[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie - szepnął, nagle uświadamiając sobie swoją kompletną nagość i całym ciałem
odczuwając lodowaty chłód. - Nie, proszę, odejdz.
Kroki jednak się zbliżały, oczywiście. Takiemu facetowi nie można powiedzieć, żeby sobie
poszedł. Nie usłucha: nie tak miała zakończyć się ta historia.
Kinnell usłyszał, że tamten wchodzi po schodach. Na zewnątrz samochód Grand Am
warczał w blasku księżyca.
Kroki rozległy się na korytarzu, wciąż się zbliżając, stare obcasy szorowały po gładkim
parkiecie.
Kinnell stał jak sparaliżowany. Otrząsnął się z trudem i pomknął do drzwi łazienki,
zamierzając zamknąć się w niej, zanim to nadejdzie, ale poślizgnął się w kałuży mydlin i tym
razem naprawdę upadł, rozciągnął się na plecach na dębowych deskach, a kiedy drzwi się
otworzyły z cichym trzaskiem i motocyklowe buciory zaczęły zmierzać przez pokój do
miejsca gdzie leżał, nagi i z włosami zmoczonymi szamponem "Prell", ujrzał wiszący na
ścianie nad jego łóżkiem obraz, na którym widoczny był niedbale zaparkowany przed jego
domem "Road Virus" z szeroko otwartymi drzwiami po stronie kierowcy.
Zobaczył, że boczne kieszeń w drzwiach samochodu jest pełna krwi. Chyba wyjdę na
zewnątrz, pomyślał Kinnell i zamknął oczy.
KONIEC
Przepisywał: Mando
www.StephenKing.one.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]