[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Terrym Bellefleurem i Charlsie Tooten. Bar chyba z tej okazji zamknięto. Przyszli też wszyscy
przyjaciele babci, to znaczy wszyscy, którzy nadal mogli się poruszać. Pan Norris płakał otwarcie,
trzymając przy oczach śnieżnobiałą chusteczkę. Nalaną twarz Maxine żłobiły ze zmartwienia głębokie
zmarszczki. Kiedy pastor wygłosił standardową mowę, a Jason i ja usiedliśmy na składanych
krzesłach w części dla rodziny, poczułam, że coś we mnie odrywa się i odlatuje... w górę, w
niebieską świetlistość. Byłam pewna, że dusza mojej babci jest nadal z nami, w domu.
Resztę dnia, dzięki Bogu, wyrzuciłam z pamięci. Nie chciałam tego wszystkiego pamiętać, nie
chciałam nawet wiedzieć, co się wokół dzieje.
W całym dniu wyróżniła się jedna tylko chwila.
Jason i ja staliśmy przy stole w jadalni domu babci. Wyraznie zawarliśmy tymczasowy rozejm.
Powitaliśmy żałobników. Większość przybyłych bardzo się starała nie gapić na szpecący mój
policzek siniak.
Jakoś wytrzymywaliśmy. Mój brat myślał o tym, że pójdzie potem do domu, wypije drinka i nie
będzie musiał mnie widzieć przez jakiś czas, a pózniej sytuacja sama wróci do normy. Ja myślałam
niemal dokładnie to samo, może z wyjątkiem drinka.
Podeszła do nas pełna dobrych intencji kobieta, z tych, które znają wszystkie możliwe
konsekwencje danej sytuacji; szczególnie świetnie wymądrzają się na temat kwestii, w które nie
powinny się wtrącać.
- Bardzo się o was martwię, dzieci - oświadczyła kobieta. Popatrzyłam na nią. Niestety, za
diabła nie mogłam sobie przypomnieć jej nazwiska. Pamiętałam jedynie, że jest metodystką i ma troje
dorosłych dzieci, jej nazwisko wszakże po prostu wyleciało mi z głowy. - Wiecie, tak mi smutno, gdy
widzę was dzisiaj samych, że aż przypomniałam sobie waszą matkę i ojca - ciągnęła ze sztuczną
miną, która miała sugerować współczucie. Zerknęłam na Jasona, pózniej znów na kobietę, po czym
skinęłam jej głową.
- Tak - powiedziałam. Jej kolejną myśl usłyszałam, zanim ją wypowiedziała i zaczęłam
blednÄ…c.
- A gdzie brat Adele, wasz wuj? Chyba wciąż żyje?
- Nie utrzymujemy kontaktów - odparowałam tonem, który onieśmieliłby każdą osobę
wrażliwszą od tej pani.
- Ale to jej jedyny brat! Pewnie wy... - Zamilkła, gdy wreszcie dotarła do niej wymowa
naszych spojrzeń.
Kilka innych osób krótko skomentowało nieobecność wujka Bartletta, lecz odpowiadaliśmy im
formułką sprawa rodzinna , która ucinała dalsze pytania. Tylko ta jedna straszna baba... jakżeż się
nazywała? ...nie potrafiła wystarczająco szybko odczytać wysyłanych przez nas sygnałów. Przyniosła
na stypę misę sałatki, którą miałam zamiar wyrzucić prosto do śmieci, natychmiast po wyjściu
natrętnej kobiety.
- Musimy go powiadomić - oświadczył cicho Jason, gdy odeszła. Zablokowałam swój umysł.
Nie chciałam wiedzieć, co mój brat myśli u wuju.
- Zadzwoń do niego - odparłam.
- W porzÄ…dku.
Nic więcej nie powiedzieliśmy do siebie przez resztę dnia.
ROZDZIAA SZÓSTY
Trzy dni po pogrzebie spędziłam w domu. Czwartego dnia uznałam, że zbyt długo tu tkwię. Trzeba
było wracać do pracy. Ciągle jednak myślałam o rzeczach, które po prostu musiałam zrobić; tak w
każdym razie sobie powtarzałam. Wysprzątałam pokój babci, korzystając ze zbliżającej się wizyty
Arlene. Poprosiłam przyjaciółkę o pomoc, ponieważ po prostu nie mogłam przebywać sama z
należącymi do mojej babci przedmiotami, tak znajomymi i przepojonymi jej osobistym zapachem
pudru dla niemowlÄ…t marki Johnson oraz antyseptycznymi produktami Campho-Phenique.
Zatem Arlene pomogła mi spakować wszystkie rzeczy, które postanowiłam oddać fundacji pomocy
ofiarom klęsk żywiołowych. W ostatnich kilku dniach północne Arkansas nawiedziły tornada i na
pewno osoby, które straciły cały dobytek, mogły wykorzystać ubrania po babci. Babcia był niższa
ode mnie i szczuplejsza, a poza tym jej gust bardzo się różnił od mojego z jej rzeczy interesowały
mnie więc jedynie kosztowności. Nigdy nie nosiła dużo biżuterii, ale wszystko, co pozostawiła, było
prawdziwe, a dla mnie bardzo cenne.
Zdumiewające, ile przedmiotów znajdowało się w tej sypialni. Nawet nie chciałam myśleć o tym, co
babcia zgromadziła na strychu; postanowiłam, że wysprzątam go pózniej, jesienią, kiedy będzie tam
znośnie chłodno, a ja będę miała czas o tym pomyśleć.
Prawdopodobnie wyrzuciłam więcej przedmiotów, niż powinnam, dzięki temu drastycznemu
działaniu poczułam się wszakże skuteczna i silna. Moja przyjaciółka składała i pakowała, odkładając
na bok jedynie papiery, fotografie, listy, rachunki i anulowane czeki. Babcia nigdy w życiu nie
używała karty kredytowej i nigdy niczego nie kupiła na raty. Niech ją Bóg błogosławi, gdyż w ten
sposób znacznie nam te porządki ułatwiła.
Arlene spytała o babciny samochód. Auto miało pięć lat i bardzo mały przebieg.
- Sprzedasz swój i zatrzymasz jej? - zainteresowała się. - Twój jest nowszy, lecz mniejszy.
- Nie zastanawiałam się nad tym - odrzekłam i natychmiast odkryłam, że nie potrafię skupić się na tej
kwestii. Sprzątnięcie sypialni całkowicie mnie wyczerpało.
U progu wieczoru w sypialni nie pozostały żadne rzeczy babci. Arlene i ja odwróciłyśmy materac, a
ja z przyzwyczajenia posłałam łóżko. Aóżko było stare, z baldachimem w ryżowy wzorek. Zawsze
uważałam ten sypialniany komplet za piękny i przemknęło mi przez głowę, że teraz należy do mnie.
Mogłam przenieść się do większej sypialni, w dodatku miałabym do własnej dyspozycji prywatną
łazienkę, zamiast używać tej w korytarzu.
Nagle uświadomiłam sobie, że pragnę się tu przeprowadzić. Stojące w mojej sypialni meble trafiły
tam przed laty, przeniesione z domu moich rodziców po ich śmierci. Były to meble dziecięce,
nadmiernie dziewczyńskie, przypominające domek lalki Barbie i przyjęcia z noclegiem.
Co nie znaczy, że jako nastolatka często na takie chodziłam.
Nie, nie, nie zamierzam wpadać w ten stary kanał! Jestem, jaka jestem, lecz mam przed sobą całe
życie i mogę się cieszyć różnymi drobnostkami: małymi przyjemnościami.
- Mogłabym się tu wprowadzić - oświadczyłam Arlene, która zaklejała kolejne pudło.
- Nie za szybko? - spytała i zaczerwieniła się ze wstydu na swój krytyczny ton.
- Aatwiej będzie mi tutaj niż po drugiej stronie korytarza, gdzie stale myślałabym o tym pustym
pokoju - wyjaśniłam.
Przyjaciółka przemyślała moją odpowiedz, kucając obok kartonu, z taśmą klejącą w ręku.
- Rozumiem - przyznała wreszcie, pokiwawszy rudą głową.
Załadowałyśmy kartony do jej samochodu. Arlene uprzejmie zaproponowała, że po drodze do domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]