[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Głośno zabębniła w drzwi. W tym momencie Allison czmychnęła, zostawiając ją samą na
placu boju.
Mijały sekundy.
Celie pomyślała, \e pewnie go nie ma, i nie wiedziała, czy bardziej ją to cieszy, czy
złości, gdy nagle zaskrzypiała klamka i drzwi się otworzyły.
Przed nią stał Jace, bosy i bez koszuli, ubrany tylko w sprane d\insy.
 Słuchaj, jestem naprawdę zmęczony, ja...  zaczął i urwał. Dopiero teraz ją poznał i
krzyknął:  Celie!  Nie wierzył własnym oczom.
Tylko tego jej było trzeba.
 Wcale mnie to nie dziwi  rzekła z naganą w głosie.  Tyle kobiet naraz mo\e
człowieka wykończyć.
 Co?
 Te wszystkie kobiety  blondynki, rude i brunetki. Jednej dziewczynie właśnie
ufarbowałam włosy i teraz jest platynową blondynką, w razie gdybyś rano nie mógł jej
poznać.
 O czym ty, u diabła, mówisz?
 Domyśliłam się, po co tu przyjechałeś  odparła Celie lodowatym tonem.
On jakby się zmieszał.
Celie przymknęła oczy, gdy\ widok na wpół obna\onego Jace a budził w niej myśli,
jakich sobie zupełnie nie \yczyła.
 I chcę, \ebyś z tym skończył.
Jace znieruchomiał i patrzył na nią w napięciu.
 Skończyć? Z czym mam skończyć?  nie rozumiał, o co Celie chodzi.
 Doskonale wiesz! Przecie\ po to tu przyjechałeś! Masz przestać uwodzić te wszystkie
kobiety!
Jace drgnął, jakby od skrywanego śmiechu, a w oczach rozbłysły mu wesołe światełka.
 Dobra, przestanę  rzekł.
 Ja wcale nie \artuję.  Celie nie dawała się rozbroić.
 Okej.
 Co to znaczy, okej?  zapytała podejrzliwie.
 No, przestanę.  Jace wzruszył ramionami.
 No, dobrze. Zobaczymy, czy...  Nie zdą\yła jednak skończyć zdania, gdy usłyszała
głosy od strony schodów i za moment zza zakrętu korytarza wyłoniła się para  mę\czyzna w
smokingu i kobieta mówiąca z francuskim akcentem i raz po raz śmiejąca się perliście.
O Bo\e! Nie było dla niej ju\ ratunku. Celie odepchnęła Jace a i wpadła do jego kajuty.
 Na miłość boską, zamknij drzwi  jęknęła.
 Co?  Teraz on nie rozumiał.
 Zamknij drzwi!
Jace posłusznie spełnił ten rozkaz i nawet był całkiem zadowolony z takiego obrotu
spraw.
 Niezły pomysł  zauwa\ył.
 Wcale nie, ale to była Simone. Moja szefowa.
 Aaaa, ta Francuzka?  Jace pokiwał głową ze zrozumieniem.
Sam na sam z Jace em, który nie spuszczał z niej wzroku i jakoś dziwnie się uśmiechał,
Celie zaczynała czuć się niepewnie. Zwłaszcza \e rozdzielało ich łó\ko, które w tej kajucie
stanowiło akcent dominujący.
 Przestań!  rozkazała.
 O co ci chodzi?
 Przestań tak na mnie patrzeć.
 Jak?
 Tak, jakbyś... jakbyś...  przecie\ nie mogła powiedzieć: , jakbyś miał na mnie ochotę .
 Co się stało?  zapytała więc.  Zabrakło ci kobiet w Montanie?
 Mo\na tak powiedzieć.
 Mogłam się tego spodziewać!  prychnęła.  Ale nie myśl, \e tu znajdziesz sobie pole
do popisu.
 Nie?
 Nie  powiedziała Celie, trochę szar\ując.  Ty tutaj nie pasujesz.
 A ty pasujesz? To było nie fair.
 śadne z nas tu nie pasuje, prawda?
 Ale ja tu pracuję.
 Tylko dlatego, \e uciekłaś.
 Nie uciekłam!
 Owszem, tak! Przecie\ miałaś w Elmer świetną pracę i było ci tam doskonale!
 O, tak  Celie mówiła z gorzką ironią.  Miałam mieszkać z matką i jej nowym mę\em,
czy mo\e z siostrą i jej nowym mę\em?
 Mogłaś sobie te\ poszukać mę\a i nie byłoby problemu!  wybuchnął Jace.
 A ty myślisz, \e co ja tutaj robię?  Słowa Jace a ubodły ją do \ywego.
 Przecie\ chyba nie po to przyjechałaś tu taki szmat drogi?  Nie mieściło mu się to w
głowie.
 Nie? A co miałam robić w Elmer? Powiesić w oknie kartkę, \e szukam mę\a? A mo\e
dać ogłoszenie do gazety?
 Mogłaś rozejrzeć się dookoła, znalezć kogoś na miejscu.
 No jasne. Na przykład Logana Reese a? Albo Spence a Atkinsa. Wspaniały wybór 
zatwardziały stary kawaler albo gburowaty gliniarz. Dziękuję, nie są w moim typie.
 Bogu dzięki!  warknął Jace. Oddech miał przyspieszony, wpatrywał się w nią
przenikliwie.
Celie cofnęła się trochę, kiedy do niej podszedł.
 No, kto tam jeszcze został? Artie?  próbowała \artować.
 Zgadnij  odpowiedział i zanim się spostrzegła, pochylił się, złapał ją w ramiona i nagle
poczuła jego usta na swoich.
Celie zdarzało się ju\, oczywiście, całować z mę\czyznami. Była przecie\ kiedyś
zaręczona i wiedziała, co to jest po\ądanie. Doświadczała go, będąc z Mattem, a potem, kiedy
ją rzucił, odczuwała je bardzo boleśnie. Marzyła o pocałunkach Sloana Gallaghera, lecz on
wybrał Polly, a ją całował wyłącznie po bratersku. Brakowało jej prawdziwej namiętności i
miała nadzieję, \e mo\e spotka ją tu, na statku.
I oto ją spotkała. Pocałunki Jace a oszołomiły ją swą intensywnością. Ten mę\czyzna
pragnął jej ze wszystkich sił, płonął z po\ądania; nie mogła się co do tego mylić.
Pewnie i ją ogarnęłaby ta fala, gdyby w ostatniej chwili nie przywołała się do rozsądku.
Wyrwała mu siei odsunęła jak najdalej.
 Co ty, do diabła... ?  nie dokończyła, przygwo\d\ona jego płonącym wzrokiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •