[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie tyle, ile powinnam - odparła, schodząc na podłogę. - Dzięki, Raul.
Bardzo mi pomogłeś.
- Nie ma o czym mówić. Przyjdziesz jutro? Znam świetne ćwiczenia na
mięśnie brzucha. Niezła zabawa. Mogłabyś spróbować.
- Czemu nie. Chociaż z doświadczenia wiem, że jeśli ktoś mówi zabawa ,
kończy się na strasznych mękach.
- Wiesz, jak jest. Bez pracy nie ma kołaczy.
- Dobra, przekonałeś mnie.
- No to do jutra - pożegnał się instruktor i odszedł do swojego biurka w kącie
sali.
Philippa patrzyła za nim. Był doskonały - w każdym znaczeniu tego słowa. Po
raz kolejny przycisnęła ręcznik do rozgrzanej twarzy, delektując się przyjemnym
dotykiem miękkiej bawełny. Kiedy wciągnęła głęboko powietrze, poczuła, że
kręci jej się w głowie.
Otworzyła oczy i zobaczyła, że świat wywrócił się na drugą stronę.
Zamiast sali gimnastycznej ujrzała piekło. Przeciwieństwo czystego, jasno
oświetlonego pomieszczenia, w którym spędziła ostatnie półtorej godziny. Zciany,
na które patrzyła, może i pomalowano kiedyś na biało, lecz teraz pokrywały je
czarne smugi; całe były brudne, wilgotne i cuchnące, tak że nie dało się oddychać.
Z sufitu zwieszały się setki niedużych, żółtych stalaktytów, z których skapywała
brudna ciecz; wydawało się, że to ta sama czarna substancja, którą pokryte były
mury. Philippa rozejrzała się przerażona. Jej wzrok padł na urządzenie, na
którym dopiero co ćwiczyła. Teraz było to żywe stworzenie: koszmarna bestia,
przywiązana łańcuchem do podłogi, która leżała na plecach z wyciągniętymi do
góry długimi ramionami podwieszonymi na łańcuchach zwisających z sufitu. Jej
głowę, pierś i biodra, pokryte łuskami, unieruchomiono metalowymi pasami
przytwierdzonymi do podłogi, zaś podkurczone, krępe nogi istoty
przytrzymywało coś na podobieństwo uprzęży. Na jej stopach umieszczono
krótkie deski przybite bezpośrednio do ciała. Dziewczyna zadrżała na myśl o tym,
że stała na tych deskach i trzymała się mocno ramion bestii podczas ćwiczeń.
Pozostała część sali nie wyglądała lepiej. Urządzenia bardziej przypominały
narzędzia tortur niż przyrządy służące do poprawy kondycji. Mężczyzna w
średnim wieku, który wcześniej ćwiczył na worku treningowym, był teraz
paskudnie opasłą istotą o skórze koloru surowego łososia. Jego rozdęte ciało
przywodziło na myśl nadmiernie nadmuchany balon. Mimo to demon poruszał
się z niewiarygodną szybkością, bombardując ciosami istotę podwieszoną u sufitu.
Ogromna, podobna do ślimaka bestia wydawała jęk po każdym przyjętym ciosie -
gdy tylko pięść zanurzała się w ciało worka treningowego, rozlegało się głuche
uderzenie.
Inna czarnoskóra istota o strasznych zębach wstała zza biurka i ruszyła w
jej stronę.
Philippa poczuła, jak nogi uginają się pod nią, i żeby nie upaść, chwyciła się pręta
przymocowanego do ściany. Gdy zamrugała gwałtownie, świat znów odwrócił się
na drugą stronę. Ujrzała czyściutkie ściany w kolorze magnolii i worek
treningowy, skórzany, wypełniony piaskiem.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Raul ze środka sali.
Wszystko, co przed chwilą zobaczyła, trwało ułamek sekundy. Ale wiedziała,
że to tamten świat jest autentyczny, a obrazy i zapachy odbierane przez jej mózg
w tej chwili są nieprawdziwe.
Odwróciła się i pobiegła przed siebie.
24
Jakaś część mózgu Philippy - domyślała się, że to ta bezpowrotnie naznaczona
czarną magią przez nekrotrofa, który opuścił jej ciało - nie była w stanie
utrzymać obrazu iluzorycznego hotelu skonstruowanego przez ashnona. Czuła
się podobnie jak w chwili przebudzenia w szpitalu, gdy zobaczyła siedzącego
przy łóżku Luciena: po prostu wiedziała, że jest wampirem. Podobnie teraz, kiedy
zobaczyła, co naprawdę kryje się za fasadą Nowego Jorku, nie potrafiła, albo
raczej nie chciała, poddać się iluzji.
Biegła korytarzem, który migał jej przed oczami, zmieniając się i wracając do
rzeczywistości. Przeważnie był to długi hol hotelu Waldorf Astoria, lecz
momentami widziała straszny, ciemny tunel, jakby w jej mózgu włączał się i
wyłączał jakiś przełącznik. Biegła, szlochając głośno, zupełnie obojętna na to,
dokąd zmierza. W którymś momencie zerknęła za siebie i odetchnęła z ulgą,
widząc, że nikt jej nie goni.
Na razie - pomyślała.
Wiedziała, że jest w niebezpieczeństwie i że może stracić rozum, jeśli nie uda
jej się powstrzymać piekielnych wizji. Tymczasem obrazy z tej drugiej strony
zaczęły się pojawiać z coraz większą regularnością. Domyślała się, że powoduje to
strach, który coraz bardziej ją paraliżował, pozbawiając kontroli nad sobą.
Okruch czarnej magii, jaki zostawił w niej nekrotrof, osłabiał zaklęcie ashnona, a
ona wyczuwała, że im bardziej się boi, tym mocniej oddziałuje na nią piętno
nekrotrofa. Nie mogła tu dłużej zostać.
Philippa pędziła korytarzem oświetlonym gustownymi lampami i wyłożonym
miękką wykładziną. Nie potrafiła powiedzieć, w jaki sposób w sali gimnastycznej
udało jej się zdusić w sobie przerażenie. Teraz miała ochotę krzyczeć - biec i
krzyczeć bez przerwy.
W pewnym momencie zaczepiła czubkiem buta o wykładzinę i potknęła się,
lecz automatycznie wyrzuciła przed siebie ramiona, ratując się przed upadkiem.
Zwolniła jednak nieco, a po pewnym czasie zatrzymała się i rozejrzała, chwytając
łapczywie powietrze. Była tak zagubiona, że nie potrafiła odnalezć windy.
Potrząsnęła głową i zamrugała gwałtownie, aby pozbyć się łez, które
rozmazywały jej pole widzenia. Gdy tak stała nieruchomo, fala czystego strachu
znowu popłynęła przez jej ciało.
Czuła, jak jej rozgrzana skóra stygnie, a nogi, zmęczone ćwiczeniami, drżą od
skurczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]