[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zmieniającymi się porami roku bardziej pogodny stawał się
Manodorata. Simonetta obserwowała także z radością, że
między Isaakiem i Veronicą nawiązuje się przyjazń, która
może się rozwinąć w coś więcej. Przyszedł też dzień
niezapomniany. Elijah wpadł do kuchni, żeby pokazać
znalezioną w ogrodzie czerwoną jaszczurkę. Leżała na jego
ręce nieruchoma, ciepła, wysuwając języczek, wyglądała jak
miniaturka smoka. Podniecony Elijah nazwał Simonettę
mamą. Nie skomentowała tego, zbeształa go za błoto na
butach, ale serce zabiło jej radośnie i mocno przytuliła
chłopca. Wkrótce nazywanie Simonetty mamą weszło mu w
nawyk, a Jovaphet poszedł w jego ślady. Simonetta z
niepokojem spoglądała na Manodoratę, ilekroć chłopcy tak na
nią wołali. Jego oczy pozostawały nieprzeniknione, ale synów
nie strofował ani nie poprawiał. A ona cieszyła się
pozyskaniem ich miłości. Nie przypuszczała, że dzieci mogą
tyle dla niej znaczyć i że w jej poranionym sercu znajdą się
nieograniczone pokłady uczucia. Marzyła niegdyś, że ten dom
zapełni się większą rodziną, którą będzie kochała i która
odwzajemni tę miłość. Myślała o dzieciach, które się z niej
narodzą. Teraz uczyła się, że ciepło rodzinne znaczy więcej
niż linia krwi.
* * *
Wszystko było dobrze, póki nie przyszedł piekarz z
Saronno. Dom stał się zamożny, więc Simonetta złożyła
zamówienie na chleb i ciasta, żeby uczcić drugie zbiory
migdałów i zrobić przyjemność chłopcom. Minął dokładnie
rok od czasu, gdy zamieszkali w Castello, i pragnęła, żeby w
rocznicę tamtego dnia nie nawiedziły ich złe wspomnienia.
Manodorata, który był zajęty w sadzie, natychmiast poznał
piekarza po zezie i kartoflowatym nosie, ale patrzył na niego o
ułamek sekundy za długo. Mając wciąż w oczach obraz tego
niegodziwca, jak spluwa na prochy Rebekki, nie powstrzymał
się od rzucenia mu nienawistnego spojrzenia. Przeklął swoją
lekkomyślność, widząc, że piekarz natychmiast zawrócił muła.
Manodorata nie miał na sobie futra, ubrany był jak zbieracze
w czerwoną czapę i tunikę oraz niebieskie rajtuzy, a na
sztucznej ręce miał rękawicę, ale wiedział, że mimo to został
rozpoznany.
* * *
Następnego dnia przyszli.
Zapadała noc i na niebie pokazały się pierwsze gwiazdy.
Manodorata zrywał ostatnie owoce z gałęzi największego
migdałowca, który nazywał w duchu  drzewem Rebekki".
Chłopcy bawili się przy nim w ciuciubabkę. Przez wzgląd na
pamięć matki zostali tego dnia ubrani w czarne tuniki,
kontrastujące z czerwono - niebieskim roboczym strojem ojca,
ale mimo żałoby byli weseli. Jeden biegał z opaską na oczach,
drugi z witką w ręku - na zmianę.  Zlepy" wyciągał ręce i
potykając się, usiłował złapać brata, który szturchał go witką i
robiąc uniki, wołał  Ciuciubabka!". Ten widok poruszył nagle
Manodoratę, skojarzył mu się bowiem z szyderczą
personifikacją synagogi. Jako symbol znienawidzonego
żydostwa przedstawiana była w sztuce pod postacią %7łydówki
z oczami zasłoniętymi opaską, która miała sugerować
oddawanie się ciemnym praktykom, oraz z głową kozła w
ręku, co było jeszcze gorsze, gdyż miało wskazywać na
kontakty z diabłem. Takie wyobrażenie synagogi Manodorata
widział w katedrze w Strasburgu. Kamienna statua kobiety z
opaską na oczach i pochyloną posępnie głową stała tam w
jednej z nisz. Odwrócił się wtedy z obrzydzeniem i pomyślał,
że nie warto się przejmować prostacką ikonografią. Gdy
dzisiaj naszło go to wspomnienie, uświadomił sobie, że
utrwalane w ten sposób przesądy mają bezpośredni wpływ na
jego życie. Przez nie stracił rękę i żonę, a teraz znowu czuł
złowieszczy zapach zbliżającego się nieszczęścia. Po
zachodzie zrobiło się zimno, Jovaphetowi zaczęły się kleić
oczy, pora była wracać do domu. Manodorata odwrócił się,
żeby zawołać dzieci, i musiał zmrużyć oczy - poraziło go
jakieś światło, jakby już wschodziło słońce, potem pojawiło
się drugie i kolejne.
Pochodnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •