[ Pobierz całość w formacie PDF ]

215
potem oddaÅ‚ sÅ‚udze czarkê z kaw¹. BÅ‚yskawiczny, magiczny niemal ruch
rêki& i pojawiÅ‚ siê sygnet.
 Czy¿by chodziÅ‚o ci o tê drobnostkê?  Szejk trzymaÅ‚ pierScieñ
pomiêdzy kciukiem a palcem wskazuj¹cym: ciê¿kie kółko ze zÅ‚ota i onyk-
su. Rubinowe oko lwa sypaÅ‚o iskry.  Kto wie, mo¿e ci go zwrócê, jeSli
dostarczysz mi godziwej rozrywki.
Z bij¹cym sercem Lazar Scisn¹Å‚ w rêku pistolet i z trudem przeÅ‚kn¹Å‚
Slinê. PowstrzymywaÅ‚ siê ostatkiem siÅ‚, by nie rzuciæ siê na Malika. W tej
chwili byÅ‚ pewien, ¿e nie ujdzie st¹d ¿ywy, ale ju¿ o to nie dbaÅ‚. Z pew-
noSci¹ nie ulegnie plugawym rozkazom szejka! Tym razem przyjdzie
mu walczyæ a¿ do Smierci. Niech¿e tak bêdzie!
 Mamy ze sob¹ wiele do pomówienia  powiedziaÅ‚ cicho szejk.
 Nie bêdê z tob¹ gadaÅ‚!  zgrzytn¹Å‚ zêbami Lazar.
Malik niecierpliwym gestem dał znak Maurom, by chwycili Lazara
za ramiona.
 Puszczajcie go, pogañskie kundle!  wrzasn¹Å‚ Proboszcz, usiÅ‚uj¹c
wyrwaæ siê zbirowi w turbanie. W tej chwili inny ogÅ‚uszyÅ‚ go ciosem kolby.
Widz¹c, ¿e przyjaciel pada, Lazar strz¹sn¹Å‚ z siebie Maurów, niczym
potê¿ny byk atakuj¹ce go psiaki.
Widz¹c to, Malik klasn¹Å‚ dwukrotnie w dÅ‚onie, by wezwaæ janczarów.
 Wreszcie siê zabawimy!  powiedziaÅ‚ i oczy mu rozbÅ‚ysÅ‚y.
Piraci pospiesznie rozbiegli siê pod Sciany, ustêpuj¹c miejsca stra¿y
przybocznej szejka.
W tym właSnie momencie, wysłany przez Malika człowiek powró-
ciÅ‚ z wieSci¹, ¿e pogró¿ka Szejtana nie byÅ‚a pró¿na: w zatoce prócz  Orki
znajduje siê szeSæ innych statków.
 Doskonale!  odparÅ‚ szejk.  Musimy siê zatem spieszyæ! Bez
obaw, mój chÅ‚opcze: postaramy siê, ¿ebyS wróciÅ‚ na czas.  Skin¹Å‚ na
kogoS za plecami Lazara.
Fiore odwróciÅ‚ siê i spojrzaÅ‚ na dwóch janczarów, którzy ukazali siê
w drzwiach. Pierwszym z nich był jego dawny przyjaciel, Gordon, zło-
towÅ‚osy olbrzym znany z zamiÅ‚owania do ¿artów. Teraz jednak w sta-
lowoszarych, pustych oczach Anglika nie byÅ‚o ju¿ nic z tamtego, bli-
skiego niegdyS Lazarowi chÅ‚opca. Je¿eli Gordon poznaÅ‚ dawnego
przyjaciela, nie daÅ‚ tego po sobie poznaæ. Drugim wojownikiem byÅ‚ ciem-
noskóry mÅ‚ody Afrykanin, prawdziwy kolos, póxniej widaæ zwerbowa-
ny do stra¿y przybocznej. Jego spojrzenie byÅ‚o równie martwe i zÅ‚owiesz-
cze jak wzrok Gordona.
Oczy szejka pÅ‚onêÅ‚y dziko. WstaÅ‚ ze zÅ‚otego tronu i zszedÅ‚ po kilku
stopniach z podwy¿szenia. Jego ruchy byÅ‚y nienaturalne, peÅ‚ne afektacji.
216
Lazar obserwowaÅ‚ go z niepokojem. Malik zaszedÅ‚ go od tyÅ‚u i wyci¹-
gn¹Å‚ mu ostro¿nie pistolety zza pasa.
