[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wejdzie do środka. Może telefonowano z dworca. Pociąg przyjeżdża o drugiej dwadzieścia
siedem i jest przy tym trochę zamieszania. Ale rzecz w tym, że według Spenlowa dzwoniła
panna Marple, a to nieprawda. Nie telefonowano z jej domu, a ona sama była w Klubie.
Nie przeoczyliście chyba możliwości, że męża celowo usunięto z domu? %7łe zrobił to
ktoś, kto chciał zamordować panią Spenlow?
Chyba nie myśli pan o młodym Tedzie Gerardzie? Pracuję nad nim, ale brakuje
motywu. Nic nie zyskał na śmierci denatki.
Lecz mimo to ma paskudny charakter. Zdefraudował pieniądze ze składek.
Nie mówię, że to nie on. Ale przecież się przyznał. Pastor niczego by się nie domyślił.
Ted wstąpił do Grupy Oksfordzkiej* dorzucił Melchett.
Zgadza się. Nawrócił się, postanowił postąpić właściwie i przyznał się do oszustwa.
Niech pan tylko pamięta, że to mogła być sprytna sztuczka. Może uznał, iż go podejrzewają,
więc zaryzykował i odegrał skruchę.
Macie bardzo sceptyczne nastawienie, Slack ocenił pułkownik Melchett. A tak na
marginesie, rozmawialiście z panną Marple?
A co ona ma z tym wspólnego?
Właściwie nic. Ale wszystko słyszy, rozumiecie. Może wybierzecie się do niej na
pogaduszki? To bardzo bystra dama.
Slack zmienił temat.
Miałem się pana o jedno zapytać. Chodzi mi o dom sir Roberta Abercrombie, gdzie
zmarła pracowała w młodości. Skradziono tam biżuterię. Zniknęły szmaragdy warte grubą
forsę. Nigdy ich nie odzyskano. Sprawdziłem to. %7łona Spenlowa, wtedy młoda dziewczyna,
pracowała u nich w tym czasie. Chyba nie była w to zamieszana? Spenlow należał do tych
jubilerów za pensa, wie pan, mógł być paserem.
Melchett potrząsnął głową.
Raczej nic w tym nie ma. Wówczas nawet go nie znała. Pamiętam tę sprawę. Według
policji w kradzież zamieszany był syn, Jim Abercrombie, młody hulaka. Miał długi, a wkrótce
po kradzieży wszystkie spłacił. Wspominano o jakiejś bogatej kobiecie. Sam nie wiem. Stary
Abercrombie robił trochę trudności, próbował odwołać policję.
Tak tylko się zastanawiałem wycofał się Slack.
Panna Marple z zadowoleniem powitała inspektora Slacka, zwłaszcza kiedy usłyszała, że
przysłał go pułkownik Melchett.
To naprawdę miło ze strony pułkownika Melchetta. Nie wiedziałam, że mnie pamięta.
I to bardzo dobrze. Powiedział mi, że jeśli pani nie wie o czymś, co zdarzyło się w St
Mary Mead, to rzecz nie jest warta uwagi.
Jakie to miłe. Ale ja naprawdę nic nic wiem. To znaczy o tym morderstwie.
Wie pani, co mówią ludzie.
No tak, ale przecież nie ma sensu powtarzać pustej gadaniny.
Slack powiedział z przebłyskiem geniuszu:
Widzi pani, nasze spotkanie nie jest oficjalne. Porozmawiajmy, jakby to rzec& w
zaufaniu.
To znaczy, że naprawdę chce pan usłyszeć, co mówią ludzie? Czy nie ma w tym nic z
prawdy?
Właśnie.
*
Oxford Group katolicki odłam wyłoniony z Kościoła anglikańskiego
No cóż, rzeczywiście sporo plotkowano. Mamy dwa przeciwne obozy, jeśli mnie pan
rozumie. Otóż niektórzy uważają, że winny jest mąż. W pewnym sensie mąż czy żona są
oczywistymi podejrzanymi, prawda?
Być może powiedział ostrożnie inspektor.
%7łyją tak blisko siebie. Dalej mamy pieniądze. O ile wiem, pani Spenlow była bogata;
dlatego też mąż skorzysta na jej śmierci. Obawiam się, że na tym podłym świecie najgorsze
podejrzenia najczęściej się sprawdzają.
Rzeczywiście dostanie ładną sumkę.
No właśnie. Można by przyjąć, że ją udusił, opuścił dom tylnymi drzwiami, przemknął
się tutaj przez pole, pytał o mnie udając, że do niego dzwoniłam, a potem wrócił i odkrył ,
że w czasie jego nieobecności zamordowano żonę. Miał nadzieję, że zbrodnia przypisana
zostanie jakiemuś włóczędze albo włamywaczowi. Inspektor przytaknął.
Jeśli wezmiemy pod uwagę pieniądze& i jeśli małżonkowie nie żyli ze sobą dobrze&
Lecz panna Marple przerwała mu:
Ale tak nie było.
Jest pani pewna?
Wszyscy wiedzieliby o kłótniach Spenlowów. Ich służąca, Gladys Brent, wkrótce
powiadomiłaby każdego w St Mary Mead.
Może nie wiedziała zasugerował nieśmiało inspektor i zamiast odpowiedzi otrzymał
pełen politowania uśmiech.
Panna Marple ciągnęła dalej:
Teraz drugi obóz. Ted Gerard. Przystojny młody człowiek. Wie pan, obawiam się, że
uroda zwykle wpływa na nas bardziej, niż byśmy sobie tego życzyli. Ted to nasz poprzedni
wikary. Osiągnął wręcz magiczny efekt! Wszystkie dziewczęta przychodziły do kościoła, i to
zarówno na poranne, jak i na wieczorne nabożeństwo. Wiele starszych pań zaangażowało się
w prace parafialne. A ile kapci i szalików zrobiono dla niego! To musiało być dość żenujące
dla biednego młodzieńca. O czym to ja& ? Ach tak, o tym chłopcu, Tedzie Gerardzie.
Oczywiście, było trochę plotek. Często odwiedzał panią Spenlow. Chociaż ona opowiadała
mi, że był członkiem jakiejś Grupy Oksfordzkiej. To ruch religijny. Są szczerzy i niezwykle
gorliwi; pani Spenlow była najwyrazniej pod wrażeniem.
Panna Marple odetchnęła i mówiła dalej:
Według mnie nie ma powodu zakładać, że chodziło o coś więcej. Ale zna pan ludzi.
Sporo osób jest przekonanych, że pani Spenlow zadurzyła się w tym młodym człowieku i
pożyczyła mu dużą sumę pieniędzy. Rzeczywiście widziano go tamtego dnia na stacji. Jechał
pociągiem, tym o drugiej dwadzieścia siedem. Oczywiście, całkiem łatwo mógłby wysiąść z
drugiej strony, przejść przez tory, przeskoczyć barierkę, obejść żywopłot& wcale nie musiał
pojawiać się przy wejściu na stację. Możliwe, że nikt nie zauważył go przy Laburnum
Collage. No i oczywiście wszyscy uważają, że strój pani Spenlow był bardzo znaczący.
Znaczący?
Kimono. A nie sukienka panna Marple zarumieniła się. Według pewnych osób
taki strój wiele sugeruje.
A według pani?
Och, nie, nie według mnie. Dla mnie to było całkiem normalne.
Myśli pani?
W danych okolicznościach tak panna Marple spojrzała chłodno, zadumana.
To mogłoby podsunąć nam kolejny motyw obciążający męża powiedział inspektor.
Zazdrość.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]