[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cud, że pewnego dnia, cała w pachnącej pianie, nie spadłaś sąsiadowi na głowę.
Jeśli zaś chodzi o ten stary dąb, nad którym tak ubolewałaś, wyobraz sobie, że
jego korzenie nadwerężyły fundamenty. W ubiegłym tygodniu ściana w piwnicy
- 132 -
S
R
zaczęła się walić i musieliśmy ją podstemplować, żeby kontynuować prace. -
Niedbałym ruchem rozłożył przed nią pozostałe fotografie. - Wszędzie tu masz
coś podobnego. Na pozór Eagle's Landing dzielnie się trzymał, ale pod
spodem...
- Skoro to wszystko nie nadaje się do naprawy... - powiedziała wolno,
wpatrując się w zdjęcia osłupiałym wzrokiem.
- Czyżbyś podawała w wątpliwość moją ekspertyzę? - rzucił szorstko.
- Ależ nie, Karr... Z tych zdjęć wynika, że to całkiem oczywiste. -
Odwróciła się na krześle, by móc na niego popatrzeć. - Chcę powiedzieć, że bez
kłopotu przekonasz Towarzystwo Ochrony Zabytków.
- Być może. - Wzruszył ramionami.
- Dlaczego więc jesteś tak bardzo zdenerwowany? - spytała miękko. -
Dlaczego list od nich doprowadził cię do takiego wybuchu?
Przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Zebrał zdjęcia i z powrotem wsunął
je do teczki.
- Myślałem, że dałaś temu spokój - rzekł cicho. - Audziłem się, że
zrozumiałaś moje intencje i uwierzyłaś, że nie zamierzam zniszczyć zabytku
jedynie dla własnego kaprysu... Potraktowałem przecież Eagle's Landing tylko
jako dobrą inwestycję. Och, miałem nadzieję, że to niewiarygodne
nieporozumienie jest już poza nami, że nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać i
ufać sobie nawzajem...
- Tak było, Karr - przerwała mu. - Porzuciłam pomysł ocalenia Eagle's
Landing, ponieważ zaufałam twojej ocenie i uznałam twoje prawo do zrobienia
z domem, co chcesz. Przecież jest twoją własnością. - Popatrzyła na niego i od-
niosła wrażenie, że zamienił się w kamień. - Przedtem też mówiłam prawdę -
ciągnęła gorączkowo. - Nie znałam planów tego Towarzystwa... Oczywiście, to
mnie nie zwalnia z odpowiedzialności - westchnęła cicho. - Spowodowałam to
całe zamieszanie i teraz zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Zaraz do nich
zadzwonię i powiem, co widziałam... - Wyciągnęła rękę w błagalnym geście;
- 133 -
S
R
palce jej lekko drżały. - I przysięgam, Karr, nigdy więcej nie będę się wtrącać w
twoje sprawy!
Pokój wypełniła złowroga cisza przerywana jedynie tykaniem
niewidocznego zegara.
- Odwiozę cię do domu - odezwał się cicho.
Tylko tyle?! - chciała krzyknąć. Odwieziesz mnie do domu i na tym
koniec?
Ależ oczywiście, że tak. Cały czas przysparzała mu jedynie kłopotów.
Czy mogło ją więc dziwić, że pragnął jej się jak najszybciej pozbyć? Powinna
porzucić wszelkie nadzieje...
Obróciła się nerwowo na krześle.
- Bądz tak uprzejmy i przynieś moje kule - powiedziała z pozornym
spokojem. - Wolałabym przejść o własnych siłach niż... - Raz jeszcze wzrok jej
spoczął na sztalugach i znajdującym się tam rysunku. Zamierzała poprosić Karra
o darowanie jej kopii na pamiątkę...
I nagle ze zdziwieniem skonstatowała, że rysunek nie przedstawia Eagle's
Landing, lecz inny, niezwykle podobny dom w stylu Tudorów.
Karr już pochylał się, żeby ją znów wziąć na ręce, ale zdążyła
powstrzymać go stanowczym gestem, kładąc mu rękę na piersi.
- Karr, co to za dom? - spytała.
- Rysunek czegoś, co jeszcze nie istnieje - odparł trochę niechętnie. -
Zapomniałem, że tu nadal jest.
Maggie pod opuszkami palców przyciśniętych do jego koszuli czuła
równomierne bicie serca. Czuła je na całej długości swego ramienia.
- Po prostu rysunek z wyobrazni? - powiedziała nie całkiem
usatysfakcjonowana odpowiedzią. - Wygląda jak Eagle's Landing w
miniaturze...
- Możliwe. - Odwrócił się od Maggie, żeby spojrzeć na rysunek. - Teraz
to już nie ma znaczenia - powiedział jakby sam do siebie. - Dlaczegóż więc
- 134 -
S
R
miałbym ci nie powiedzieć? To jest dom, który planowałem zbudować dla
ciebie. Zamierzałem wykorzystać najciekawsze elementy z Eagle's Landing -
mówił z wyraznym wysiłkiem, nie patrząc na Maggie - i wkomponować je w
nowy, solidniejszy dom o właściwych rozmiarach... Zamierzałem... A więc nie
mówił o terazniejszości! Wszystko nie miało już znaczenia...
- O właściwych rozmiarach dla nas dwojga - dokończył i uśmiechnął się
ze smutkiem. - Oto świadectwo, jak dalece mężczyzna może oszaleć,
nieprawdaż? Owszem, z początku pragnąłem się ciebie pozbyć. Traciłem tylko
przez ciebie czas, pieniądze i nerwy... Ale potem straciłem również sen, a także
oddech i spokój ducha... Bawiły mnie potyczki z tobą, wyprowadzanie cię w
pole i całowanie cię, ponieważ podobałaś mi się bardziej niż jakakolwiek inna
kobieta.
Ogarnęło ją znów podniecenie. Siedziała, bojąc się oddychać. Słuchała
tylko i... czekała.
W oczach Karra błysnęło prawdziwe wzruszenie, gdy znów się do niej
zwrócił:
- Myślałem, że sposób, w jaki wysyłaliśmy sobie sygnały, nie był
przypadkowy. Nie pojmuję, jak mogłem pomylić się w tak ważnej sprawie. Ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]