 To ci nie bêdzie potrzebne.
Z gniewnym pomrukiem Lazar odskoczył od niego. Sam odrzucił
nó¿ i szpadê i Sci¹gn¹Å‚ kaftan przed czekaj¹c¹ go walk¹. Dobrze znaÅ‚
zasady, obowiazuj¹ce podczas tych Smiertelnych gier.
 Je¿eli zwyciê¿ysz, dostaniesz w nagrodê to  powiedziaÅ‚ Malik,
obracaj¹c w palcach sygnet.
 A jeSli przegram?
Malik obdarzył go mrocznym uSmiechem.
 Wówczas zostaniesz tu na zawsze, Lazzo. Wrócisz do swego pana.
Lazar bêdzie na ni¹ wSciekÅ‚y, ¿e zeszÅ‚a na l¹d, ale to niewa¿ne! Al-
legra nie miaÅ‚a pojêcia, w jaki sposób ona i Bernardo zdoÅ‚aj¹ mu po-
móc, ani nawet czy to w ogóle bêdzie mo¿liwe. Mimo to, po upÅ‚ywie
kwadransa, oboje biegli ju¿ po piaszczystej drodze tam, dok¹d Mauro-
wie uprowadzili Lazara i Proboszcza.
Ilekroæ rozlegaÅ‚o siê znowu wycie którejS z tajemniczych pustyn-
nych bestii, Allegra dla dodania sobie odwagi pochylaÅ‚a gÅ‚owê, by po-
czuæ zapach Lazara, którym przesi¹kÅ‚a jego koszula. WÅ‚o¿yÅ‚a j¹ na siebie
wraz z par¹ jego czarnych spodni. Pasem Lazara okrêciÅ‚a siê dwukrotnie.
DÅ‚ugi warkocz schowaÅ‚a pod szalem z ciemnego jedwabiu, którym okrê-
ciÅ‚a sobie gÅ‚owê, wi¹¿¹c go z tyÅ‚u, podobnie jak Lazar sw¹ chustkê. Wy-
obra¿aÅ‚a sobie, jak bêdzie SmiaÅ‚ siê na jej widok!
To Bernardo doradziÅ‚ jej, by przebraÅ‚a siê w mêski strój: w ten spo-
sób bêdzie zwracaæ na siebie mniej uwagi.
Tak wiêc Allegrê drêczyÅ‚ nie tylko strach, ale i poczucie wÅ‚asnej
SmiesznoSci. W¹tpiÅ‚a, by jej zebrane na prêdce mêskie szatki zmyliÅ‚y
kogokolwiek. Nó¿, w który siê uzbroiÅ‚a, zwiêkszaÅ‚ tylko jej zdenerwo-
wanie. Powinna czuæ siê dziêki niemu bezpieczniej, ale miaÅ‚a ¿arliw¹
nadziejê, ¿e nie bêdzie musiaÅ‚a siê nim posÅ‚u¿yæ. PowtarzaÅ‚a sobie nie-
ustannie zapewnienia Lazara, ¿e bêdzie raczej zmaganie umysłów i cha-
rakterów ni¿ zwykÅ‚a jatka. Na umysÅ‚ i wolê ona te¿ mogÅ‚a siê zmie-
rzyæ!
Znowu rozlegÅ‚o siê przeraxliwe wycie, tym razem z bliska. Gdy
wreszcie umilkÅ‚o, przytÅ‚aczaj¹c¹ ciszê nocy m¹ciÅ‚ tylko huk fal, uderza-
j¹cych o piaszczysty brzeg.
 Nie wiem, co to ryczaÅ‚o  mrukn¹Å‚ Bernardo  ale na pewno byÅ‚o
głodne!
217
Allegra przytaknêÅ‚a szeptem i obejrzaÅ‚a siê z lêkiem przez ramiê.  Orka
byÅ‚a jeszcze wyraxnie widoczna w dali; jej ¿agle zwisaÅ‚y z masztów.
 Pamiêtaj  powiedziaÅ‚a do Bernarda  ¿e ci ludzie nazywaj¹ La-
zara Szejtanem Zachodu. Mam nadziejê, ¿e jakoS siê z nimi dogadamy!
Przed nimi, na piaszczystym wzgórzu, wznosiÅ‚ siê masywny czwo-
robok staro¿ytnej fortecy, wzniesionej z jasnych, kamiennych bloków,
które poÅ‚yskiwaÅ‚y w Swietle ksiê¿yca. Gdy podeszli bli¿ej, Allegra spo-
strzegÅ‚a, ¿e ciemnoSæ i oddalenie maskowaÅ‚y prawdziwy stan budowli;
z bliska wygl¹daÅ‚a tak, jakby staÅ‚a tu od tysi¹ca lat; w gor¹cym, suchym
klimacie trzymaÅ‚a siê jeszcze niexle, ale niew¹tpliwie chyliÅ‚a siê ku upad-
kowi. Na prowadz¹cych do niej stopniach i w portyku obok głównego
wejScia spoczywali w swobodnych pozach ludzie odziani w powłóczy-
ste szaty.
Allegra i Bernardo przystanêli w odlegÅ‚oSci mo¿e dwustu metrów
od twierdzy. ByÅ‚o ciemno, wiêc nikt jeszcze nie zwróciÅ‚ na nich uwagi.
 Tam go zaprowadzili  szepnêÅ‚a Allegra.  Idziemy!
Ruszyła naprzód.
Kiedy grupka Maurów zainteresowaÅ‚a siê ni¹, dziewczyna odwróci-
Å‚a siê do Bernarda, czekaj¹c, a¿ j¹ dogoni. PrzekonaÅ‚a siê jednak, ¿e jej
towarzysz pêdzi z powrotem na zÅ‚amanie karku. Nawet jej nie uprze-
dził!
 Bernardo!  krzyknêÅ‚a przera¿ona dziewczyna.
Nie zatrzymaÅ‚ siê. Allegra odwróciÅ‚a siê na piêcie i spojrzaÅ‚a w ob-
ce, ciemne twarze zbli¿aj¹cych siê do niej mê¿czyzn. To oni wprowadzi-
li Lazara do twierdzy. Nie pomo¿e mu, pozostaj¹c na zewn¹trz. UniosÅ‚a
wiêc rêce, by pokazaæ, ¿e nie zamierza walczyæ, i ruszyÅ‚a bez poSpiechu
w stronê Maurów.
 Dok¹d zaprowadziliScie Szejtana? Muszê siê z nim zobaczyæ! 
oSwiadczyÅ‚a pewnym siebie tonem; w¹tpiÅ‚a jednak, by rozumieli j¹ le-
piej ni¿ ona ich.
Dwóch zbirów schwyciÅ‚o j¹ za ramiona; wyrwawszy jej nó¿ zza pasa,
zaci¹gnêli Allegrê do twierdzy.
Wokół roiÅ‚o siê od innych podobnych typów. Rozprawiali z o¿ywie-
niem, pal¹c dÅ‚ugie fajki; oczy mieli zaczerwienione od gryz¹cego dymu.
Na najni¿szym stopniu schodów siedziaÅ‚ jakiS mê¿czyzna, graj¹c na in-
strumencie strunowym. WydobywaÅ‚ z czworok¹tnego pudÅ‚a pozornie nie
powi¹zane ze sob¹, przeci¹gÅ‚e dxwiêki, to wysokie, to niskie, które uno-
siÅ‚y siê srebrzyScie w powietrzu.
 Gdzie on jest? Dok¹d zabraliScie Szejtana?  krzyknêÅ‚a Allegra.
KtoS pokiwaÅ‚ gÅ‚ow¹ i odpowiedziaÅ‚ jej w niezrozumiaÅ‚ym jêzyku.
218
 Zaprowadxcie mnie do niego!  nastawała.  Natychmiast!
Znów zaczêli coS paplaæ i ci¹gn¹æ j¹ w niewiadomym kierunku.
Allegra spróbowała z innej beczki.
 No to zaprowadxcie mnie do Malika!
RozeSmiali siê, wymieniaj¹c znacz¹ce spojrzenia. Z tego, co mówi-
li, zrozumiała jedno jedyne słowo: Malik.
Gdy znalexli siê w Srodku, Allegra zapatrzyÅ‚a siê na wielkie, peÅ‚ne
egzotycznego uroku korytarze i kolumnadê, lSni¹c¹ zÅ‚otem i alabastrem.
Widocznie niepozorny zewnêtrzny wygl¹d fortecy miaÅ‚ na celu zmyle- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •