[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lawson zaparzyła uspokajającą herbatkę, ściśle według
wskazówek Ariel. Nawet wyrwany ze snu Scott zszedł na dół,
żeby zobaczyć, co się dzieje. Darius i Starke rozmawiali z po
licją, a poruszeni goście zadawali Kimberly dziesiątki pytań.
CZARODZIEJKA... 139
- Może będzie z tego materiał na jedną z twoich książek
- wtrącił w którymś momencie Mark Taylor.
- Mark! - ofuknęła go Julia. - To nie jest temat do
żartów.
W końcu goście rozeszli się do domów, a policja także
odjechała, zabierając mężczyznę w szatach mnicha. Napast-
nik odzyskał już przytomność, ale milczał jak zaklęty.
Kimberly nareszcie została sama. Była skrajnie wyczerpana,
lecz zbyt roztrzęsiona, by zasnąć. Przebrała się w podkoszulek
i położyła do łóżka. Leżała długo w ciemnościach, wciąż od
nowa rozpamiętując dramatyczne wydarzenia tej nocy. Miała
wrażenie, że upłynie wiele czasu, zanim uda jej się wymazać
- z pamięci obraz uniesionej ręki ze sztyletem. Gdy tylko zamy-
kała oczy, natychmiast pojawiała się koszmarna wizja. Ciałem
Kimberly wstrząsnęły dreszcze. Wiedziała, że to reakcja na
przeżyty szok, ale nie potrafiła się opanować.
Leżała na boku, zapatrzona w okno, kiedy nagle drzwi do
sypialni cicho się otworzyły i zaraz potem zamknęły. Tym
razem nie czuła strachu przed nocnym gościem.
- Darius?
- Mówiłem, że nie spuszczę cię więcej z oczu.
Słyszała, jak rozbiera się po ciemku i odwróciła głowę
w jego stronę. Bursztynowe włosy rozsypały się na podusz-
kach. Podciągnęła pod szyję prześcieradło. Darius patrzył na
niÄ…, zdejmujÄ…c koszulÄ™ z plisowanym gorsem.
- Mieliśmy przecież zachować pozory. A co z moją pozy
cją. .. gościa... w twoim domu? Gdzie wzgląd na mój niewie
ści wstyd? - próbowała mówić żartobliwym tonem, ale przez
jej słowa przebijała prawda, którą Darius powinien w końcu
usłyszeć.
140 CZARODZIEJKA,..
- Może byś się trochę posunęła? - odparował, kiedy zdjął
ostatnią część garderoby. - O ile pamiętam, gdy tu poprze
dnio nocowałem, nie zdążyłem ci powiedzieć, że wolę spać
z lewej strony.
Posłusznie przesunęła się na drugą stronę łóżka. Gdy tylko
Darius położył się przy niej, przylgnęła do niego z okrzykiem
ulgi, szukając w jego objęciach bezpiecznego azylu.
- Ach, nie masz pojęcia, jak się bałam.
- Wiem, co czułaś, kochanie - szepnął jej do ucha. - Za
pewniam cię, że wiem. Mój Boże, byłaś taka dzielna. - Za
czął ją głaskać po włosach. - Kiedy wszedłem do tej hali,
wyglądałaś jak amazonka. Chciałem z miejsca położyć tru
pem tego typa. Gdybyś go nie znokautowała, pewnie zastrze
liłbym go jak psa. Doświadczyłaś straszliwego niebezpie
czeństwa, Kim. Dlatego nie zostawię cię samej tej nocy.
- Pewnie miałabym koszmary - wyznała cicho.
- A myślisz, że ja bym ich nie miał? Ta scena w probierni
będzie mnie prześladować do końca życia. - Darius nie prze
stawał kojąco głaskać włosów Kimberly.
- Nie mogę się uspokoić - wyszeptała drżącym głosem.
- Czuję się tak, jakby podłączono mnie do wysokiego na
pięcia.
- To reakcja na te traumatyczne przeżycia, kochanie. Po
trzeba więcej czasu, żeby twój system nerwowy mógł się
uspokoić.
- Wydaje mi się, że mnie rozumiesz.
- O tak. Zwietnie ciÄ™ rozumiem.
Przypomniała sobie, jak wtargnął do hali z bronią w ręku.
- Przeżyłeś już wcześniej coś takiego, prawda? - zapytała
cicho.
