[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak mocno, że na boki poleciało trochę mięsa.
- Chcecie pracy? - zapytał. Rachel zacisnęła pięści.
- Ja nie będę dla ciebie nic robić, Turco.
W pokoju słyszała śpiew z wielu gardeł. Ludzie
fałszowali.
Turco leniwie pociągnął z fajki.
- Szkoda. Twój brat będzie musiał ciężko tyrać. Wróćcie
jutro. O świcie.
* * *
Wiadomo, że tacy ludzie są przyjaciółmi tylko wtedy, gdy
czegoś chcą.
Jeśli nam za to płacą, jeśli pomagają, Jona, to niby co
mamy zrobić? Turco zabierał część z wypłaty Djossa.
Wiedziałam to. Z mojej też zabierał, gdy pomógł mi znalezć
jakieś zajęcie. Ale przynajmniej mieliśmy pracę, zarabialiśmy.
Przedtem nie mieliśmy nic. I zostaliśmy tam przez jakiś czas.
Jak było?
Okropnie. Po prostu okropnie.
Gdy zbliżała się noc, Wróblowa naciągała skradziony
płócienny żagiel na dach drewnianej skrzyni. Turco i Pies
sypiali na początku alei. Rachel mogła poznać, gdzie leżeli, bo
ich ciała zostawiały po sobie różowe smugi, które rozmywały
krople rosy. Lepiej niż inni wiedziała, jak niebezpieczne
potrafią być plamy na ziemi.
Podczas gdy Djoss znikał na wiele godzin z Turkiem i
Psem, ona zostawała z Wróblową. Chłopcy gdzieś się
włóczyli.
Kobiety nie rozmawiały wiele. Rachel nie chciała zwracać
na siebie uwagi, więc nie zdradzała się ze sztuczkami sent.
Siedziała cicho i wpatrywała się w atramentową wodę.
Szukała w głębi siebie znaczenia koanów, uspokajając oddech.
Jaką masz twarz, zanim się rodzisz? Zrozumienie ognia
przychodziło jej łatwo. Zrozumienie wiatrów i lodu również.
To były koany podziału. Zgłębienie koanów Jedności, koanów
czarośnienia, było niezmiernie trudne. A gdy się zdarzało,
nigdy nie przynosiło nic dobrego.
* * *
Mój mąż powiedział, że znalazł drewniane skrzynie, w
których zatrzymywała się Rachel. Wyczuł smród, który
zostawiła po sobie.
Me mieli gdzie się podziać, odparłam.
Co jeszcze możemy zrobić? Jej skaza pozostała tam, gdzie
ją wypociła. I w zaułkach, gdzie chowała się przed ludzmi.
Jedyny sposób, to spalić wszystko.
Ci ludzie nie mają gdzie się podziać.
Zaniesiemy im koce. Zaniesiemy im pobłogosławione
jabłka i wino mniszkowe. Spróbujemy pomóc.
I zniszczymy ich liche domostwa.
Odbudują je.
Chcę wrócić do domu.
Już niedługo.
* * *
Było po prostu okropnie, Jona.
Wróblowa spojrzała na tę dziwną kobietę.
- Długo z sobą jesteście, ty i on?
- Od kiedy się urodziłam - odparła Rachel. - Naprawdę
jest moim bratem. Nie widzisz podobieństwa?
Wróblowa parsknęła.
- Nie. Chłopcy go lubią. Nie jest taki jak Turco. Nie jest
zły jak tamci.
- Jak nazywał się twój mąż? - zapytała Rachel.
- Nie gadam o zmarłych - bąknęła Wróblowa.
- Czemu nie? Co jest złego w pamięci o...?
- Po prostu boli mnie, gdy o tym gadam. Widzisz, jak moi
chłopcy dorastają bez ojca? - Nie zagłębiała się w swoim bólu.
Już dawno zobojętniała na wszystko.
- Możesz nauczyć mnie robić lód? To by mi się przydało.
Mogłabym się w upał ochłodzić.
- To tak nie działa.
- Dzięki za nic.
Wróblowa odeszła, by wykąpać się w rzece. Rachel myła
się w ubraniu, zdrapując z siebie brud żwirem. Robiła to, gdy
Wróblowej nie było w pobliżu.
Zamknęła oczy, szukając w ciemnej głębi swego serca
kobiecego przeznaczenia. Nie zobaczyła zupełnie nic. Czy ta
pustka była jakimś rodzajem prawdy?
Turco zachodził do nich codziennie, tak samo jak Pies, a
czasem przyprowadzali kogoś nowego. Kiedyś Wróblowa
zapytała Rachel, czy chciałaby trochę dorobić. Powiedziała, że
to łatwe i proste.
Rachel w życiu by tego nie zrobiła, nawet jeśli bardzo
potrzebowałaby pieniędzy. Odeszła. Błądziła przez miejskie
ulice, zastanawiając się, gdzie jest Djoss. Szukała go, ale
jakby zapadł się pod ziemię. A to jej się nie podobało.
Gdy wróciła, Wróblowa siedziała spokojnie, jakby nic się
nie stało, gapiąc się na rzekę, trzymając w ręku kilka monet.
Dala je synom, którzy kupili jedzenie. Djoss też przyniósł
jedzenie kupione za to, co zarobił.
Dni mijały powoli. Nic nie było dobre. Nic nie było
piękne. Rachel spała twarzą do ściany, dłońmi podtrzymując
brodę. Gdyby jej język wysunął się z ust we śnie, nawet ta
żałosna drewniana skrzynia nie byłaby bezpiecznym
schronieniem dla niej i brata.
* * *
Ależ się cieszyłam, że zeszliśmy z ulicy! Nigdy tak nie
żyłeś, więc nigdy nie zrozumiesz, póki nie przekonasz się na
własnej skórze.
W trzecim tygodniu Djoss wrócił z podbitym okiem i
wielką torbą pomarańczy. Wręczył owoce Wróblowej i jej
synom, po czym dał znać Rachel, by wstała. Siostra delikatnie
dotknęła jego opuchniętej powieki.
- Co ci się stało?
- Turco załatwił mi fuchę ochroniarza - odparł Djoss. -
Mam już pokój, gdzie możemy dziś nocować. Nic
specjalnego, ale przynajmniej ma dach i cztery ściany.
Możemy się tam wykąpać. - Spojrzał na Wróblową i
chłopaków, ściszył głos. Był szczęśliwy, ale wstydził się tego
szczęścia. - I schować się przed deszczem.
Rachel zerknęła na Wróblową, która gapiła się na
zapleśniałe ściany swojej skrzyni, udając, że nie słyszy
rozmowy.
Chłopcy mieli twarze wysmarowane sokiem pomarańczy.
Najmłodszy próbował zjeść skórkę.
- A więc idziecie sobie, tak? - zapytała Wróblową, nie
odrywając oczu od ścian.
- Dziękujemy - odparł Djoss. - Będę was czasem
odwiedzał.
Kobieta milczała.
* * *
Jona, co robisz dla dobra tych biednych ludzi żyjących w
drewnianych skrzyniach i alejkach? Robisz coś?
Nic.
A król coś robi?
Też nic. Czemu mamy coś robić? I co byśmy mogli?
Gdzieś w alejce, za Turkiem i Psem, Djoss przewrócił
kopniakiem kubeł deszczówki.
- Czemu ludzie bezczynnie czekają na śmierć? Rachel
pokręciła głową.
- Każdy dba o siebie. My też musimy - odpowiedziała i
przytuliła go. - Chodz, zobaczmy ten pokój, który znalazłeś.
Nie mogę się doczekać kąpieli.
Poprowadził ją do piekarni w dzielnicy Zagrody, gdzie
kobiety i mężczyzni co rano szli do pracy w ubojniach.
Czynsz był tu niewielki, a ludzie nie otwierali okien.
By dostać się do pokoju, musieli przejść przez sklep.
Pachniało tam lepiej niż w jakimkolwiek innym miejscu,
odkąd trafili do Zagród.
Djoss pomachał do piekarza i wskazał kciukiem na
Rachel.
- To moja siostra.
Piekarz coś mruknął potakująco.
- Czynsz trzeba płacić co tydzień - przypomniał.
- Zostawiam czerstwy chleb dla mieszkańców. Kto
pierwszy, ten lepszy. Polejcie go wodą, a od razu zmięknie.
Smakuje okropnie, ale nic was nie kosztuje.
- Wręczył im zawinięty w brudny papier pierwszy
darmowy bochenek, ciężki jak kamień.
Gdy znalezli się w pokoju, Djoss się wykąpał, podczas
gdy Rachel stała odwrócona twarzą do ściany, czekając na
swoją kolej. Nie było tam krzesła, na którym mogłaby usiąść,
a miała już dość siedzenia na ziemi. Używając skradzionego
mydła, Djoss wyprał jedyne swoje ubranie w wodzie po
kąpieli. Włożył je mokre i wyszedł, by Rachel mogła się w
spokoju wykąpać.
Rachel umyła się w tej samej zimnej, brudnej wodzie,
przesuwając ręce po łuskach w dół brzucha i nóg. Nie
potrzebowała mydła, by się wyczyścić; wystarczyło, że od
czasu do czasu zrzucała z siebie łuski i je paliła. W pokoju nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •