[ Pobierz całość w formacie PDF ]
hakiem skręcił w prawo. Następnie zjechał z ulicy na trawiasty pas równoległy do niej. W
oddali, przy budynku szkoły wciąż rozlegały się wybuchy. Sowieci biegali tam chaotycznie. Po
środku nich zauważył oficera. Był wysoki, bez czapki i miał ubrudzoną twarz. Krzyczał do
swoich żołnierzy, wskazując na przewróconego jeepa, ale oni uciekali w popłochu. Oficer
usiłował wyciągnąć coś spod samochodu. John przemknął szybko, spoglądając w lewo. Oficer
łomem podważał jeepa, aby wydostać kogoś spod wozu. Rourke zahamował. Pasmo płomieni
przecinało ulicę, trawa po bokach płonęła również.
- Cholera! - rzucił doktor zawracając Harleya w kierunku jeepa.
Oficer upuścił pręt i sięgnął do kabury na prawym biodrze. Rourke zatrzymał się i
wycelował w niego.
- Możesz mnie zastrzelić, ale najpierw pomóż mi wydostać tego człowieka. On jeszcze
żyje!
John nie odpowiedział. Prawym kciukiem zabezpieczył CAR-15. Postawił motocykl na
stopce i wyłączył silnik. Podszedł do Rosjanina i powiedział:
- Jestem osłabiony. Nie mam zbyt wiele sił. Podważaj łomem, a ja go wyciągnę.
- Dobrze - przytaknął oficer.
Oficer, major - jak zauważył Rourke - oparł się na metalowym pręcie. John uklęknął
obok niego na ulicy. Ranny leżał pod przewróconym jeepem. Był to starszy człowiek w stopniu
sierżanta. John chwycił go za ramiona.
- Teraz, majorze - powiedział widząc, jak jeep unosi się. Słyszał jęk oficera. Rourke
wsunął prawe ramię pod samochód. Wycofał się wraz ze starszym człowiekiem i jeep opadł.
- Nie utrzymałbym go dłużej.
Doktor nie zwracając uwagi na oficera, popatrzył na rannego.
- Potrzebuje pomocy i to szybko.
- Mamy helikoptery. Użyjemy ich do transportu rannych.
- Zabierzcie go stąd szybko - rzucił Rourke. - Wkrótce całe miasto wybuchnie.
- Co robisz?
Major chwycił go za rękę.
John odrzucił jego dłoń i otworzył skórzaną apteczkę Marthy Bogen.
- Morfina - powiedział. - To przyniesie mu ulgę. Jestem lekarzem. Zrób mu kompres na
prawą nogę. Nie zakładaj opaski uciskowej, jeśli chcesz, żeby nie stracił nogi. Opiekuj się nim
jak dzieckiem, majorze.
Rourke wstał. Sowiecki oficer poruszył prawą ręką, więc John sięgnął po pistolet,
jednak ręka majora wyciągnęła się ku niemu. Doktor uścisnął ją.
- Powinienem cię aresztować lub zastrzelić.
- Jeśli chodzi o to drugie - uśmiechnął się Rourke - to miałem podobny zamiar
względem ciebie. Ale zrezygnuję z tego.
John puścił rękę sowieckiego majora, odwrócił się i odszedł. Istniało
prawdopodobieństwo, że oficer wyciągnie pistolet i strzeli mu w plecy. Postanowił jednak nie
brać pod uwagę takiej możliwości. Dosiadł Harleya, zapalił go i złożył stopkę. Major patrzył na
swego rannego sierżanta. Rourke ruszył przed siebie...
Był już na skraju miasta. Jedyna droga prowadząca w góry rozciągała się przed nim.
Eksplozje rozerwały ziemię wokół niego, a za nim pozostało morze płomieni zbliżających się
już do lasu otaczającego dolinę. Spojrzał jeszcze raz na miasto Bevington. - Przykre -
wymamrotał i ruszył pod górę. Droga była stroma. Po prawej stronie osuwały się niektóre
skały. Koncentrował uwagę na omijaniu głazów, które tarasowały drogę.
Poprzez huk eksplozji i trzask płomieni przedostał się znajomy dzwięk. John spojrzał w
niebo i zobaczył helikoptery.
- Oto moja nagroda za samarytańską pomoc - rzucił, ze złością kręcąc głową. Ale nie
winił majora ani rannego sierżanta. Jak to zwykle w życiu, pomyślał, nie było nikogo, komu
można by przypisać winę. Przyśpieszył jeszcze bardziej, zostawiając za sobą kłęby dymu.
Zmigłowce były tuż nad nim. Nie wiedział dlaczego. Może KGB, ale co mieliby do
roboty w Bevington, w stanie Kentucky? - pomyślał. Odbezpieczył CAR-15. Dostrzegł ostry
wiraż i wziął go na pełnej szybkości. Musiał wychylać się mocno w lewo, gdyż połowa drogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]