[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chociaż od dłuższego czasu już tylko biegli, ale po Kindrze nie było widać
zmęczenia, a i Ra'at odzyskiwał siły - ruch pozwolił mu oczyścić umysł i się
uspokoić. I nawet ból ramienia nie był tak dotkliwy, jak wcześniej. Młodość
niosła ze sobą pewne korzyści.
To Kindra zasugerowała, żeby się nie wychylać i zyskać na czasie, dopóki nie
odkryją z czym mają do czynienia. I chociaż Ra'at jasno dał do zrozumienia, że
wolałby odwiedzić izbę chorych, i tak do niej dołączył - przynajmniej na razie.
Biegnąc długim korytarzem, dotarli do rozwidlenia z trzema odnogami. Na
permastalowym suficie skraplała się para, przez co zamontowane w ścianach,
otoczone chmurami wilgoci podłużne świetlówki świeciły bladym, achromatycznym
blaskiem. Po przeciwnej stronie korytarza znajdowały się pomieszczenia
akademika i tam właśnie natknęli się na dwóch innych studentów - Hartwiga i
Maggsa. - Co wy tu robicie? - zapytał Hartwig. Na widok Ra'ata zmarszczył
czoło. - Rany, człowieku, a tobie co się stało w rękę? - Miałem wypadek na
treningu - odparł spokojnie Ra'at.
| - Lipa. - Hartwig uśmiechnął się znacząco.
- O co ci chodzi?
|: - To tu -Hartwig wskazał palcem jego ranę -nie wygląda mi na kontuzję,
jakiej można się nabawić podczas treningu. Upadłeś na wibroostrze, czy jak?
- wiczyłem w mordowni.-Do Maggsa i HartwigaRa'at miał podobny stosunek, jak do
pozostałych uczniów - byli mu obojętni, ale budzili jego podejrzliwość.
Podobnie jak on sam, ich poczynaniami kierował egoizm; nie zamierzał dzielić
się z nimi informacją która nie poprawi jego notowań. Wszyscy zdawali sobie
sprawę z faktu, że dzieje się coś złego, że Akademia - albo i nawet cała
planeta - uległa skażeniu; na razie łączył ich wspólny cel. - Nie
widzieliście tu jeszcze czegoś?
- Co to znaczy czegoś"? - zapytał Hartwig.- Albo kogoś.
. - Nie. - Maggs nerwowo wyłamywał sobie palce. - Jeszcze nie. Dziwne, co? Za
spokojnie tu jak na taką godzinę. Było jakieś zebranie, ale z Wigiem je
przegapiliśmy. I - Jeśli mamy iść dalej - wcięła się Kindra - to potrzebujemy
jakiejś broni. Najlepiej będzie, jeśli się rozdzielimy - wskazała rozwidlenie z
trzema odnogami - i dwójkami przeszukamy te korytarze, a...
- Zaraz, chwila - przerwał jej Hartwig. - A niby od kiedy ty tutaj rządzisz?-
Rządzę? - Gdy Kindra odwróciła się i utkwiła spojrzenie w Hartwigu, Ra'at
przysiągłby, że jej szare, półprzezroczyste tęczówki przybrały barwę świeżego
szronu. - Nikt was tu nie prosił. - Spojrzała na Ra'ata. - %7ładnego z was.
Hartwig wzruszył nerwowo ramionami. | - Chcę powiedzieć...
- Co?
% - %7łe wszyscy czujemy coś złego w powietrzu. Jakąś... chorobę, czy coś. Ale
może to jedno z ćwiczeń wymyślonych przez Scabrousa? Zaskoczona Kindra
uniosła brwi. - Z tego co wiemy, to jego sprawka.
- Dlaczego miałby to zrobić?
- Może to część treningu - wtrącił Maggs. - A może chce się pozbyć słabych
studentów. Przecież to nie pierwszy raz. Pamiętacie, jak było z pająkami
unakki?
- Teraz to coś innego - powiedziała Kindra.
- Nie bądz tego taka pewna - stwierdził Hartwig. - Jedenaścioro uczniów
straciłowzrok. Dwójka zmarła. A pamiętasz, co się stało z Soidem Einrayem?
- On i tak do niczego się nie nadawał.
- Może tak, może nie, ale koniec końców się powiesił. A pózniej odkryliśmy, że
to Scabrous aktywował rozwój zapłodnionych jaj w zbiorniku z patogenem,
żebyśmy przećwiczyli reakcje nerwowe. - Hartwig nie spuścił wzroku. - Do tej
pory czasami budzę się z krwią w oczach. Wyraz twarzy Kindry nie uległ
zmianie.
- Do czego zmierzasz?
- Potrzebujesz broni? Chyba wiem, gdzie jÄ… znajdziemy. Ale nie zamierzam
narażaćsię Mistrzom, skoro nikt niczego nie widział. - Czekając na odpowiedz,
Hartwig przeniósł spojrzenie z Kindry na Ra'ata. Wreszcie zaśmiał się
szyderczo. - No tak, tak właśnie mi się wydawało. - Odwrócił się na pięcie. -
Do zobaczenia pózniej, mięczaki.
- Czekaj - rzucił Ra'at. - Ja coś widziałem.
Hartwig przystanął i spojrzał na niego. Ra'at dostrzegł, jak Kindra zwilża
górną wargę, niecierpliwie wyczekując tego, co miał do powiedzenia.
- Z wieży Scabrousa spadły dwa ciała - zaczął Ra'at. - Runęły na ziemię.
Widziałem to i słyszałem odgłos, jaki temu towarzyszył, oni zginęli. -
Przełknął ślinę; nagle zaschło mu w gardle. - Ale po chwili wstali.
Ze spojrzeń Maggsa i Hartwiga można było odczytać sceptycyzm pomieszany z
otwartym niedowierzaniem. Ale Ra'ata nic to nie obchodziło. Nie musieli mu
wierzyć - dzięki temu będą lepszym mięsem armatnim, gdy przyjdzie na to czas.
- Byłeś wtedy sam? - zapytała Kindra.
- Pojedynkowałem się z Lusskiem.
Maggs zamrugał, a Hartwig otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Może Ra'atowi
tylko się zdawało, ale, paradoksalnie, chyba już samo wspomnienie imienia
Lusska dodawało historii wiarygodności. Ten szczegół był zbyt nieprawdopodobny,
by mógł go zmyślić.
I - Jednym z tych, którzy spadli, był WimNicter - powiedział Ra'at. - Po tym,
jak uderzył o ziemię, poderwał się i mnie zaatakował. Był martwy, ale...
jeszcze żył. Musiałem przygnieść go stertą kamieni, żeby uciec. - No dobrze,
jak wszystko, to wszystko, zdecydował. - Ta choroba, o której mówicie, którą
czuć w powietrzu, wzięła się z wieży i to Scabrous za nią odpowiada. Wydaje mi
się... przełknął ślinę i głos mu się uspokoił - .. .że on przywraca martwych do
życia.
Gdzieś przed nimi rozległ się pospieszny stukot kroków.
Ra'ata ogarnął nagły chłód, jakby jego skóra napinała się, rozciągana od środka
przez wiele litrów zimnej wody. Gdy wreszcie się odezwał, można było odnieść
wrażenie, że jego głos dochodzi z jakiegoś odległego miejsca.
- Skąd dobiega ten dzwięk?
Kindra pochyliła głowę, wskazując korytarz odbijający w lewo w miejscu
rozwidlenia.
- Stamtąd - wyszeptała. - Słyszycie?
Ra'at wsłuchał się w odgłosy otoczenia. Początkowo nie słyszał niczego, ale po
chwili uwagę ich wszystkich przykuł hałaśliwy odgłos zgrzytliwego powłóczenia
nogami. Zbliżał się, narastając z każdą kolejną sekundą.
Ra'at skupił się na sobie i własnym przetrwaniu, całkowicie zapominając o
pozostałych. Mistrzowie nauczyli ich walczyć w zespole, ale prawdziwą siłą
wojownika Sithów była jego żądza mocy. Gdy nikomu nie możesz zaufać, samotna
walka staje siÄ™ czymÅ› oczywistym i naturalnym.
Przykleił się do ściany, czując, jak Ciemna Strona Mocy wypełnia jego ciało. Z
radością przywitał przeszywający, trzeszczący elektrycznością dreszcz,
sprawiający, że zapomniał o strachu i niepokoju. W tej chwili czuł tylko
ulotną, ale niesłabnącą czujność. Od momentu, gdy przybył na Odacer-Faustin,
było to dla niego uczucie najbardziej zbliżone do radości, a jednocześnie ją
przewyższające.
W porównaniu z nim zwykłe szczęście wydawało się anemiczne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]