[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomóc przeciw nieziemskim najezdzcom, ale gdyby mieli stamtąd wyjść ludzie, czekała ich
długa noc wypełniona rąbaniem drewna.
Zbierz straże przy wielkiej dziurze polecił na koniec. Nie za blisko. Każdy ma być w
pełnym rynsztunku. Tragarze, kobiety i dzieci niech wrócą do wiosek. Natychmiast!
Kwanyjczyk już miał oddać Wobeku honory, gdy przypomniał sobie, z kim rozmawia. Skłonił
tylko głowę i pobiegł.
Wobeku szybkim krokiem podążył tam, gdzie być może odbędzie się jego ostatnia bitwa.
Zanim przebył połowę drogi do swego stanowiska, usłyszał mówiące bębny.
XVI
Zdawałoby się, że przed dymem mogą uciekać szybciej niż przedtem cofali się przed Złotym
Wężem. Teraz nie musieli się co chwila zatrzymywać, nie było przecież sensu rzucać
włóczniami w kłębiącą się ciemnofioletową ścianę, która podążała za nimi krok w krok.
Gdybyż tylko mogli oddychać! Dym pchał przed sobą niewyobrażalny żar; gorące smugi
oplatały uciekających jak liany. Conan zaryzykował i spojrzał za siebie; natychmiast spowiła
go chmura dymu i zaczął kasłać jakby miał wypluć płuca. Utrzymał się na szczęście na
nogach, przebierając nimi automatycznie, zanim sienie ocknął z chwilowego zamroczenia.
Inni wojownicy, choć czasem się potykali, dotrzymywali mu kroku. Tych, którzy upadli,
towarzysze podnosili i ciągnęli ze sobą.
Nikt nie chciał zostawić przyjaciela na pastwę podziemi i fioletowego mroku. Nawet gdyby
w dymie nie czyhały cienie dziwnych kształtów, trudno było sobie wyobrazić przebywanie
tutaj. Conan i Valeria widzieli te cienie, Emwaya i Dobanpu również, jednak nic o nich nie
mówili. Conan mógł się tego po nich spodziewać, jak po każdym czarowniku, ale nie chciał
obrazić ludzi, którzy uratowali mu życie. Tak jak Valeria, poszedł więc za radą Emwayi i nie
marnował sił na zbędne pytania.
Tu skręcamy zawołał Dobanpu. Wskazał wąską szparę w ścianie. Wokół niej ziemię
pokrywało wyschnięte błoto, a dym mieszał się ze smrodem butwiejącej roślinności.
Mało obiecujące jak na drogę ucieczki, ale Dobanpu wyraznie był pewny swego, a jak dotąd
można mu było ufać. Poza tym Conan nie miał chęci czekać, aż ogień się wypali. Wszystkie
grzyby we wszystkich pieczarach nie dałyby tyle żaru i dymu. W tym ogniu tkwiły czary, i to
takie, przed którymi rozsądni ludzie wiali najszybciej jak można, nawet jeśli mieli akurat ze
sobą przyjaznego czarownika.
Na górę! krzyknął Conan pokazując szczelinę. Mogło to świadczyć albo o jego
autorytecie, albo też o desperacji wojowników, kiedy czterech z nich bez chwili wahania
wskoczyło w czeluść. Za nimi jeszcze czterech, z drabinkami sznurowymi i innym sprzętem
potrzebnym w czasie wspinaczki. Potem Emwaya wcisnęła się przed kolejną czwórką.
Na protest Dobanpu wystawiła z powrotem głowę.
Ojcze, wspinam się szybciej od ciebie. Kto wie, co napotkamy tam na górze, jakich zaklęć
trzeba będzie użyć? Bądz gotów mi pomóc, jeśli zawołam.
Zniknęła. Dobanpu rozejrzał się bezradnie. Nie wyglądał już jak czarownik, ale jak ojciec
patrzący na dziecko skaczące w otchłań.
Valerio! zawołał Conan. Ja pilnuję tyłów. Ty dołącz do Emwayi!
Valeria poprowadziła następną grupę wojowników. Tak szybko znikali w szczelinie, że
Conan zastanowił się, czy droga na powierzchnię nie była łatwiejsza niż przypuszczał. Jeżeli
znalezli schody&
Conanie! krzyknęła Valeria. Tu są schody, prowadzą na samą górę! Widać niebo!
Spiesz się!
Conan nie potrzebował dalszej zachęty. Dym spowijał już jego stopy, owijał się wokół kolan,
dochodził do pasa. Spróbował ciąć go mieczem, jakby był żywym wrogiem; dym cofnął się.
Ale miecz tak się rozgrzał, że z trudem go utrzymał. Zrozumiał, że jeśli pozwoli, by dym go
otoczył, zginie.
Dobanpu krzyknął coś ostro i oparł się o ścianę, jakby nagle osłabł. Zciana dymu wycofała
się, tak jak wcześniej Złoty Wąż, a żar się zmniejszył. Conan niemal wrzucił szamana do
szpary i wcisnął się za nim.
Znalazł schody i rzeczywiście zobaczył gwiazdy jaśniejące na nocnym, bezchmurnym niebie.
Pociągnął za sobą Dobanpu, lecz szaman oparł mu się.
Muszę nałożyć na schody zaklęcia obronne sapnął. Inaczej ten czar, który niesie
dym, pójdzie za nami, złapie nas w pół drogi i spali&
Jak wolisz rzekł Conan. Dyskutowanie z czarownikiem było jeszcze bardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]