[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy wachmistrz skończył, śmiertelna cisza zaległa komnatę. Twarze obecnych gorzały,
oczy skrzyły się, błyszczały, lśniły, usta zdawały się poruszać, piersi wzbierać, a milczenie
trwało tak głębokie, że spoza okiennic słychać było niespokojne szarpanie wędzidłem uwią-
zanego u podjazdu gniadosza.
Aż nagle imć pan naddzierżawca ramiona rozwarł i syna w objęcia pochwycił. Na ten znak
wszyscy jęli na prześcigi cisnąć się do pana Andrzeja; nawet kto ze służby śmielszy, to bodaj
z tyłu się zakradł i bodaj w pas od ładownicy, a pocałował.
74
Powstał rozgardiasz, zamieszanie pełne westchnień, wykrzykników a wynurzeń! A tuż za
tym zerwała się rozmowa bezładna, gorączkowa.
Pan Andrzej ledwie mógł nastarczyć z odpowiedziami. Czterykroć ab ovo20 musiał przy-
gody swoje rozpowiadać, zanim niejakie uspokojenie naszło i niespodziewania ogarnięcie. Aż
pani Babecka ostateczne dała hasło do zastanowienia się nad położeniem, bo gdy imć pan
naddzierżawca chciał zapytywać syna o sztab cesarski, ta ręce nagle załamała i zakrzyknęła
żałośnie:
De, choćby co zapeklować!
Lucyś, toż zamyśliłaś z peklowaniem upomniał żonę pan Babecki.
Franuleczku, de, jutro! Na południe!... W spiżarni licho!... Z Wielkiej Nocy ledwie sło-
nina po wieprzku została! A do jutra okropność!
Co niebądz, a przecież... jużci trzeba!
Popatrz tylko, popatrz!... To i w domu; należy ładu, to i samemu się ochędożyć, a tu
kuchnia!
I w mieście coś! podchwycił żywo imć pan Franciszek, uderzony niezbitą prawdą, że
istotnie czasu niewiele ma sam na uhonorowanie cesarza.
Widzisz, Franulku a tu choćbyśmy tego... pstrąga wczoraj nie zjedli!
Co pstrąg! Deputacja musi być i transparent!
Piramida z cyfrą! wtrąciła się panna Filipina.
Najważniejsze sypialnia dla cesarza zauważyła ciotka Anna.
Mowa po łacinie!
Franulku niech mowa, a tu lodu... lodu mi zbraknie! Trzeba do Bazyliszek!
Mama o lodzie!... Najpierw do krawcowej!
Kołdrę można ode mnie nowiuteńka!
Klucze od miasta!
Nawet młodych ziemniaków ledwie podbierze!
De, żelaza do spódnic trza nastawić!
I w okolice posłać!
I drogę omieść!
I cesarzowi choć jaśminu w dzbanuszki!
A tam nie on jeden!
Pani Babecka za głowę się chwyciła i jeno ręką machnęła, a jak piorun między służbę
wpadła. Imć naddzierżawca do kancelarii ruszył i podstarościego w obroty wziął, a rozkazami
nań sypnął. Panna Filipina wybiegła do swej gotowalni na pięterko; ciotka Anna poszła za
panią Babecka.
Wachmistrz ani się spostrzegł, jak sam został. Markotno się nagle zrobiło panu Andrzejo-
wi, iż go tak opuszczono i nawet słuchać dalej nie chciano.
Krótka atoli była samotność pana Andrzeja, bo zanim konia, rozkułbaczył a stajennemu
oddał, już nań spadać zaczęły ze wszech stron ataki, pytania, kwestie, których na dobitek
wachmistrz ani rusz rozstrzygnąć nie umiał.
Co cesarz lubi na obiad?
Czy sypia na piernacie, czy na sienniku?
Ilu oficerów z nim przyjedzie?
W jakim kolorze Filipince do twarzy?
Gdzie mu chleb i sól podać: przed gankiem, czy na ganku?
Pan Andrzej ramionami wzruszał, frasował się, lecz żadną miarą zadowolić pytających nie
potrafił, czym obniżał coraz więcej swoją powagę. Doszło do tego, że panna Filipina spoj-
rzała na brata pogardliwie i zakonkludowała:
20
Ab ovo (łac.) w przenośni: od początku.
75
I... i... że też takiego wachmistrza trzymają w pułku!
Pozwól toż nasza rzecz nie gałganki, nie fatałaszki! ujął się z urazą pan Andrzej. A
cesarz nawet nie spojrzy na twoje falbanki!
Cesarz nie jest taki grubian jak ty!
Cesarza nie znasz!
Och! A ty znasz dużo! Nie wiesz nawet, co najprostsze! O, ty znasz! Ot gwardia!
Sprzeczka między bratem a siostrą może by nawet ostrzejszy ton przybrała, gdyby nie
raptowne zjawienie się pani Babeckiej.
Co wy tu? Macie czego!... Uf! Wiem, co dam na obiad! Wiem... Czerninę! Już kazałam
rżnąć kaczęta!
Panna Filipina pobladła.
Czerninę?!
I cóż?! Cesarz żonaty w konkury nie jedzie!21
De, przecież nie jeden cesarz!
Także! Na jakąś resztę mam zważać!
W pannę Filipinę wstąpiła energia.
Nie chcę czerniny... nie potrzebuję! Kiedy czernina, to ja... ja się na oczy nie pokażę
niech sobie się wali wszystko!
Filipisiu i co ja nieszczęśliwa?!
Może by rosół!
Dziś był rosół, kochanie, gdzież mogę jutro dawać rosół! A może nie lubi?... Jędrulek!
Do ust nie bierze rosołu przyświadczył wachmistrz, mszcząc się na siostrze.
Filipinka się łzami zalała. Pani Babecka podreptała z desperacją szukać ciotki Anny na ra-
dę, z góry stawiając jej warunek, że... byle, nie czernina i nie rosół.
Gdy w ten sposób przed panią Babecka coraz to nowe piętrzyły się trudności a kłopoty
miał ich, i jeszcze większych, niemało imć pan naddzierżawca, miał ich po uszy już i bur-
mistrz, i całe Wyłkowyszki nawet.
Wieść o przyjezdzie cesarza, mimo nocy, lotem ptaka obiegła wszystkie zakamarki mia-
steczka, a gdzie dostatecznego nie sprawiła wrażenia, gdzie dobrowolnej nie obudziła czyn-
ności tam pachołcy z nakazami burmistrza i żądaniami pana naddzierżawcy niewolili do go-
rączkowej pracy. Ciż sami pachołcy jeszcze przed wschodem słońca dotarli do okolicznych
wsi i zaścianków ba, po Mariampol, Władysławów i Wejwery bez mała rozwiezli nowinę, a
z nią wezwania, zaproszenia, zaklęcia i polecenia.
Rozgardiasz i zamieszanie z godziny na godzinę wzmagały się. Plany przyjęcia rosły, po-
mysły sypały się jak z rękawa a tu ani rąk, ani materiału, ani czasu. Lecz też imć pan Je-
ziorkowski nie żartował, pisarzów na nogi porwał, woznych magistrackich dozorcami mia-
nował, a sam z sękatym wiśniakiem przebiegał miasteczko z krańca do krańca, za centrum
sobie obrawszy kancelarię imć pana Babeckiego.
Kto żyw w mieście, z dorosłych lub młodzieniaszków, tego zapędzano do roboty: do po-
rządkowania ulic, do wysypywania ich piaskiem, do majenia domów choinami, do wszelakie-
go strugania, przybijania, czyszczenia i znoszenia. A gdy mężczyzn było mało, zarekwirowa-
no baby, a kiedy jeszcze piorunem nie szło wszystko, tedy nawet bachurkom żydowskim nie
darowano.
O świcie gorączkę ogólną spotęgował pluton ułanów, który jak wicher przeleciał przez
miasteczko i znikł na wejwerskiej drodze tak, że ledwie chorągiewkami warknął. Za tym
plutonem jęły ciągnąć liczniejsze oddziały kawalerii, a na rynku niekiedy przystawać i miesz-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]