CZARODZIEJKA.., 141
- Nie, czegoś takiego dotąd nie przeżyłem - głucho za
przeczył Darius. - Nigdy nie zdarzyło mi się wejść do jakie
goś pomieszczenia i zobaczyć, jak moja kobieta walczy z uz
brojonym psychopatÄ….
- Trudno właściwie powiedzieć, że wszedłeś" do
probierni. Razem ze Starkiem wdarliście się tam niczym ko
mandosi.
Darius objął ją jeszcze mocniej. Westchnęła z ulgą, w głę
bi ducha szczęśliwa, że powiedział o niej moja kobieta".
- Nie rób mi więcej czegoś takiego, Kim - poprosił.
- Możesz mi wierzyć albo nie, ale dzisiejszej nocy nie
miałam zamiaru robić ci na złość.
- Nie powinnaś wychodzić sama do ogrodu.
Kimberly uniosła głowę.
- Ależ, mój drogi - zaprotestowała - nikt mi nie mówił,
żebym nie wychodziła do patia czy do ogrodu. Jedyną barie-
rą, którą ustanowiono, był ten mur!
- Teoretycznie masz rację. Praktycznie chodzi o to, żebyś
nie oddalała się poza zasięg mojego wzroku. Zrozumiano?!
Kimberly uśmiechnęła się w ciemnościach.
- Zrozumiano. Nie wiem, czy to naprawdÄ™ praktyczne,
ale rozumiem.
- A niech cię, Kim. Wcale nie chciałem na ciebie krzy
czeć tej nocy.
- Nie? A co? Chciałeś zaczekać do rana?
- Tak. Szczerze mówiąc, miałem zamiar zaczekać do ra
na. To nie jest właściwa pora.
- Czemu nie?
- Bo jesteś w szoku. Mówiłem ci już, że wiem, jak to jest.
- A niby skÄ…d tak dobrze orientujesz siÄ™ w takich spra-
142 CZARODZIEJKA...
wach? - zapytała cicho. - Co to była za firma eksportowo-
-importowa, którą prowadziłeś, zanim wróciłeś, żeby przejąć
winnice Cavenaughow?
- Całkowicie legalna i przynosząca niezłe zyski.
Kimberly poczuła, że uśmiechnął się z ustami przy jej
włosach.
- Dywany, błyskotki i cacka z całego świata, tak? - za
pytała.
- CoÅ› w tym rodzaju - mruknÄ…Å‚ bez przekonania.
- Nadal masz tÄ™ firmÄ™?
- Nie, sprzedałem ją dwa lata temu, po powrocie do
domu.
- A nie żałujesz swojej decyzji? - nie ustępowała Kim
berly. - Chodzi mi o te podróże, swobodę i tak dalej.
Cavenaugh zawahał się.
- Nie. Ten etap w moim życiu jest już definitywnie za
mknięty. Lubię to, co teraz robię. Daje mi to masę satysfakcji.
- Wiem, jak to jest odnosić sukcesy w swoim zawodzie.
Ja, na przykład, jestem bardzo szczęśliwa, że piszę i wydaję
książki.
Znowu wyczula, że Darius się waha. Wreszcie powiedział
cicho:
- Któregoś dnia przestanie ci wystarczać. Teraz wydaje ci
się, że masz wszystko, czego ci trzeba. Ale jesteś zmysłową,
wrażliwą kobietą. Nie jesteś stworzona do tego, żeby samot
nie iść przez życie.
- Kiedy ja wcale nie zamierzam iść samotnie przez życie.
Jego dłoń zaczęła niecierpliwie błądzić po biodrze Kim
berly.
- Wiem. Szukasz kogoś, kto byłby jak ten twój Josh
CZARODZIEJKA... 143
Valerian - mężczyzna idealny, nie obarczony rodziną, bez
zobowiązań. Ale on nie istnieje poza stronnicami twoich
książek, Kim. A ty jesteś zbyt namiętna i autentyczna, żeby
się zadowolić jakimś fikcyjnym kochankiem.
Mówił to z takim przejęciem, że Kim nawet nie zaprote
stowała, tylko powiedziała:
- Masz racjÄ™.
- Co? - Darius zmrużył oczy, a potem przewrócił Kim-
berly na plecy i przygniótł własnym ciałem.
- Powiedziałam, że masz rację. - Zarzuciła mu z uśmie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]