[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwrócę diamenty, policja najpewniej zamknie sprawę. Chciałam w ten
sposób oczyścić Ramona z wszelkich podejrzeń.
Trace zamknął oczy i zacisnął pięści w bezsilnej złości.
Powinienem pamiętać, że nigdy nie jest tak zle, żeby nie mogło być
jeszcze gorzej, pomyślał.
- Wprost nie wierzę własnym uszom. Tak po prostu wsadziłaś je do
koperty i wysłałaś? A nie wpadło ci do głowy, że będą szukać na
torebce i kamieniach odcisków palców? Pogrążyłaś Ramona, siebie i
mnie.
Spojrzała na niego z jawną pobłażliwością.
- Czyżbyś nie wiedział, w jakiej rodzinie się wychowałam?
Włożyłam rękawiczki, wytarłam dokładnie każdy kamień, a pózniej
zapakowałam diamenty do starej papierowej torby ze sklepu, napisałam
S
R
adres drukowanymi literami i wrzuciłam do skrzynki daleko od swo-
jego domu.
- Pomyślałaś o wszystkim - przyznał, gdy już zdołał otrząsnąć się
ze zdziwienia.
- Nie, popełniłam wielki błąd. Musimy w jakiś sposób odzyskać te
kamienie.
- Przede wszystkim musimy pójść na policję - powiedział
poważnie. - Koniec żartów, Chloe. Twój brat został porwany, a nas
próbowano zabić.
- Znów zapomniałeś, z jakiej rodziny pochodzę. Policja nie ruszy
palcem, by pomóc Ramonowi, a nawet gorzej, bo będą próbowali go
wrobić. Zobaczysz, od razu uznają, że to on do nas strzelał. Poza tym
nie mogę pokazać tej kartki z wiadomością, bo wyszłaby na jaw sprawa
diamentów. Musimy załatwić to na własną rękę.
- My?!
Stłumiła jęk zawodu. A czego się, głupia, spodziewałaś? -
pomyślała ponuro. %7ładen mężczyzna przy zdrowych zmysłach nie
miałby ochoty pakować się w tak skomplikowaną i niebezpieczną
aferę. Trace i tak wspierał ją o wiele dłużej, niż się spodziewała. Choć
nigdy głośno nie przyznałaby się do tego, miło było mieć go u swego
boku. Po raz pierwszy w życiu nie musiała samotnie borykać się z
problemami rodzinnymi. Miła odmiana...
- No dobrze, ja - poprawiła się i włączyła silnik. - Ty tylko mój
problem. Musisz się gdzieś ukryć, bo wkrótce zrobi się gorąco. Może
podrzucÄ™ ciÄ™ do twojej ciotki?
S
R
- Skąd pomysł, że zamierzam gdzieś się schować? Szczerze
mówiąc, sam nie wiem, co powinienem zrobić. Nie chcę, żebyś działała
na własną rękę, to zbyt niebezpieczne.
- A zatem... - ponagliła go i mszyła z piskiem opon. - Skoro nie
masz żadnej propozycji, to pozwól, że zabiorę cię w bezpieczne
miejsce, gdzie spokojnie zastanowimy siÄ™, co dalej.
- Do hotelu?
- Nie, do naszej rodzinnej kryjówki.
- Rodzinna kryjówka... - powtórzył z sarkazmem.
- Wiesz, to właściwie nie jest dom - powiedziała z wahaniem.
- Tylko co?
W miarę jak miasto zostawało coraz bardziej z tyłu, Chloe
nabierała wigoru.
- Dawno temu brat mojego dziadka, Paul, kupił farmę, na której
chciał hodować owce. Był niesłychanie praworządnym człowiekiem.
- A to ci dopiero - skomentował Trace.
Ignorując jego sarkazm, Chloe ciągnęła dalej:
- Gdy w sześćdziesiątym czwartym tornado zmiotło dom Paula z
powierzchni ziemi, on sam przeniósł się do miasta, lecz nigdy nie
sprzedał ziemi. Dzięki temu wielu członków mojej rodziny uniknęło
więzienia. To naprawdę fantastyczna kryjówka.
- O matko, chyba nie ciÄ…gniesz mnie do zagrody dla owiec?
- Coś ty, jedziemy do jaskini. - Uśmiechnęła się do niego ciepło. -
Biorąc pod uwagę twoje maniery, będziesz się tam czuł jak u siebie.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Trace nie wierzył własnym oczom. Gorąco pożałował, że
kiedykolwiek posądził Chloe o zbyt bujną wyobraznię. Gdy
opowiadała mu o starej kryjówce rodzinnej, założył optymistycznie, że
nieco koloryzowała. Jednak rzeczywistość przerosła jego najśmielsze
oczekiwania. To, na co patrzył, nie było nawet jaskinią, lecz podziemną
piwnicą, służącą do przechowywania żywności, nim nastała era
lodówek.
Chloe podprowadziła go do drewnianych, pomalowanych na biało
drzwi, niemal niewidocznych spoza niezwykle rozrośniętych,
zdziczałych krzaków. Zeszli po kilku zniszczonych schodkach. Trace
stwierdził ze zdziwieniem, że pomieszczenie jest bardzo duże i na tyle
wysokie, że można w nim swobodnie stać.
- Niesamowite - powiedział, rozglądając się z zaciekawieniem.
Pod jedną ze ścian stało łóżko nakryte wydzierganą szydełkiem
narzutą. Całą podłogę przykrywała mocno zużyta i niegdyś chyba
jasnobeżowa wykładzina. Jakby dla kontrastu, na ścianach była
zupełnie nowa zmywalna tapeta. Na półkach przy wejściu piętrzyły się
stosy konserw.
- Rodzina zadbała, by było tu bardziej przytulnie.
- Jeden z moich kuzynów, który jest hydraulikiem, urządził tu
nawet Å‚azienkÄ™.
Chloe zrzuciła buty i skuliła się na łóżku, a potem głośno ziewnęła.
S
R
- Zmęczona? - spytał Trace, kładąc się obok niej.
- Tak, miałam dziś za dużo wrażeń.
Trace usiadł i spojrzał na nią poważnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]