najmowa jako przysz galeony zaog, mia si
oto sam jeden puSci w morza niewidziane i wysiada na ldach jeszcze nikomu nie znanych.
Có z nim uczyni na morzu, co uczyni na ldzie?
Mierzy ich oczyma i zdobywa panowanie nad nimi. Patrza w oczy kademu z osobna, usi-
ujc samym sob zgruntowa przepaS zbrodni nie znanych, nie widzianych, w tajemnic
zapadych - rzuca si w przepadlisko grzechu kadej z tych dusz odtrconych, aby gruntu
sumienia stopami dosign, Byli dla tajemnic podobn do tajemnicy tego Swiata, który
si na poudniu Grenlandii, za burzliwym oceanem ukrywa.
otrzykowie nie dali od kapitana zapaty doraxnej, nie targowali si o strawne, nie przyma-
wiali o napiwek. Liczyli na podzia zdobyczy tam, na miejscu. Wiedzieli, e kaleta kapitana
103
jest pusta do znaku. Woleli ten stan rzeczy ni porzdn zapat na dniówk. Ogldali gale-
on okiem znawców i mistrzów na morzu. Porozumiewali si midzy sob rzutem oka, mruk-
niciem, westchnieniem i uSmiechem, jakby pieka uchyli. Jan z Kolna zbiera uSmiechy,
pomruki. Rozumia si na pószeptach tej zgrai. Có mia czyni? Zaprzesta budowy? Sprze-
da sw galeon kupcowi? Zostawi nie dokoczon na brzegu? Zaniecha? Wróci do dom
pod Toruniem? Wyj z duszy marzenie? Zapomnie o podróy na pónoc?
Najmowa do suby haastr. Spisywa imiona jej morskie:
Niemir, Krzywan, Sulica, Radosz, Fok, Paa...
To obcowanie z wyrzutkami nie zostao w tajemnicy przed wadz portow i ludxmi urzdów,
przed Swiatem pieniników i tustych wielmoów. Ci, komu naley, wskazali, by mie na
oku fantast. Rledzono jego kroki.
Zaciskaa si coraz bardziej droyna Jana z Kolna. Jedno zostawao: ucieka! Wyrzuci na
maszt Sredni pawilon! Wychyn z Leniwki! Niech wiatr wydmie fok przedni, niech napeni
poSredni i zadni l Wiatr poczu na skroni! Dech w piersiach! I w drog!
Dopóki galeona staa jeszcze na piasku wybrzea, Jan z Kolna raz wraz chodzi ponad fale
wiSlane, by szuka w samotnoSci sposobów ratunku swej sprawy. Tam tej sile jedynej, matce
WiSle, pojmujcej jego si wewntrzn, wypowiada swój wielki trud przezwycie.
Z twarz w doniach ukryt, z gow na pierS spuszczon w guch rozpacz popad. Huczay
mu nad czoem czarne skrzyda zmowy, w ludzkim gminie przez diaba podszczutej przeciw
jego niezomnemu marzeniu. Waliy si na barki pitra przeszkód i zalegay przed stop nie-
zdobyte przepaScie. ZawScigaa si szczelniej, potniej wieczna mroku zasona, kryjca
Swiat nowy. Szatan broni swego ksistwa ciemnoSci.
Jedna tylko jedyna ruda Wisa niezmiennie szumiaa:
- Wstawaj z ziemi! Do dziea! Na nowo do dziea! Idx dalej!
104
KOPERNIK
Jesie obdzieraa ju z liSci drzewa w lasach nadbrzenych. Wiatr zachodnio-pónocny d za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]