[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Droga Pani Shakespeare!
Proszę przysłać kompletny rękopis. Niczego nie obiecuję, ale
z powodu zerknięcia na cokolwiek jeszcze mi nigdy korona
z głowy nie spadła.
No, pomyślałam, wysyłając wiadomość, miło jest spra
wić dla odmiany radość komuś innemu. A zajrzenie do
rękopisu Mony Shakespeare mogło się nawet okazać
pouczajÄ…ce.
Nie mogę się doczekać, kiedy cię znów zobaczę - napisane
było na bileciku dołączonym do kwiatów.
Okej, może to banalne, ale żaden z moich poprzednich
166
facetów nie przysyłał mi kwiatów do pracy, a on nawet
pamiętał, że moimi ulubionymi kwiatami są peonie
- ogromne, różowe, diabli wiedzą, gdzie on o tej porze
roku dostał peonie.
Jeśli moje życie było skazane na banał, wolałam, żeby
to był banał z dostawaniem kwiatów niż dotychczasowy
banał z łapaniem faceta na ciążę. Krótko mówiąc, byłam
teraz psychicznie nastawiona na banały w romantycznym
stylu.
Zanurzyłam nos w bukiecie i wciągnęłam powietrze.
- Kto ci je przysłał? - Louise zapuściła żurawia do
mojego otwartego pokoju.
- Nikt - odpowiedziałam, próbując ukryć w dłoni
bilecik.
- Jesteś w ciąży - zauważyła z wyrazną satysfakcją
i stanęła przed moim biurkiem. - Hej, od kogo je dostałaś?
Czyżby Trevor próbował wrócić do twoich łask?
- Boże, nie!
- Więc kto? - Nim się zorientowałam, wyrwała mi
z ręki bilecik i przeczytała bezgłośnie, mrużąc z wysił
kiem czoło: Nie mogę się doczekać, kiedy cię znów
zobaczÄ™".
Dobrze, że Tolkien się nie podpisał, pomyślałam. Nie
wiem dlaczego, ale wyglądałoby niestosownie, gdybym
nosiła pulower z Maleństwem Mamy Kangurzycy i jed
nocześnie dostawała kwiaty od mężczyzny, z którym
miałam taką straszną ochotę pójść znów do łóżka. Domy
ślałam się, że Tolkien nie podpisał się na bileciku, za
kładając, że będę wiedziała, kto przysłał kwiaty, a tym
samym że a) w moim życiu nie ma żadnych anonimo
wych prześladowców i b) żadnego innego mężczyzny,
z którym sypiam i którego mogłabym pomyłkowo wziąć
za nadawcę. Tak czy inaczej, facet był optymistą, a ja
zdecydowałam z miejsca, że lubię męski optymizm.
- Więc kto? - naciskała Louise. -Jeśli nie Trevor, to kto
przysłał ci te kwiaty?
167
- Eee... Yyy...
- Tak?
- David - odpowiedziałam w końcu. - No wiesz, mój
przyjaciel David. Spotkałaś nas kilka razy.
- Tak, ten przystojniak. Ale czy on nie jest gejem?
- Oczywiście.
- Więc po co miałby ci przysyłać kwiaty z bilecikiem,
na którym jest napisane... - Przeczytała jeszcze raz.
- Aaa. To. - Zbyłam ją machnięciem ręki.
- Tak. - Wciąż miała podejrzliwą minę. - To.
- David jest po prostu dobrym przyjacielem. Wie, jak
ostatnio paskudnie siÄ™ czujÄ™, z dzieckiem w brzuchu, bez
mężczyzny na horyzoncie i w ogóle. To jego sposób na
poprawienie mi humoru. Robi, co może, żebym miała
wrażenie, że wciąż jestem obiektem męskiego zaintereso
wania, nawet jeśli jest to zainteresowanie ze strony geja.
- Boże. - Mierząc mnie mało przychylnym wzrokiem,
wrzuciła bilecik do kosza na śmieci.
- Co?
- Jesteś o wiele większą szczęściarą, niż na to zasługujesz.
Poczekałam, aż zniknie mi z pola widzenia, potem
wyjęłam z kosza bilecik i przeczytałam jeszcze raz:
Me mogę się doczekać, kiedy cię znów zobaczę.
Louise miała rację, pomyślałam. Byłam o wiele większą
szczęściarą, niż na to zasługiwałam.
Zamknęłam drzwi z obawy przed kolejnym intruzem
i wcisnęłam znajomy numer na swojej komórce.
- David! - wyszeptałam.
- Tak, Jane. Wiem, kim jestem. Czy to coÅ› bardzo
pilnego?
- Tolkien przysłał mi kwiaty! - Mój wyszeptany
okrzyk zabrzmiał tym razem jeszcze bardziej radośnie.
- To cudownie, Jane. Ale masz świadomość, że ja tu
czasem pracujÄ™?
168
Postanowiłam zrobić sobie amniopunkcję.
Och, nie chodziło mi o badanie polegające na przebiciu
długą igłą powłok brzusznych i ściany macicy. Nie, na
pewno nic, co byłoby tak bolesne. Nie, miałam raczej na
myśli coś mniej dosłownego. Fakt, że nie przekroczyłam
trzydziestu pięciu lat, a to był najczęstszy powód, dla
którego wykonywano amniopunkcję. Poza tym ani w Tre-
vora, ani w mojej rodzinie nie występowały anomalie
chromosomowe; nie sądziłam też, abym była w stanie
przekonać ludzi, że oboje jesteśmy nosicielami auto-
somalnych recesywnie dziedzicznych zaburzeń, takich
jak choroba Tay-Sachsa albo anemia sierpowata. Postano
wiłam więc, że Madame Zora zaleci, żebym poddała się
temu badaniu, gdyż według niej, konieczna stała się
ocena stopnia dojrzałości płuc płodu, a mimo jej najusil-
niejszych pozazmysłowych zabiegów karty tarota mil
czały. W każdym razie, ponieważ rutynowo amniopunk
cje wykonuje się między szesnastym a osiemnastym
tygodniem ciąży, nie mogłam wybrać lepszego momentu.
Doszłam do wniosku, że w moim przypadku, skoro nie
udało mi się namówić żadnej ciężarnej kobiety, żeby
sprzedała mi swoje zdjęcia z badań USG, i skoro powie
działam wtedy wszystkim, że Madame Zora jest zdecy
dowanie przeciwna, żeby przyszłe matki oglądały takie
zdjęcia, powinnam zrobić jakieś inne badanie ustalające
płeć dziecka. Nie musiałam silić się na wyjaśnienia,
dlaczego Madame Zora przyjęła taki, a nie inny punkt
widzenia, bo wszyscy i tak uważali, że jest szurnięta.
Zasadniczą dla mnie sprawą było to, że zrobiwszy amnio
punkcję, nie tylko poznałabym z wyprzedzeniem płeć
dziecka, ale mogłabym ją wybrać. Ilu ludzi może sobie na
to pozwolić? (Prawdopodobnie już wkrótce będzie takich
od groma, ale ja zdecydowanie wyprzedzałam swój czas).
Postanowiłam, że będę miała dziewczynkę. Dziew
czynki łatwiej się chowają, a poza tym w przyszłości,
zważywszy na nieobecność Trevora, nie musiałabym się
169
przejmować ludzmi, którzy prawiliby mi kazania o po
trzebie znalezienia męża, bo przecież chłopiec powinien
mieć jakiś męski wzorzec. Oczywiście, wciąż nie wiedzia
łam, gdzie znajdę jakieś dziecko, kiedy ciąża dobiegnie
końca i będę zmuszona urodzić, żeby nie przyznać się, że
okłamałam wszystkich po kolei, ale mogłam odłożyć to
zmartwienie na pózniej. Kto wie, pomyślałam.
Może Alice miała rację: może gdy tylko stanę się bogata
i sławna, nikt nie będzie mi wypominał, w jaki sposób ich
oszukałam. Zabawne, ale całe szaleństwo zaczęło się od
tego, że uwierzyłam, że jestem w ciąży, potem próbowałam
zajść w ciążę, żeby mieć dziecko z Trevorem i zasmakować
pięknego wspaniałego świata", pózniej chciałam dalej
udawać, że jestem w ciąży, bo życie w tym stanie wydawało
się daleko przyjemniejsze, potem poznałam Tolkiena (co nie
miało absolutnie nic wspólnego z ciążą, poza tym, że byłoby
łatwiej, gdybym w niej nie była), aż w końcu Alice
zaproponowała mi napisanie książki o kobiecie, która przez
dziewięć miesięcy udaje, że jest w ciąży, a teraz... a teraz...
Boże, moje życie było jednym wielkim chaosem. Jak to
wszystko się skończy?
- To było ode mnie. - Tak brzmiały pierwsze słowa
Tolkiena, kiedy odebrałam telefon.
- Tak, wiedziałam o tym - odparłam, pewna, że to
właściwa odpowiedz.
- SkÄ…d?
- JesteÅ› optymistÄ…, prawda?
-Tak.
- No właśnie.
Teraz, kiedy już było po mnie coś widać, widać też było
mnóstwo korzyści, które pojawiły się wraz z moim
rozciągliwym brzuchem: mogłam sobie pozwolić na do
datkowe przerwy i spychać na innych robotę, której nie
czułam się na siłach podołać; moja matka była teraz dla
170
r
[ Pobierz całość w formacie PDF ]