[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeciwdeszczowy. Z półmroku szopy wynurzył się nagle mężczyzna z wiadrem. Jego widok
kompletnie zaskoczył Paula, zawrócił więc szybko, zanim mężczyzna zdążył zauważyć, że
przygląda się domostwu. Pora była zbyt wczesna na wizytę, poza tym wolał nie składać jej w
kostiumie do biegania. Podniósł brodę, wystawiając twarz na podmuchy wiatru, skręcił za róg i
spróbował odnalezć dawne tempo biegu.
Nie było to łatwe. Miał wciąż przed oczyma postać mężczyzny, co spowalniało jego ruchy i
czyniło każdy kolejny krok trudniejszy od poprzedniego. Mimo chłodu, gdy wreszcie dobiegł z
powrotem do Gospody, jego twarz lśniła od potu.
Ostatnie pięćdziesiąt metrów, dzielących go od pensjonatu, przeszedł, nie zważając na to, że
marzną mu nogi. Jeszcze z drogi zobaczył, że w kuchni pali się światło. Uśmiechnął się,
uświadamiając sobie, co to oznacza.
* * *
Podczas nieobecności Paula zadzwoniły dzieci Adrienne i rozmawiała z każdym z nich
przez kilka minut, zadowolona, że mile spędzają czas ze swoim ojcem. Nieco pózniej, o okrągłej
godzinie, zadzwoniła do domu spokojnej starości.
Wiadomo, że ojciec nie mógł odebrać telefonu, toteż umówiła się z Gail, jedną z
pielęgniarek, która robiła to za niego. Teraz podniosła słuchawkę po drugim sygnale.
- W samą porę - powiedziała Gail. - Właśnie mówiłam twojemu ojcu, że za chwileczkę
zadzwonisz.
- Jak się dzisiaj czuje?
- Jest trochę zmęczony, ale poza tym wszystko w porządku. Zaczekaj moment, przyłożę
słuchawkę do jego ucha.
Adrienne zamknęła oczy, słysząc w słuchawce świszczący oddech ojca.
- Cześć, tatku - powiedziała na przywitanie i przez kilka minut rozmawiała z nim tak jak
zwykle, gdy siedziała przy jego łóżku. Opowiadała mu o Gospodzie, o plaży, o burzowych
chmurach i błyskawicach; mimo że nie wspomniała o Paulu, zastanawiała, czy ojciec słyszy to
samo drżenie w jej głosie, które ona wyczuwała, gdy skrzętnie omijała imię mężczyzny.
* * *
Kiedy Paul wszedł po schodkach na werandę, a następnie do środka, w powietrzu unosił się
smakowity zapach bekonu, jak gdyby zapraszając go do domu. Po sekundzie otworzyły się drzwi
wahadłowe i z kuchni wyszła Adrienne. Miała na sobie dżinsy i jasnoniebieski sweter,
podkreślający kolor jej oczu. W blasku poranka były niemal turkusowe i przywiodły mu na myśl
czyste wiosenne niebo.
- Wcześnie wstałeś - zauważyła, wsuwając za ucho niesforny kosmyk włosów.
Paulowi ten gest wydał się osobliwie zmysłowy; patrząc na nią, otarł pot z czoła.
- Owszem, chciałem odwalić codzienne ćwiczenia, zanim tak naprawdę rozpocznie się
dzień.
- Dobrze ci to zrobiło?
- Bywało, że czułem się lepiej, ale przynajmniej mam to z głowy. - Przestąpił z nogi na
nogę. - A zmieniając temat, coś tutaj wspaniale pachnie.
- Zaczęłam szykować śniadanie, gdy cię nie było. - Wskazała gestem głowy przez ramię. -
Czy chciałbyś zjeść teraz, czy też wolisz trochę odczekać?
- Jeśli pozwolisz, wezmę najpierw prysznic.
- Jasne. Miałam zamiar ugotować owsiankę, a to zajmie mi jakieś dwadzieścia minut. Jakie
życzysz sobie jajka?
- Jajecznicę?
- Myślę, że sobie poradzę. - Umilkła, patrząc mu w oczy. Podobała jej się szczerość, jaką w
nich widziała, toteż chciała przedłużyć tę chwilę. - No, muszę dopilnować bekonu, zanim całkiem
się spali - rzekła w końcu. - Zobaczymy się niedługo?
- Jasne.
Paul odprowadził ją spojrzeniem, po czym ruszył po schodach do swego pokoju, kręcąc
głową na myśl, jak ładnie wyglądała. Rozebrał się, wypłukał koszulę w umywalce i przewiesił ją
przez stalowy pręt, na którym była zawieszona zasłona prysznica, i odkręcił kran. Tak jak
uprzedzała Adrienne, upłynęła dobra chwila, zanim pociekła z niego ciepła woda.
Wziął prysznic, ogolił się, włożył drelichowe spodnie Dockers, koszulę z kołnierzykiem,
mokasyny i zszedł do kuchni. Adrienne nakryła do stołu i właśnie stawiała na nim dwa ostatnie
półmiski - jeden z tostami, drugi z pokrojonymi owocami. Przechodząc obok niej, Paul poczuł
delikatny zapach jaśminowego szamponu, którym umyła rano włosy.
- Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzało, jeśli i tym razem zjem z tobą - powiedziała.
Paul wysunął krzesło.
- Ani trochę. Wręcz przeciwnie, myślałem o tym, że byłoby mi bardzo miło, gdybyś
zechciała. Proszę - zaprosił ją gestem, żeby usiadła.
Pozwoliła, żeby podsunął jej krzesło, a potem przyglądała mu się, gdy sam zajmował
miejsce przy stole.
- Próbowałam zdobyć gazetę - powiedziała Adrienne - ale stoisko w wielobranżowym
sklepie było już puste, gdy tam dotarłam.
- Ani trochę mnie to nie dziwi. Od rana panuje duży ruch w miasteczku. Przypuszczam, że
wszyscy myślą dzisiaj o tym, jak gwałtowna będzie wichura.
- Nie wydaje mi się, żeby było gorzej niż wczoraj.
- To dlatego że nie mieszkasz tutaj na stałe.
- Przecież to samo odnosi się do ciebie.
- Tak, ale ja przeżyłem już huragan. A właściwie, czy opowiadałem ci o przygodzie, którą
przeżyłem dawno temu, gdy studiowałem jeszcze w college u i pojechałem do Wilmington...
Adrienne roześmiała się.
- I przysiągłeś, że nigdy w życiu nikomu o tym nie opowiesz.
- Będzie to chyba łatwiejsze teraz, gdy już przełamałem pierwsze lody. I jest to moja jedyna
dobra historia. Wszystkie inne są nudne.
- Nie wierzę. Z tego, co od ciebie usłyszałam, wnioskuję, że twoje życie z pewnością nie
było nudne.
Paul uśmiechnął się niepewnie, nie bardzo wiedząc, czy Adrienne traktowała to jako
komplement, ale mimo wszystko zadowolony.
- Co Jean zaleciła dzisiaj zrobić?
Adrienne nałożyła sobie jajecznicy i podsunęła mu półmisek.
- Trzeba pochować do szopy meble z obu werand, pozamykać okna i zamocować od
wewnątrz żaluzje. Potem założyć panele przeciwsztormowe. Zapewne łączy się je ze sobą. Muszą
mieć jakieś haki, za pomocą których zaczepia się je, żeby trzymały się dobrze na miejscu.
Następnie umocnimy je poprzecznymi belkami, które powinniśmy znalezć w piwnicy razem z
panelami.
- Mam nadzieję, że Jean ma drabinę.
- Tak, stoi pod domem.
- Czyli nie jest zle. Ale, tak jak obiecałem wczoraj, z przyjemnością pomogę ci wszystko
zabezpieczyć, gdy odbędę już dzisiejsze poranne spotkanie.
Adrienne spojrzała na niego.
- Dzięki. Naprawdę nie musisz tego robić.
- %7ładen problem. I tak nie planowałem niczego innego. Poza tym, szczerze mówiąc, nie
wytrzymałbym, siedząc bezczynnie, podczas gdy ty robiłabyś wszystko. Miałbym okropne wyrzuty
sumienia, mimo że jestem gościem.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •