[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrzosowiska, dwa spokrewnione, przyjaznie nastawione do siebie plemiona i tutaj
ponownie wyskrzeczał trollowe wezwanie. Niebawem w głębi lasu rozległ się szelest
kwiatów, jakby wiały wszystkie cztery wiatry. Szelest narastał i nasilał się, aż w końcu
pojawiły
się wezwane trolle i jeden za drugim usiadły w pobliżu Lurulu. A mimo to szelest
stawał się coraz głośniejszy, niepokojąc cały las, i brązowe trolle wylały się zeń jak
potok i usiadły wokół Lurulu. Fikając koziołki, przybyły z wielu dziupli i zarośniętych
paprociami kotlinek oraz z wysokich, cienkich gomaków, jak nazywane są w Krainie
Elfów te dziwaczne domostwa, dla których nie ma ziemskiej nazwy. Gomaki to
domostwa z dziwnego, szarego, podobnego do tkaniny materiału, rozbitego jak namiot
wokół czegoś w rodzaju masztu. Trolle zgromadziły się wokół nowo przybyłego
współplemieńca w przyćmionym, lecz połyskliwym świetle a unosiło się ono między
liśćmi tych magicznych drzew, których strzelające ku niebu pnie przewyższały nasze
najstarsze sosny, i świeciło na kolcach kaktusów, o których nasz świat ma niewielkie
pojęcie. A kiedy wszystkie trolle zgromadziły się tam niczym brązowa masa aż dno
lasu wyglądało tak, jakby jesień przybyła do Krainy Elfów, zabłądziwszy z naszych
pól i łąk gdy wszystkie szelesty ucichły i zapadła cisza tak głęboka, jaką była od
wieków, Lurulu przemówił do nich, opowiadając im o czasie.
Nigdy dotąd w Krainie Elfów nie usłyszano takich opowieści. Wprawdzie trolle już
przedtem pojawiały się w naszym świecie i wracały z powrotem do ojczyzny magii,
zastanawiając się nad tym, co zobaczyły, ale Lurulu wśród domów Erlu znalazł się
między ludzmi. A czas, jak opowiedział słuchaczom, poruszał się w tej wiosce z jeszcze
wspanialszą szybkością niż kiedykolwiek wśród traw ziemskich pól i łąk. Opowiedział,
jak przemieszczało się światło, opowiedział o cieniach, o tym, że powietrze było białe,
jasne i blade; zadziwił ich relacją, że na jakiś czas Ziemia zaczęła przypominać Krainę
Elfów z łagodniejszym światłem i pojawiającymi się kolorami, a potem, kiedy pomyślał
o ojczyznie, światło zgasło i te kolory zniknęły. Opowiedział o gwiazdach. Mówił o
krowach, kozach i księżycu, trzech rogatych istotach, które go zaciekawiły. Znalazł na
Ziemi więcej cudów, niż możemy sobie przypomnieć, chociaż my kiedyś też
zobaczyliśmy te dziwy po raz pierwszy w życiu. Ze zdumienia, jakie go ogarnęło na
widok ziemskich zwyczajów, ułożył wiele historii, które sprawiły, że dociekliwe trolle
siedziały nieruchomo na dnie lasu, jak gdyby rzeczywiście tworzyły warstwę
brązowych liści w pazdzierniku, które nagle ścisnął mróz.
Pierwszy raz usłyszały o kominach i wozach: z dreszczykiem emocji dowiedziały
się o wiatrakach. Słuchały oczarowane o zwyczajach ludzi; i za każdym razem, gdy
opowiadał o kapeluszach, przez las przebiegała fala chichotów.
Następnie oświadczył, że powinni zobaczyć kapelusze i łopaty, i psie budy i
spojrzeć poprzez okna, i poznać wiatrak. Ogromna ciekawość zdjęła tłum trolli,
ponieważ ta rasa jest bardzo dociekliwa. A Lurulu nie skończył na tym, licząc, że sama
ciekawość zwabi je z Krainy Elfów do świata ludzi, ale kusił ich też z pomocą innego
uczucia. Opowiedział bowiem o wyniosłych, skrytych, wysokich, iskrzących się
jednorożcach, które nie raczą rozmawiać z trollami, podobnie jak bydło, gdy pije wodę
w stawach i sadzawkach, nie chce komunikować się z żabami. Oni wszyscy znają ich
kryjówki, powinni zatem obserwować ich zwyczaje i opowiedzieć o tym wszystkim
ludziom, a w rezultacie ci ostatni zapolują na jednorożce z pomocą
psów. Wprawdzie trolle niewiele wiedziały o psach, ale strach przed tymi pomocnikami
człowieka jest jak już mówiłem powszechny wśród istot, które biegają więc
słuchacze Lurulu roześmieli się z entuzjazmem na myśl o polowaniach z psami na
jednorożce. W ten sposób Lurulu zwabiał ich na Ziemię dzięki złośliwości i ciekawości.
Zorientował się, że mu się to udało, i chichotał w myślach, aż ożywił się tak jak jego
pobratymcy. Albowiem wśród trolli nikt nie cieszy się większym szacunkiem niż ten,
kto potrafi zadziwić pozostałych lub nawet pokazać im jakikolwiek dziwaczny
przedmiot, sztuczkę albo żartobliwie wprawić w zakłopotanie. Lurulu miał do
pokazania Ziemię, której zwyczaje uważane są, wśród tych, którzy mogą je osądzać, za
tak osobliwe i dziwaczne, jak taki ciekawy obserwator mógłby tego zapragnąć.
Wtedy przemówił jakiś posiwiały troll; jeden z tych, którzy za często przechodzili
granicę z Ziemią, aby obserwować zwyczaje ludzi; i kiedy to robił, czas sprawił, że
posiwiał.
Czy opuścimy lasy, które wszyscy znamy, i przyjemne zwyczaje Krainy Elfów,
aby zobaczyć coś nowego i wpaść we władzę czasu? zapytał.
Pomruk powstał wśród trolli, przebiegł przez las i ucichł, jak na Ziemi brzęczenie
chrząszczy wracających do swych siedzib.
Czy to, co dziś mamy, to nie dziś"? mówił dalej. Tam oni nazywają to
dniem dzisiejszym", a przecież nikt nie wie, co to takiego: wróćcie przez granicę, żeby
na to spojrzeć, a tego już nie ma. Czas tam pędzi jak psy, które zabłąkają się przez naszą
granicę, szczekając, przerażone, rozgniewane i stęsknione za domem.
Tak właśnie jest odparły trolle, chociaż tego nie wiedziały; ale mówił do nich
plemieniec, którego słowa wiele wśród nich znaczyły.
Zatrzymajmy więc nasze dziś" kontynuował ten ważny troll dopóki je
[ Pobierz całość w formacie PDF ]