[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Juarez nie ma wątpliwości, \e wywią\ę się z tej misji. Wasza cesarska mość tak\e
mo\e mi całkowicie zaufać.
 Nie przyjmuję tej propozycji. Ucieczka byłaby szaleństwem! Niech pan zabierze
glejt!
Kurt schował dokument do portfela, nie dawał jednak za wygraną.
 Uwa\am za swój obowiązek zwrócić uwagę waszej cesarskiej mości  powiedział
 \e to ostatnia rzecz, jaką Benito Juarez mo\e zrobić dla pana.
 Nie chcę mieć wobec niego \adnych długów wdzięczności.
 Pozwalam sobie dodać, \e został zawiązany spisek, który ma na celu obalenie
Juareza. Pan będzie narzędziem. Zmuszą Zapotekę do zamordowania waszej cesarskiej mości,
a następnie usuną go za to.
 To brzmi jak bajka!
 Taka jest jednak rzeczywistość. Poniewa\ Juarez mo\e wydać na waszą cesarską
mość wyrok tylko wtedy, gdy wpadnie pan w jego ręce, spiskowcy nie cofną się przed
niczym, byle cesarz Maksymilian pozostał w Queretaro!
 Skąd pan o tym wie?
 Zaraz wyjaśnię. Czy był tu niejaki doktor Hilario z Santa Jaga?
 A co to pana obchodzi?
 Otó\ lekarz jest wykonawcą zleceń przywódców spisku. Jego relacje mijają się z
prawdą.
 Ju\ rozumiem. Juarez obawia się o swoją prezydenturę  w tonie cesarza znów
pojawiła się drwina.  Dlatego nie chce mnie schwytać i nakłania do ucieczki.
 Oświadczam pod słowem honoru  Kurt mówił dalej nie zra\ony  \e Zapoteka
napisał ten list w dobrej wierze, przychylając się do próśb kilku osób, w tym moich. Juarez
nie prowadzi podwójnej gry, nie cierpi wszelkiego matactwa. Nawet wobec swych wrogów.
Jeśli więc zdobył się na ten szlachetny gest, zasługuje chyba na szacunek i uznanie waszej
cesarskiej mości i nale\y mu zaufać.
Po tych słowach Kurt skłonił się i wyszedł. Cesarz nawet go nie zapytał, czy
pozostanie w Queretaro, czy te\ opuści miasto. A przecie\ powinien był zatrzymać człowieka,
który wszystko to, co widział w jego kwaterze, mógł wyjawić Juarezowi. Zadufany w sobie,
zmarnował lekkomyślnie ostania szansę ratunku.
Kurta ogarnęło przygnębienie, nie chciało mu się wracać do venty. Zatopiony w
rozmyślaniach, włóczył się po mieście do wieczora. Dopiero z nadejściem mroku dotarł do
zajazdu. Mały Andre czekał ju\ na niego z kolacją.
 Udało się?  zapytał.
 Niestety nie. Cesarz łudzi się jeszcze, \e pokona Juareza.
 No to rozczaruje się gorzko.
O dziewiątej wieczorem, tak jak się umówili, Emilia czekała na gości. Kilka minut
przed godziną dziewiątą usłyszała pod drzwiami kroki. Po chwili, nie zapukawszy nawet, ktoś
wszedł do pokoju.
Obejrzała się zaniepokojona. Przestrach minął, kiedy okazało się, \e to major
Orbanez.
Skłonił się uprzejmie.
 Wybacz, seniorito, \e przyszedłem bez zapowiedzenia, i to w tak nieelegancki
sposób. Ale mam do pani ściśle poufną sprawę. Była dziś pani z generałem Mejią u cesarza.
Jego cesarska mość nie mógł jednak z panią rozmawiać ze względu na obecność Miramona i
innych osób. Chce więc teraz spotkać się z panią, przedstawić jej pewne plany i dowiedzieć
się szczegółów o doktorze Hilariu.
 Zaprowadzi mnie pan do cesarza?
 Tak. Stosownie do \yczenia najjaśniejszego pana wizyta ma się odbyć w tajemnicy.
 Spełnienie woli cesarza uwa\am za mój obowiązek. Muszę jednak przed wyjściem
powiedzieć słu\ącej&
 Proszę tego nie robić! Nikt nie powinien wiedzieć, dokąd się pani wybiera.
 Pan mnie nie zrozumiał, powiem jej tylko, by przekazała gościom, których
oczekuję, \e wrócę za godzinę.
 W porządku! Słu\ąca jest na dole, u gospodyni. Będę na panią czekać przed
domem.
Kiedy Orbanez wyszedł, Emilia szybko się przebrała. Zbiegła ze schodów i
przechodząc przez izbę jadalną zawołała do słu\ącej:
 Będę z powrotem za godzinę! Major stał na ulicy.
 Jestem do pańskiej dyspozycji  zwróciła się do niego.
 Nikt się nie domyśla, dokąd pani idzie?
