[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przyjrzała mu się uważnie i dostrzegła w jego oczach błysk tryumfu. Miał ją
w swoich łapach i jego stosunek do niej w okamgnieniu się zmienił.
Zachowywał się teraz tak, jakby Stacy zaczęła stanowić jego własność. 
Wierz mi, Stacy, nie ma powodu do niepokoju. Jesteś tu pod moją opieką i
niech tylko Hamilton lub moja siostra spróbują ci dokuczyć!  Wziął ją w
ramiona, jego kościste palce wbiły się boleśnie w jej ciało.  Zbyt wiele
dla mnie znaczysz, a ja umiem zadbać o to, co moje.  Pocałował ją w
policzek i tym razem Stacy nie wytrzymała i odsunęła od niego twarz ze
wstrętem.
A więc traktował ją jak swoją własność! Poczuła się na tej samotnej
wyspie jak skuty łańcuchami więzień. Z trudem przezwyciężyła impuls, by
wyrwać się Paulowi i zacząć uciekać. Przekonywała siebie, że ostatecznie
rzeczywiście mógł w jakiś sposób chronić ją przed natarczywością Matta
czy Marli. Był jej jedyną nadzieją, więc chcąc nie chcąc musiała na nim
polegać i mieć nadzieję, że nie wykorzysta tego w żaden sposób. Bo gdzie
mogłaby uciec?
Reszta poranka, podczas którego nie doszło już do żadnego przykrego
zachowania ze strony Paula, zeszła im na zwiedzaniu wyspy. Pokazywał jej
wszystkie co bardziej interesujące zakątki, pusząc się przy tym jak paw.
Przed powrotem do domu Stacy postanowiła wykąpać się w morzu. Gdy
znalazła się w ciepłej i błękitnej wodzie, zapomniała zupełnie o swoich
kłopotach i troskach. Woda była tak przejrzysta, że widać było piaszczyste
dno. Pływając widziała miriady małych, wielobarwnych rybek śmigających
we wszystkich kierunkach od koralowej rafy. Paul stał dyskretnie na brzegu,
więc po chwili zupełnie o nim zapomniała  istniała tylko ona i natura.
Gdy wreszcie wyszła z wody, jej kostium błyszczał, a długie włosy
opadały mokrymi splotami na plecy.
 Chodz, mokra syreno. Czas wracać do domu i przebrać się  mówił
chłonąc wzrokiem jej kształty uwydatnione mokrym kostiumem.  Lada
chwila przyleci ekipa.
RS
60
Słowa Paula wywołały u Stacy panikę. Zaczęła się zastanawiać, czy nie
zacząć udawać zmęczenia i nie schować się w swoim pokoju, ale
zważywszy na czas, jaki przespała, jej zmęczenie było mało
prawdopodobne. W milczeniu kroczyła obok Paula po gorącym piasku,
zastanawiając się, jak to wszystko zniesie. Będzie musiała zdobyć się na
największy wysiłek, żeby zachować spokój przy spotkaniu z Mattem i
Marlą, a wiedziała, że na pewno jej nie ułatwią zadania.
Dochodzili właśnie do kamiennych schodów prowadzących na szeroki
taras z tyłu domu, kiedy usłyszeli czyjeś głosy. Stacy zesztywniała. Powoli
stanęła na tarasie i natychmiast wpatrzyło się w nią kilkanaście par oczu, ale
to jej tak nie speszyło, jak widok wpatrzonych w nią ciemnych oczu jednej
tylko osoby. Jedynie on przykuł jej uwagę. Wpatrywał się w nią i Stacy
poczuła, jak bezwolnie poddaje się sile tego spojrzenia, jak gdyby jego
głębia w sekundzie mogła zawładnąć nią bez reszty. Chciała odwrócić
głowę, udając, że go nie zauważa, ale nie mogła. Czuła się jak motyl
przyszpilony do sukna. Nie mogła dostrzec wyrazu jego twarzy, ale gdy tak
stał lekko drżąc, lecz jednocześnie tak pełen siły i spokoju, ogarnęła ją
natarczywa chęć wyciągnięcia do niego ręki.
Tym, który wreszcie przerwał krępującą ciszę, był Paul. Biorąc Stacy
pod ramię wprowadził ją dalej na taras.
 Witam wszystkich. Oto panna Stacy Lawrence, nasza Aksamitna
Róża. Kiedy rozpoczniemy kampanię reklamową, jej twarz stanie się
najbardziej popularną twarzą w całych Stanach i spodziewam się, że to wy
wszyscy walnie się do tego przyczynicie.  Paul pokazał się tu w zupełnie
innym świetle. Jako wygadany, pewny siebie biznesmen, bardzo
autentyczny w tym, co robi i mówi. Stacy bardzo ucieszyła ta zmiana, gdyż
teraz, gdy zdecydowanie panował nad sytuacją, rzeczywiście poczuła w nim
oparcie. Przedstawił ją poszczególnym członkom zespołów
odpowiedzialnych za jej makijaż i garderobę, scenografom i operatorom
światła, z rozmysłem omijając Matta i Marlę, by Stacy nie musiała z nimi
rozmawiać.
 A teraz musicie nam wybaczyć, ale Stacy musi się przebrać, bo
inaczej nam się rozchoruje. Nie możemy przecież do tego dopuścić,
prawda?  Z uśmiechem zaprowadził Stacy do domu i następnie wysłał ją
na górę.
Przez cały następny dzień czuła się, jakby spowijała ją jakaś niewidzialna
mgła. Matt wciąż znajdował się w zasięgu jej wzroku, gdyż bez chwili
zwłoki przystąpili do zdjęć, starając się znalezć jak najpiękniejsze plenery.
Szczęściem w nieszczęściu było przynajmniej to, że Marla nie brała udziału
RS
61
w ich poszukiwaniach, woląc wygrzewać się na słońcu i dać się obsługiwać
niezastąpionemu Johnowi.
Stacy przez cały czas milczała, dając się układać Paulowi w różne pozy,
jak szmaciana lalka. Bez słowa protestu przyjmowała wszystkie zabiegi,
które robiono z jej twarzą. Jej pierwsze kroki w wielkim świecie mody były
jak bezlitosne wrzucenie na głęboką wodę, ale uczyła się szybko i już po
kilku godzinach wiele się dowiedziała.
Po pierwsze tego, że praca modelki w rzeczywistości była znacznie mniej
wspaniała, niż zdawałoby się z relacji Paula czy Laury. Ciągle ktoś ją
ruszał, coś jej kazał lub zabraniał, czuła się bardziej jak przedmiot niż
człowiek. W oczy raziły ją ostre światła, a czasami musiała stać przez
kilkanaście minut w jednej pozycji, nim operatorzy byli
usatysfakcjonowani. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •