[ Pobierz całość w formacie PDF ]
March nie odpowiedział, więc po krótkim wahaniu podjęła wątek.
- Rozumiem, dlaczego trudno ci, panie, uwierzyć w to, co mówię. Po prostu słyszałeś na mój temat wyłącznie
pogłoski, które rozpuszczała twoja bratowa. - Zlekceważyła grozny odgłos sprzeciwu. - Właśnie dlatego nie
przyszłam do ciebie z tą sprawą już dawno. Zważywszy na to, jak głośno się odgrażałeś...
- Nie...
- Tak! - Alison czuła, jak krew uderza jej do głowy, ale nie potrafiła nad sobą zapanować. - Mogę to zrozumieć,
milordzie, bo byłeś pogrążony w głębokiej żałobie, ale przysiągłeś mi tak okrutną zemstę, że aż trudno to
powtórzyć. Molly powiedziała mi...
- Molly?
Alison znów spuściła oczy.
- Wicehrabina Callander. Ona i Beth były w szkole moimi najlepszymi przyjaciółkami.
- O mój Boże! - wykrzyknął March. - Naturalnie. Ona wszystko od początku wiedziała, tak? Proszę przekazać
gratulacje pani hrabinie. Jej aktorskie umiejętności są bodaj lepsze niż pani.
- Wierz mi, milordzie, że żadnej z nas oszukiwanie cię nie sprawiało przyjemności. No, może Molly miała z tego
odrobinę uciechy - poprawiła się natychmiast. - Ona zawsze była trochę szalona, a tym razem w dodatku bardzo jej
zależało na tym, żeby powstrzymać cię przed zemstą.
- Masz szczęście do przyjaciółek, panno Fox. Nie tylko wymyślają ci stosowne przezwiska, ale jeszcze kłamią nie
gorzej od ciebie. Mniejsza o to, odeszliśmy od tematu. Nawet gdybym miał uwierzyć, że nie oszukałaś Susannah,
co jest nieprawdopodobne, to jak usprawiedliwisz zabranie jej wszystkiego, do ostatniej gwinei? Czy rujnując ją,
nie miałaś żadnych skrupułów? A może sądziłaś, że nasza rodzina jest jak studnia bez dna, z której możesz czerpać
do woli, żeby zaspokoić swoją chciwość?
Alison patrzyła na niego z zaciętą miną.
- Od Susannah Brent wygrałam trzysta funtów. Dla mnie to było dużo, ale nie sądzę, żeby taka suma przekraczała
jej możliwości.
March zapatrzył się na nią. Usta miał zaciśnięte, oczy zasnute mgiełką nabrały burego odcienia.
- Rzecz jasna, nie. Taki dług pokryłaby bez trudu z pieniędzy, które dostawała od męża. Niestety, nie wierzę ci.
Alison poczuła przypływ znużenia, jakby nagle uszło z niej życie.
- Nie wiem, po co tracisz czas, milordzie, i po co strzępię sobie język - powiedziała bezbarwnie. - Dobrze widzę,
że nie wierzysz ani jednemu mojemu słowu. Nietrudno to zresztą zrozumieć. Tak długo pielęgnowałeś w sobie
nienawiść, że nie potrafisz się jej pozbyć.
- Daruj sobie ten wgląd w moje życie wewnętrzne. Poza tym wcale nie wydaje mi się, żebym tracił czas. Bardzo
mnie interesuje to, co usłyszałem, a jeszcze bardziej to, co usłyszę. Nie poruszyliśmy, na przykład, sprawy
przypadkowego pojawienia się Jacka Crawforda w Bath.
- Na pewno już wiesz, panie, że on tu przyjechał celowo - odrzekła ostro Alison. - Chciał odszukać mnie w Bath,
żeby jeszcze raz skorzystać z mojej... pomocy.
- A ty z radością się na to zgodziłaś. Niewątpliwie jako dama do towarzystwa czujesz się skrępowana
niezliczonymi rygorami. A skoro już o tym mowa, to proszę przylać ode mnie wyrazy uznania za przedstawienie
na przyjęciu u Dunsaneyów. Nikt by się nie domyślił, że wcale nie grasz w karty jak noga stołowa. Co zaś do
Jacka, to w Bath przy jego udziale znów urządziłaś oszukańczą przebierankę, żeby pozbawić nadmiaru pieniędzy
61
co bardziej pechowych mieszkańców tego uroczego miasta.
Alison z najwyższym trudem oparła się pokusie spoliczkowania go, żeby przestał się tak pogardliwie uśmiechać.
- Wcale nie chciałam pomóc Jackowi. Po prostu byłam na jego łasce. Zagroził, że przyjdzie do ciebie, panie, i
mnie wyda.
- A nie przyszło ci wtedy do głowy, że lepiej byłoby ze mną porozmawiać, niż spełniać jego życzenie?
Alison poczuła nagle, że brak jej słów. Nie mogła opowiedzieć Marchfordowi o uczuciu, jakie do niego żywi. A
przecież właśnie dlatego tak ociągała się z wyznaniem prawdy. Gdyby się dowiedział, jak bardzo bała się błysku
pogardy w jego oczach, z pewnością odgadłby też, że jest w nim zakochana. A tego by nie zniosła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]