[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kogokolwiek czy czegokolwiek. Ale jeśli to nadal dla ciebie za mało i chcesz,
\ebym sobie poszedł... to odejdę.
Pogładziła go po twarzy.
Peter, ja...
Zaczekaj. Daj mi skończyć. Bo jeśli zostanę, to na zawsze, Aimee. Tym
razem chcę czegoś więcej ni\ romansu. Chcę, \ebyś za mnie wyszła. Wiem, \e
wiele jeszcze rzeczy musimy uporządkować, ale jestem gotów spróbować, jeśli i
ty tego pragniesz. Szukał w jej twarzy reakcji na swoje ultimatum. Nie znalazł.
Jaka jest twoja odpowiedz? Mam zostać czy odejść?
W odpowiedzi Aimee objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie.
Głupi, uparty, kochany Peter, pomyślała. Rozchylając usta, dała mu
wszystko, co miała, czym była i w zamian wzięła to, co on mógł jej dać. Kochał
ją i nawet o tym nie wiedział.
Kiedy niósł ją do sypialni, uśmiechała się do siebie.
O, Aimee szepnął, rozpinając jej suknię. Jesteś taka piękna.
Całował jej sutki, pępek, potem przesunął wargi ni\ej. Jęknęła i wygięła
się w łuk.
Przestań błagała. Kochaj mnie. Kiedy w nią wszedł, wstrzymała
oddech.
Dam ci wszystko co mam, wszystko, co jest we mnie szepnął.
Daj.
Czując na policzku ciepło wpadających przez okno promieni słonecznych,
Peter otworzył oczy i przeciągnął się. Kochali się całą noc i za ka\dym razem
Aimee była cudowna, dająca jeszcze więcej ni\ przed chwilą. Potem zasnął i nie
śniło mu się nic złego.
Poklepał puste miejsce obok siebie, gdzie przedtem le\ała, uśmiechnął się
i wstał. Z łazienki dobiegał szum wody i jakieś lekko fałszywe pogwizdywanie.
Tylko burczenie w brzuchu powstrzymało go przed dołączeniem do niej.
W kuchni zaparzył sobie kawę, a potem, widząc otwarte drzwi do jej
pracowni, wszedł do środka. To w tym pokoju, który obiecał ojcu jako jego
pracownię, zawsze miał największą świadomość klęski.
Ale nie tym razem.
Teraz było to mieszkanie Aimee i jej pracownia. A on wcale ju\ nie chciał
odzyskać tego domu. Chciał tylko mieć jego właścicielkę.
Popijając kawę, przyglądał się stojącym pod ścianami obrazom. Jako
biznesmen i znawca sztuki musiał przyznać, \e ma przed sobą prawdziwe
arcydzieła.
Pośrodku pokoju, na sztalugach, stał jakiś obraz, przykryty kolorową
materią. Peter, bardzo zaciekawiony, podszedł bli\ej i pociągnął za materiał.
Z obrazu patrzyła na niego jego własna twarz. Ju\ wcześniej widywał
swoje portrety. Kiedyś w dzieciństwie namalował go ojciec, pózniej, tu\ po
ślubie, Leslie. Ten jednak był zupełnie inny. W oczach przedstawionego na nim
mę\czyzny było ciepło i czułość, której on w sobie nie miał. Jego oczy były
chłodne i obojętne. Oczy robota, jak mówiła Leslie.
Czy ta mina znaczy, \e portret ci się nie podoba? spytała Aimee.
Stała w drzwiach, owinięta grubym, ró\owym ręcznikiem. Peter jeszcze
nigdy w \yciu nie widział tak pięknej kobiety.
Zrozumiał, \e ją kocha. Przez całe miesiące przekonywał samego siebie,
\e chodzi mu tylko o nale\ący do niej budynek i o seks. A to od początku była
miłość.
Na miłość boską, Peter, powiedz coś.
Jest wspaniały.
Mówisz szczerze? dopytywała się nieśmiało, podchodząc bli\ej.
Tak przyznał Peter i przytulił ją do siebie. Naprawdę takim mnie
widzisz?
Jakim?
Nie mam co do siebie \adnych złudzeń, Aimee. Wiem, co ludzie o mnie
sądzą. Nie jestem łatwym człowiekiem, a ju\ na pewno nie delikatnym. A tutaj...
na tym portrecie wyglądam nawet sympatycznie.
Bo jesteś taki szepnęła. Jesteś najdelikatniejszym człowiekiem,
jakiego znam.
Jeśli jest we mnie jakaś delikatność, to dzięki tobie. Kocham cię,
Aimee.
Serce Aimee na moment zamarło.
To prawda. Ja sam zrozumiałem to dopiero przed chwilą. Zarzuciła mu
ręce na szyję i pocałowała. Od tak dawna czekała na te słowa!
Ja te\ cię kocham szepnęła, ale kiedy znowu chciała go pocałować,
odsunął się.
I ja cię kocham. Ale muszę ci coś powiedzieć, właściwie do czegoś się
przyznać. Chodzi o ten twój budynek...
Opowiedział jej całą historię, a w głowie Aimee kołatało się tylko jedno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]