[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oddał to, co do nich należy.
Przyczołgała się bliżej, a ja wziąłem ją w ramiona. Głaskałem ją po twarzy, otarłem
pot z zapadniętych policzków. Była dla mnie najdroższą istotą na świecie, tym droższą, że
bardzo chorą.
- Chcą tego, co należy do Boga. - Zaniosła się kaszlem. - Błagam cię, zwróć to.
- Co mam im zwrócić? - krzyknąłem. O co jej chodziło? Nie wiedziałem, czy to
gorączka, czy objaw obłędu. Nie byłem nawet pewny, czy Sophie zdawała sobie sprawę, z
kim rozmawia.
Raptem wyrwała się z moich ramion i odczołgała pospiesznie w mrok. Poczułem, że
serce mi zaraz pęknie. Jej oczy, rozszerzone strachem, patrzyły gdzieś obok mnie.
Odniosłem wrażenie, jakby wszystko, co kochałem, wyśliznęło mi się z rąk na zawsze.
W następnym momencie zorientowałem się, co spowodowało, że uciekła. Serce we
mnie zamarło.
Za moimi plecami stał ciemno ubrany rycerz, jeden z siepaczy księcia.
ROZDZIAA 72
Poznałem w nim jednego z dwóch, którzy poprzedniej nocy zawlekli sołtysa do
więzienia.
Do wytartej opończy miał przypasany miecz. Spod nasuniętego na głowę kaptura
patrzyły na mnie dwie czarne jaskinie oczu. Stał, ująwszy się pod boki, i śmiał się szyderczo.
- Zmiało, błaznie, zerżnij ją. - Wzruszył ramionami. - Dziwka nie będzie się broniła. I
tak nie przeżyje następnego tygodnia. Uważaj tylko, żeby twój fiut nie zaraził się ospą.
Spojrzałem na jego wykrzywioną drwiną twarz. Poczułem głuchą wściekłość, jakiej
jeszcze nigdy w życiu nie zaznałem, a wraz z nią niepohamowaną, zwierzęcą siłę.
Złapałem żelazny pogrzebacz leżący obok mnie na podłodze.
W mojej wyobrazni owa szczerząca zęby kanalia symbolizowała wszelkie
okrucieństwa, które znieśli moja żona i dziecko, wszelkie cierpienia i straty, których
doznałem od chwili, gdy wyruszyłem na krucjatę. Mój świat został wywrócony do góry
nogami.
Z dzikim okrzykiem rzuciłem się na niego. Mierzyłem pogrzebaczem w głowę, nie
zdążył wyciągnąć miecza. Zaskoczony zasłonił się ramieniem. Uderzenie zgruchotało mu
kość, czemu towarzyszył makabryczny trzask.
Zawył z bólu i zrobił krok wstecz, ręka zwisała mu bezwładnie. Okładałem go w
dzikim zapamiętania, nie ustając ani na moment; miałem przed sobą tylko jeden cel - rozwalić
mu czaszkę.
Przyparłszy go do prętów celi, uderzyłem kolanem w krocze.
Jęknął i zgiął się wpół, wówczas wbiłem mu pogrzebacz w szyję.
- Dlaczego? - warknąłem mu prosto w twarz. Rycerz krztusił się, oczy wyszły mu z
orbit, rozglądał się, wypatrując pomocy. - Dlaczego ona tu się znalazła?
Z ust wyrwał mu się nieartykułowany okrzyk, lecz zaślepiony furią nie czekałem na
odpowiedz. Jeszcze mocniej nacisnąłem pręt. Czułem wzbierającą we mnie żądzę mordu, nad
którą nie mogłem zapanować.
- Kim jesteś? - wrzasnąłem mu w twarz. - Skąd pochodzisz? Po co ją tu przywlokłeś?
Dlaczego zabiłeś mojego syna?
Wciskając mu pręt w gardło, żeby pozbawić go tchu, powoli kciukami ściągałem mu
kaptur. Kiedy się zsunął, oczy stanęły mi w słup na widok przerażającego piętna na szyi.
Czarny krzyż bizantyjski.
Czas się nagle cofnął. Znalazłem się o tysiąc mil od Boree, w Ziemi Zwiętej.
Przed oczami stanęły mi okropności tamtej wojny.
Ci oprawcy to byli Tafurowie.
ROZDZIAA 73
Cofnąłem się osłupiały. Nasze spojrzenia się spotkały i to było jak wzajemne
przekazanie sobie straszliwej prawdy. Dostrzegłszy moje zaskoczenie, wbił mi rękę w twarz.
Przycisnąłem pogrzebacz jeszcze mocniej, aż usłyszałem trzask kości. Zrobił ostatnią,
rozpaczliwą próbę stawienia oporu, oczy wylazły mu na wierzch, a z ust popłynął strumień
krwi. W następnej chwili ugięły się pod nim nogi. Kiedy go puściłem, zwalił się na brudną
podłogę i znieruchomiał.
Stałem, dysząc ciężko. Znów cofnąłem się pamięcią. Tafurowie... Widziałem, jak w
obskurnych namiotach znęcają się nad jeńcami. Widziałem, jak zarżnęli Turka, który mnie
oszczędził, a potem rzucili się do krypty w poszukiwaniu łupów, jak hieny , na padlinę. Co
robili w Boree? Czego chcieli ode mnie? I od Sophie?
Nagle usłyszałem okrzyki, w celach zapanowało ożywienie. Więzniowie dzwonili w
pręty krat.
Czasu było mało, a ja musiałem uwolnić Sophie. Obmacałem gorączkowo ciało Tafura
w poszukiwaniu klucza, lecz nie go znalazłem.
Rozejrzałem się po więzieniu. Gdzie mógł być klucz? Wróciłem do celi Sophie, chcąc
jak najszybciej powiedzieć, iż pomogę jej uciec, lecz widok żony przyprawił mnie o dreszcz
zgrozy.
Twarz miała białą jak kreda. Opierała się o pręty kraty, a jej oczy, przed chwilą
oszalałe ze strachu, teraz były spokojne i nieobecne. Wydawało się, że nie oddycha.
O Boże, nie, .. !
Schyliwszy się, ująłem w dłonie jej twarz.
- Sophie, nie odchodz. Zostań ze mną. Nie możesz teraz umrzeć.
Zamrugała powiekami. W jej oczach błysnęła iskierka życia.
- Hugues... ? - spytała szeptem.
- Tak, Sophie... to ja. - Wytarłem jej twarz z potu. Skórę miała zimną jak lód. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •