[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeprosiła.
Rozległ się nieludzki jęk, a potem kolejny zgrzyt. Z walącym sercem Eve
patrzyła, jak spod gargulca wysuwa się kamienna płyta, ujawniając przestrzeń
wielkości pudełka do butów.
- No to bingo. A wierzcie mi, znam się na tym. Co czwartek muszę prowadzić
bingo dla seniorów. -Luke przyklęknął i sięgnął do skrytki. Wyjął z niej plik
papierów i dwie zniszczone książki. Położył je ostrożnie na podłodze.
Eve usiadła i wzięła jedną z książek. Była stara, zatęchła i pokryta kurzem.
Ostrożnie otworzyła ją na pierwszej stronie.
- Eee, mamy problem. To nie jest po angielsku. -Podsunęła książkę Luke'owi i
Jess.
- To po łacinie - orzekł Luke. - Tata zaczął mnie uczyć łaciny kiedy miałem
siedem lat. Powiedział, że bez względu na to, co będę chciał w życiu robić,
znajomość łaciny zawsze się przyda. Powtarzał mi, że wszystko wywodzi się z
łaciny, wiecie, taki uniwersalny język.
- Nie dla nas - odparła Eve.
- To też jest po łacinie. - Jess uniosła kilka kartek. - W każdym razie, tak mi się
wydaje. Za to na pewno nie znam tego języka. Więc tak w zasadzie mógłby to
być jakikolwiek język, oprócz francuskiego.
Luke zerknął na kartki.
- Tak, łacina. Czyli załapałem się na etat tłumacza. Tata byłby ze mnie dumny.
Wezmę wszystko do domu i zabiorę się do roboty. Ale to może trochę potrwać.
- Co nam innego pozostaje - stwierdziła Eve.
- Patrzcie, Księga ciemności! - Luke uniósł niewielką książkę oprawioną w
czarną skórę.
- Ta, o której pisał wielebny Simon? Z informacjami spisanymi przez jego
poprzedników? - upewniła się Eve. - Super! Czy może powinnam powiedzieć
bingo"?
- Eee, nie całkiem. - Luke przewracał kolejne kartki, pokazując Eve i Jess, że
woda zamazała większość tekstu.
Eve westchnęła. Jak mieli sobie poradzić bez starego pastora i tej książki?
- Tylko bez paniki! - Jess Wzięła kolejną kartkę z pliku i przyjrzała się jej. - O!
No i bingo. Nie tylko nierozmazane, ale w dodatku po angielsku.
- Mów. Co tam jest napisane? - zapytała Eve.
- Eee - zaczęła Jess. - Eee... - Papier zaczął szeleścić i Eve zauważyła, że Jess
trzęsły się ręce.
70
Luke przysunął się do Jess i z przekrzywioną głową spróbował odczytać, co ją
tak przeraziło. Eve ujęła dłonie Jess w swoje, żeby jej pomóc zapanować nad
kartką.
- Demony mają największą moc podczas pełni księżyca - przeczytał Luke. - To
najbardziej niebezpieczny czas. Nie powinno się ich wtedy atakować, najlepiej
unikać wszelkiego kontaktu do czasu, kiedy księżyca zacznie ubywać.
A dzisiaj była pełnia. W jasnym świetle księżyca Eve czuła się pewniej. A nie
powinna była.
- Co zrobimy? - zapytała Jess. Eve czuła, jak jej przyjaciółce coraz bardziej
trzęsły się ręce. - Za pół godziny muszę być w domu. Jak wrócimy? Na
zewnątrz są demony. I jest pełnia.
- Pójdziemy razem na plebanię - powiedział Luke. - A potem mój tata odwiezie
was do domu.
W samochodzie powinno być bezpiecznie, pomyślała Eve. W każdym razie taką
miała nadzieję. Zwłaszcza w samochodzie prowadzonym przez pastora.
- Ale na razie musimy wyjść na dwór. - Jess wyglądała na zewnątrz przez
witrażowe okno. Eve też spojrzała. Księżyc, na który patrzyła przez czerwoną
szybę, wydawał się jakiś nieprzyjazny, jakby zakrwawiony. - A one czekają.
Jestem pewna, że są tuż za drzwiami - ciągnęła Jess.
- Wcześniej nic nam nie zrobiły - przypomniała jej Eve. - Widziałaś okropne
rzeczy, ja słyszałam okropne rzeczy, ale nic nam nie jest.
- A co z Megan, Rose i Belindą? - wyrzuciła z siebie Jess. - I matką Shanny?
Jeśli znowu zobaczę to, co wcześniej - co te demony robiły mojej mamie - to ja
też zwariuję. Wyląduję w Ridgewood i nigdy stamtąd nie wyjdę!
Eve musiała coś wymyślić. Jess zaczynała się hiperwentylować, a nie zrobili
nawet kroku w stronę drzwi.
- Okej, musimy znalezć ci bezpieczną przystań. Jess wydała z siebie zduszony
dzwięk; było to coś pośredniego między parsknięciem a szlochem.
- Co takiego? - zapytał Luke.
- Pamiętasz, jak próbowałaś sprawić, żebym się zdenerwowała, jak mi
przypominałaś tamten dzień, kiedy złamałam obcas? - mówiła Eve do
przyjaciółki. Tym razem parsknął Luke. - No to teraz zrobimy podobnie.
Przypomnij sobie jakiś dzień, w którym byłaś naprawdę szczęśliwa. Przypomnij
sobie tyle szczegółów, ile tylko zdołasz. Skoncentruj się na wspomnieniu.
Zamknij umysł na wszystko inne.
- Okej. No dobra. Jestem na lekcji windsurfingu...
- Z naszym instruktorem, z tą jego opalenizną, mięśniami i oczami - dodała
zachęcająco Eve. Jess uśmiechnęła się leciutko. - No właśnie, już łapiesz..
Jess wstała.
- Niech to zadziała. Mięśnie, mięśnie, mięśnie -mamrotała pod nosem.
- Może ty też powinieneś wymyślić sobie taką bezpieczną przystań -
powiedziała Eve do Luke'a, kiedy oboje wstali.
- Nie widzę potrzeby. Mam już swoją antydemonową ochronę - odparł Luke.
71
- Niby co? - zapytała Eve.
- Nie co, tylko kogo. Ciebie. Twoja supermoc pozwala ci z nimi walczyć. Może
nawet zabijać. Już to robiłaś. Tamtego dnia, kiedy Mal siedział z założonymi
rękami, zamiast ci pomóc.
- Już mówiłam, że Mala przy tym nie było; pojawił się dopiero po tym jak, no
wiesz, spaliłam tego demona - wyjaśniła Eve. Spojrzała na Jess. - Ale Luke ma
rację. Jak tu szłyśmy, nawet nie próbowałam użyć mocy. Byłam zbyt
przerażona. Ale tym razem będzie inaczej. Wiem, czego się spodziewać, i się
przygotuję.
Ruszyła do wyjścia pewnym krokiem, jakby w najmniejszym stopniu nie
wątpiła w siebie i swoje możliwości. To kiedy to rozdanie Oscarów?
- Powiedz coś o tym, jaka jest płytka. - Jess zwróciła się do Luke'a, kiedy
dołączyli do Eve.
- Czemu? - zapytał Luke.
- Nie cierpi tego. Doprowadza ją to do szału - odparła Jess. - A teraz byłoby
idealnie, gdyby się wściekła.
Luke omiótł Eve spojrzeniem, a ona poczuła gorąco na policzkach. Chłopcy nie
powinni tego robić, kiedy patrzysz.
- Te buty to chyba żart. Parę kawałków sznurka, a ty zapłaciłaś, mogę się
założyć, jakąś koszmarną kasę - wytknął Luke. Eve próbowała się zezłościć, ale
Luke jakoś wcale jej nie irytował, kiedy wiedziała, że robił to celowo.
- Trzysta dwadzieścia pięć - powiedziała Jess. -Netto.
- Mógłbym obwiązać ci stopy sznurkiem za trzy dolce. Resztę mogłabyś...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]