 Nikt.
 Chodzmy więc!
Emilia nie zdą\yła nawet zrobić paru kroków, gdy ktoś chwycił ją mocno z tyłu.
 Ratun&
W tym momencie zakneblowano jej usta chustką, skrępowano ręce i nogi, a drugą
chustkę zawiązano na oczach. Poczuła, \e ktoś ją posadził na konia i sam usadowił się za nią,
trzymając tak mocno, \e nie mogła wykonać najdrobniejszego ruchu.
Konie cwałowały czas jakiś po bruku, potem pędziły galopem po wiejskiej drodze.
Oddychała z wielką trudnością. Wydawało się jej, \e jazda trwa wieki. Nareszcie stanęli.
Usunięto jej chustkę z oczu i knebel z ust. Odetchnęła pełną piersią.
 Na miłość boską, co wyprawiacie ze mną?!  zawołała oburzona.  Co wam
zawiniłam? Musieliście się pomylić, seniores!
 O nie! Dobrze wiemy, jakiego schwytaliśmy ptaszka!  odpowiedział z
ironicznym uśmiechem ten, który siedział za nią na koniu.
 Czego ode mnie chcecie?
 Stul pysk! Dowiesz się, gdy nadejdzie odpowiednia pora. Z takimi kobietami jak ty
postępuje się bez ceregieli. Dla ciebie stryczek byłby zaszczytem! Dalej pojedziesz sama.
Przywią\ę cię tylko do konia, \ebyś nam nie uciekła! Nie opieraj się, nie próbuj krzyczeć ani
\adnych innych sztuczek, bo kulka w łeb!
Jechali w milczeniu. Po blisko trzech godzinach zatrzymali się przed ventą, samotnie
stojącą przy drodze. Przez okiennice przedostawało się światło.
 Zobacz no, Diego  polecił pułkownik Lopez  kto tam jest w środku.
śołnierz zsiadł z konia i zajrzał przez szparę.
 Kilku vaquerów, najwy\ej pięciu.
 Wejdzmy więc i napijmy się czegoś. Babę odwią\ i wprowadz do gospody! A ty 
zwrócił się do Emilii  pamiętaj: ani mru, mru!
Punktualnie o dziewiątej Kurt i Mały Andre znalezli się w pobli\u domu Emilii. Nagle
usłyszeli wołanie:
 Ratun&
 Ktoś wzywa pomocy  szepnął Mały Andre.
 Chyba kobieta&
 Nie dokończyła słowa. Pewno zakneblowano jej usta.
 Biegnijmy więc! O, tam, gdzie światło latarek.
 Spokojnie, poruczniku! Lepiej podkraść się i przyjrzeć z ukrycia, co się tam dzieje!
Starając się iść jak najciszej dotarli do otwartej bramy. Właśnie ruszało spod niej kilku
jezdzców.
 Szczęśliwej drogi do Tuli!  zawołał mę\czyzna stojący z boku. W okamgnieniu
Kurt znalazł się obok niego i złapał go za ramię.
 Co się tu dzieje?  zapytał.
 Nic!  syknął schwytany. Szybko odwrócił się i zaczął uciekać. Kurtowi pozostał
w garści tylko surdut.
Mały Andre chciał gonić zbiega, ale Kurt go zatrzymał.
 Dlaczego mamy pozwolić uciec draniowi?  zaperzył się Andre.
 A po co nam on! I tak milczałby jak zaklęty.
 Pan coś podejrzewa? W związku z senioritą Emilią?
 Przekonamy się zarazi Chodzmy do niej.
Szybko weszli do sieni gospody, a stamtąd po schodach na górę. Drzwi pokoju Emilii
były nie zamknięte. Wrócili na dół. Na ganku zjawiła się słu\ąca.
 Panowie do kogo?  spytała.
 Senioritą Emilia w domu?
 Nie. To z panami była umówiona?  Skinęli głowami.  Powiedziała, \e musi
wyjść i przyjdzie za godzinę. Przybył po nią adiutant generała Miramona.
 Czy zna pani ten surdut?
 Wielkie nieba! Jak\e miałabym nie znać! Toć właśnie w nim chodził ten adiutant,
major Orbanez, krewniak mojej gospodyni.
 Dziękuję. Cenna to dla nas informacja. Seniorita wkrótce wróci. Niech pani
zamknie jej pokój i nikomu nie wydaje kluczy.
 Do licha!  mruknął Andre, gdy odeszli kilka kroków.  Nie ulega wątpliwości,
\e senioritę Emilię uprowadzono. Na szczęście, dzięki temu idiocie adiutantowi, wiemy,
dokąd ją porwano. Jedzmy więc natychmiast do Tuli.
 Zna pan drogę?
 Tak. Nieraz ju\ tamtędy przeje\d\ałem.
Kiedy regulowali rachunek w gospodzie, ober\ysta był niepocieszony, \e tak szybko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •