[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prezentowanej przez niego centrali moglibyśmy sprze-
dać panu tworzywa sztuczne powlekane niektórymi
51
metalami. Dysponujemy niezłymi rozwiązaniami w tym
względzie. Proponuję, by odwiedził pan, panie Keller-
mann, taką fabrykę tu, w Płocku. Postaram się o prze-
wodnika dla pana, a i pan Langner będzie z pewnością
służył panu pomocą.  Majewski spojrzał na zegarek 
No cóż, panowie, niestety zaplanowany czas już minął.
Mam następującą propozycję. Pan, panie Edmundzie,
zaprowadzi naszego gościa do fabryki, porozmawiacie
tam, obejrzycie zakład, a potem, jeśli starczy czasu, pan
Kellermann może zwiedzić miasto. O godzinie szóstej
proponuję spotkanie w naszym klubie. Zarezerwowałem
stolik.
 Właściwie to ja miałem zamiar zaprosić panów
na obiad  odezwał się Kellermann.  Pan dyrektor
mnie uprzedził.
 O nie! O tym nie może być mowy. Do obowiąz-
ków gospodarzy należy zajmowanie się gośćmi. Musi
pan przyjąć nasze zaproszenie.
Przed obiadem Kellermann zostawił swego prze-
wodnika w mieście, a sam poszedł do hotelu odświeżyć
się i przebrać. W recepcji zapytał o Małgorzatę Zagór-
ską. Recepcjonistka długo wertowała listę gości.
 Osoba o takim nazwisku nie mieszka u nas, pro-
szę pana  oznajmiła wreszcie.  Nie było również re-
zerwacji.
 Jak to? Zjednoczenie przemysłu chemicznego
rezerwowało przecież dodatkowy pokój.
 Ach tak, istotnie. Teraz sobie przypominam. Ta
52
pani była tu przed godziną. Oświadczyła, że rezygnuje z
pokoju, ponieważ musi wracać do Warszawy. Chciała
zapłacić, ale rachunek został uregulowany przez rezer-
wującego.
 Nie zostawiła dla mnie żadnej wiadomości? Na-
zywam się Kellermann.
 Przykro mi, proszę pana, ale nie.
Nie bardzo wiedział, co o tym wszystkim sądzić. W
każdym razio w ten sposób sytuacja zostanie rozwiąza-
na i wyjaśniona w sposób niejako naturalny  pomyślał.
Po prostu Małgorzata uwolniła go od przykrej koniecz-
ności podejmowania decyzji.
Klub znajdował się w niewielkiej salce oddzielonej
od reszty kawiarni czymś w rodzaju kurtyny z prosto-
kątnych miedzianych płytek zawieszonych na łańcusz-
kach. Na dwóch zestawionych w rogu pomieszczenia
stolikach stały dwa proporczyki. Kiedy Kellermann
wszedł do sali, na miejscu byli już Majewski i Biegała.
W dziesięć minut pózniej zjawił się Langner. Wzniesio-
no pierwsze toasty.
 Jak wypadło zwiedzanie naszego zakładu?  za-
pytał dyrektor Majewski.
 Muszę powiedzieć, że było bardzo owocne.
Przeszło nawet moje oczekiwania. Udało mi się dopro-
wadzić do wstępnego porozumienia na sugerowany
przez pana temat. Zamówiłem pewną partię ozdobnych
listew do samochodów i drobnych akcesoriów oraz
elementy armatury sanitarnej. My dostarczymy wzory
matryc,
53
może nawet same matryce, a reszta będzie już zależała
od was. Jednym słowem, jestem całkowicie usatysfak-
cjonowany.
Kellermann zauważył, że Langner stara się narzucić
spore tempo picia. Wychylał jednak każdy nalany kieli-
szek, myśląc w duchu, że oto przydają mu się  treningi
z Ianem. Majewski i Biegała raczej markowali. Po
trzech godzinach pożegnali się i wyszli, życząc dobrej
zabawy.
Langner zamówił jeszcze butelkę  Soplicy , chociaż
było widać, że ma już niezle w czubie.
 No to na zdrowie  podniósł kieliszek.  Słabe
głowy już poszły, więc możemy teraz spokojnie poroz-
mawiać. Wypijmy za interesy. Pochylił się i zniżył głos.
 Mówił pan przed chwilą, że jest pan zadowolony z
wizyty w zjednoczeniu i w fabryce. Ale gdyby tak się
zastanowić, to właściwie celu pan nie osiągnął.
 Nie rozumiem  Kellermann podniósł brwi.
 To proste. Pana przecież interesują żywice ter-
moutwardzalne. Gdyby nie to, że ten idiota Bielski wy-
chylił się podczas rozmowy u dyrektora z tymi Iglinami,
byłoby to do załatwienia. Już wyobrażam sobie, jak
Majewski zmyje mu głowę, ha, ha!
 Panie Langner, ja doprawdy nie rozumiem, o co
wam wszystkim chodzi z tymi Iglinami. Prawdą jest, że
interesują mnie żywice, a właściwie niektóre technolo-
gie ich wytwarzania, ale powtarzam: nie rozumiem, co
to ma do rzeczy? I co jest z tym zakładem?
54
 Zaraz panu wytłumaczę. Otóż rzeczywiście w
zakładzie w Iglinach pracują nad nowymi technologia-
mi, gdyż jest to placówka niejako prototypowa. Problem
polega na tym, że tam przygotowują coś naprawdę re-
welacyjnego na dużą skalę. Ale to drobiazg. Każdy
zakład ma dziś swoje tajemnice produkcji. Jednak ci w
zjednoczeniu są specjalnie na to uczuleni, a nawet, jak
pan widział, przewrażliwieni. A przecież, do diabła, to
jest właściwie zwykła fabryka...
 Pańskie zdrowie, panie Langner. Nie mówmy już
o tym. Wie pan przecież, że jestem cudzoziemcem,
handlowcem i interesują mnie wyłącznie normalne inte-
resy. Nie miałem zamiaru namawiać dyrektora Majew-
skiego na zwiedzanie innych zakładów. I tak wiele dla
mnie zrobił. A nie chciałbym nikogo stawiać w trudnej
sytuacji, nie chciałbym też popełnić jakiejś niezręczno-
ści. Niezbyt dobrze jeszcze znam polskie stosunki.
 Ma pan rację. Istotnie Majewskiemu byłoby
trudno polecić pana w Iglinach. Ale gdybym wcześniej
wiedział, mógłbym to panu załatwić bez większego
szumu. Mam tam doskonałe stosunki. Niech pan sobie
wyobrazi, że pracuje tam mój dobry kolega z okresu
studiów. Doktor inżynier Zagórski...
Kellermann, który początkowo słuchał tych wynu-
rzeń dość obojętnie, teraz na dzwięk usłyszanego na-
zwiska zainteresował się.
 Widzę, że stawiacie na młodą kadrę, bo z tego
55
wynika, że ten pan jest w pańskim wieku?
 Jak najbardziej. Bogdan jest moim rówieśnikiem.
Też jeszcze kawaler. Ma tam jakąś dziewczynę, ale na
razie nie bardzo się kwapi do małżeństwa. Chce naj-
pierw habilitować się. Bo potem, to wie pan, żona, dzie-
ci, zarobki i tak dalej. Wtedy bywa gorzej z pracą na-
ukową. Mają duży dom w Warszawie w ładnej dzielni-
cy...
 Jak to, mają?
 Ach, prawda. Nie powiedziałem panu, że Bog-
dan ma siostrę. Plastyczka. Równa babka. Podkochiwa-
łem się nawet w niej w swoim czasie, ale okazało się, że
nie mam szans.
 Miała już kogoś?
 Nie miała i nie ma. Małgorzata twierdzi, że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •