[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rwać zaręczyny.
LR
T
To je zamurowało i dopiero po chwili Sharon zdołała wydusić:
- To znaczy nie będzie wesela? Czyli nie włożymy ciuchów, które sprawiły-
śmy sobie specjalnie na tę okazję?
- Tylko to ci w głowie, do ciężkiej cholery? - warknęła na nią Joyce. - Tak mi
przykro, kochana. - Objęła Sally ze współczuciem. - Wyobrażam sobie, jak jest
ci ciężko. Zauważyłam, że ostatnio byłaś mizerna, choć dziś wyglądasz już o
wiele lepiej. Ale skoro okazało się, że Tim nie jest odpowiednim kandydatem na
męża, może to i lepiej, że tak się stało.
Joyce naprawdę ma złote serce, pomyślała Sally.
- Mówiąc szczerze, po tej decyzji oboje poczuliśmy ulgę. Tim zamierza się
ożenić ze swoją sekretarką, a ja też absolutnie nie rozpaczam z powodu zerwania.
Rozstaliśmy się w przyjazni.
- Wiesz co, Sally - powiedziała Sharon kiedy tak patrzę na ciebie, jakoś czu-
ję, że i tak włożę niedługo tę kieckę na twoje wesele.
- Może powinnaś dorabiać jako wróżka - zażartowała Sally, żeby ukryć zmie-
szanie.
W gabinecie postawiła kawę na biurku, powiesiła żakiet na oparciu krzesła i
podśpiewując wesoło, włączyła komputer.
Zbliżała się przerwa na lunch, poranne przyjęcia dobiegły końca. Jack połknął
dwie tabletki aspiryny i popił je szklanką wody. Rozmyślania nad związkiem z
LR
T
Sally i niepokój, czy ona z nim zerwie, gdy zastanowi się nad tym, z czego jej się
zwierzył, przyprawiły go o pulsujący ból głowy.
Jak na okrutną ironię, męczące go wątpliwości spotęgowała Nesta Grahame,
ostatnia pacjentka, którą przyjął przed południem. Nesta nie zdawała sobie spra-
wy, że wywoła w nim falę koszmarnych wspomnień.
Parę minut przed dwunastą Sharon wprowadziła do jego gabinetu kobietę w
zaawansowanej ciąży, mizerną i biednie ubraną. Pomogła jej usiąść, po czym
wyjaśniła:
- To jest Nesta Grahame. Zasłabła na ulicy, przyprowadzili ją do nas prze-
chodnie. Chociaż mówi, że już się dobrze czuje, Joyce uznała, że powinien ją zo-
baczyć lekarz.
- I bardzo słusznie - odparł Jack, uśmiechając się ciepło.
Ona prawdopodobnie cierpi na anemię, pomyślał. Ziemista cera, sucha skóra,
zaczerwienienia wokół oczu, spękane paznokcie - wszystko to wskazuje na nie-
dobór żelaza w organizmie. Mógłbym się założyć, że w ciąży nigdy nie była na
kontroli lekarskiej.
- Po prostu trochę zakręciło mi się w głowie. Ale nie ma o czym mówić, bo już
mi przeszło. Nie wiem, czy pan zauważył, że jestem w ciąży?
- Oczywiście, że tak. Chciałbym jednak panią zbadać, żeby sprawdzić, czy
wszystko jest w porządku. Jeśli pani pozwoli, zmierzę pani ciśnienie, po- biorę
mocz do analizy i sprawdzę, jak jest ułożone dziecko.
- Nie ma mowy! Nie życzę sobie żadnych badań. Ale jeżeli to nie problem,
poprosiłabym o szklankę wody.
LR
T
- Podejrzewam, że ma pani anemię. Mogę pani przepisać żelazo w tabletkach,
ale wolałbym najpierw zrobić analizę krwi. To nie będzie bolało, wystarczy mi
dosłownie parę kropli.
- Nie, dziękuję. - Nesta niemal zerwała się z krzesła. - Nic mi nie jest. Popro-
szę tylko o te tabletki...
Kobieta zachwiała się, dotknęła dłonią czoła i zaczęła osuwać się na podłogę.
Jack, który błyskawicznie do niej podbiegł, zdążył ją podtrzymać, by się nie po-
turbowała, po czym zdołał ją unieść do pozycji siedzącej i nisko pochylić jej
głowę.
Kiedy po chwili rozpiął jej mankiety i zaczął podwijać rękawy bluzki, wes-
tchnął wstrząśnięty. Przedramiona Nesty były całe w siniakach, od żółtych po
niemal granatowe.
Miał wrażenie, że cofa się w czasie. Gdy jako mały chłopiec podbiegł do mat-
ki, by się przytulić, zobaczył jej posiniaczone ręce. I nigdy nie zapomni, jak mat-
ka skuliła się z bólu, gdy ich dotknął. Nesta nie zgodziła się na badanie, bo nie
chciała pokazywać tych siniaków.
Kubek gorącej słodkiej herbaty przywrócił jej siły.
- Chciałbym, żeby zgłosiła się pani na oddział ginekologiczny w szpitalu -
powiedział, wypisując jej skierowanie. - Jestem pewien, że z dzieckiem jest w
wszystko w porządku, ale należy przeprowadzić badania. Położy się tam pani na
dwa, trzy dni i przy okazji dojdzie do siebie. Każdemu należy się odrobina odpo-
czynku.
Na moment zawiesił głos, po czym dodał cicho:
LR
T
- Jest pani bardzo posiniaczona. Ciekaw jestem, skąd się wzięły te obrażenia?
Spoglądał na nią bardzo łagodnie, ale ona nerwowo odwróciła wzrok i zagryzła
usta.
- Kirk nie chciał mi zrobić krzywdy - odrzekła po chwili. - Stracił pracę i dla-
tego pije za dużo. To przez to picie. Wpada wtedy w złość... Mówi, że mu dzia-
łam na nerwy i nic na to nie poradzi.
- Domyślam się, że Kirk jest pani partnerem?
- Nie, on jest moim mężem - odparła z dumą. - I nie zostawię go ani nie złożę
na niego skargi. Jest bardzo dobry, kiedy nie pije. Ale pan tego nie zrozumie. To
nie jego wina, że...
Zwietnie to sobie wyobrażam, Jack pomyślał z wściekłością. Jego matka też
powtarzała jak mantrę, że to nie wina ojca, gdy jest agresywny. To nie jego wina,
że bije ją i dzieci i że im niszczy życie. Ta kobieta jest taka sama i też pozwoli
sobie zmarnować życie, skoro nie chce odejść od męża ani poprosić o pomoc.
Kiedy Nesta wyszła ze skierowaniem z jego gabinetu, Jack stanął przy oknie.
Zobaczył ją za chwilę: nieszczęsna kobieta wolno szła na przystanek autobuso-
wy. Jest i będzie ofiarą przemocy, ofiarą będzie także jej dziecko.
Przybity usiadł za biurkiem. Ta historia nie jest niczym niezwykłym, takich
kobiet jest mnóstwo, a on bardzo im współczuje. Ale akurat dzisiaj historia tej
pacjentki nabrała dla niego szczególnego znaczenia. Bo kto wie, czy Sally nie
doszła jednak do wniosku, że nie chce być z synem pijaka i mordercy. Albo czy
nie będzie żałować, że się z nim związała i przy byle sprzeczce dopatrywać się w
nim podobieństw do jego ojca?
LR
T
Kto wie, czy nie miał racji, kiedy jej powiedział, że nie jest odpowiednim ma-
teriałem na męża? Tęsknił do niej i pragnął jej przez sześć lat rozłąki, ale teraz,
gdy za sprawą losu znowu się spotkali, wszystko potoczyło się w zawrotnym
tempie. Nie umiał się jej oprzeć, nie umiał zapanować nad pożądaniem. Nie po-
trafił tego przemyśleć, nie zdobył się na rozsądek.
Matka powiedziała mu, że jest zdrajcą, który się sprzeniewierzył swym najbliż-
szym. Chociaż wiedział, że z racjonalnego punktu widzenia postąpił właściwie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]